Porozmawiałem z Damianem Kostrzewą, czyli liderem Wybrzeża Gdańsk o mistrzostwach świata w piłce ręcznej, które w środę rozpoczynają się we Francji oraz o szansach Polaków na wyjście z grupy. O tym, dlaczego siedzi teraz nad polskim morzem, zamiast przebywać na zgrupowaniu reprezentacji w Nantes i o decyzjach, które być może nieco zahamowały jego sportowy rozwój.

Co u Ciebie Damian? Widziałem na Facebooku, że aktywnie spędzasz wolny czas. Jest chwila na grę w tenisa, chwila na boks.

Damian Kostrzewa: Tak, cały czas jestem aktywny. Lubię porobić coś innego w wolnym czasie, nie zamykam się tylko na piłkę ręczną. Teraz mam trochę luźniejszy okres, ale czasami chcę też spróbować innych sportów.

W Gdańsku siedzisz?

DK: Tak, w Gdańsku jestem.

No właśnie, a Ty nie powinieneś być teraz przypadkiem we Francji? Za dwa dni rozpoczynają się tam mistrzostwa świata.

DK: No widzisz, widocznie jeszcze nie przyszedł  mój czas w drużynie narodowej. Nie reprezentuję jeszcze tego poziomu, który predysponuje do gry w kadrze. Wiadomo, że trenuję z myślą, aby w drużynie narodowej występować, ale w reprezentacji zabrakło dla mnie miejsca na mistrzostwa świata i tę decyzję trenera muszę uszanować.

Co czułeś oglądając igrzyska olimpijskie w Rio? Już wtedy było wiadomo, że kadra podczas styczniowych mistrzostw świata może wyglądać zupełnie inaczej.

DK: Wiele osób mówiło już w sierpniu, że kadrę czekają spore zmiany i że skład drużyny narodowej znacznie będzie się różnił od tego, co widzieliśmy na igrzyskach. Ja trenowałem z nastawieniem, że może uda się złapać do kadry i na mundial pojechać. Przyszłość wielu najbardziej utytułowanych zawodników nie była jasna i ta niepewność kazała wierzyć młodszym chłopakom, że ich czas w drużynie w końcu przyjdzie.

Powiedzmy sobie szczerze – to nie było ewolucja. To była rewolucja.

DK: To fakt. Nikt się nie spodziewał, że tych zmian będzie aż tyle, bo na dobrą sprawę tylko Mateusz Jachlewski, Piotr Chrapkowski oraz Przemek Krajewski i Michał Daszek zostali. Reszta jest nowa. Czy liczyłem na swoją szansę? Pewnie, że tak. Miałem po cichu nadzieję, że na turniej pojadę, choć zdawałem sobie sprawę, że w ostatnich latach więcej czasu niż na boisku spędziłem w gabinetach lekarskich i może być ciężko złapać się do kadry.

Na Twojej pozycji jednak rewolucji nie było – w kadrze dalej są Ci sami szczypiorniści.

DK: Zarówno Przemek Krajewski jak i Mateusz Jachlewski byli w kadrze i są w niej nadal, więc w mojej sytuacji ta rewolucja wielkich zmian nie przyniosła.

Gdy w 2009 roku debiutowałeś w kadrze, to wszyscy spodziewali się, że lada chwila będziesz stanowił o jej sile. Pamiętam, jakie wtedy krążyły opinie na Twój temat.

DK: To prawda, gdy miałem 19 lat, to po raz pierwszy wystąpiłem w drużynie wice mistrzów świata. Nie wszystko od tamtego czasu potoczyło się zgodnie z planem, nie wszystko poszło tak, jakbym chciał. Wpływ na to pewnie miało wiele moich decyzji. Poszedłem do Kielc, gdzie musiałem zadowolić się rolą czwartego skrzydłowego, a – co za tym idzie – okazji do grania zbyt wielu nie miałem. Potem było wypożyczenie do Kwidzyna, gdzie okazji do zademonstrowania swoich umiejętności było więcej. Brak regularnego rytmu meczowego przeszkodził mi w rozwoju sportowym. Samymi treningami nie byłem w stanie rozwijać się.

Drugi raz zdecydowałbyś się na Kielce?

DK: Na pewno tak. Jestem tym typem zawodnika, który wierzy w swoje umiejętności i który tak łatwo się nie poddaje. Wiedziałem, że będzie trudno o minuty, ale chciałem dobrą postawą na treningach pokazać, że zasługuje na regularne występy. Z perspektywy czasu uważam, że nie dostałem swojej szansy. Brakowało mi okazji, by móc pokazać na co mnie stać.

damian-z

Powiedziałeś, że po cichu liczyłeś na to, że Dujszebajew powoła Cię do reprezentacji i tak patrząc przez pryzmat tego sezonu, miałeś sporo argumentów, by w tej kadrze się znaleźć.

DK: Na pewno pierwszy sezon w nowym klubie nie jest łatwy. Zwłaszcza jeżeli mówimy o beniaminku, który ma swoje ambicje i musi zmierzyć się z najlepszymi zespołami w kraju. Zawsze chciałem być liderem zespołu i poza pobytem w Kielcach za każdym razem byłem ważnym ogniwem w swoim zespole. O tym nawet stanowią liczby, który zawsze przemawiały na moją korzyść.

15 rozegranych meczów, 66 bramek, 9. miejsce miejsce w klasyfikacji strzelców w całej lidze i pierwsze jeżeli chodzi o zespół Wybrzeża. Czy nie demotywuję Cię to, że mimo takich znakomitych liczb i Twojej dobrej formy na mistrzostwa nie pojechałeś?

DK: W ogóle nie podchodzę do tej kwestii w ten sposób. Miałem nadzieję, że znajdę się w orbicie zainteresowań trenera i na mistrzostwa pojadę, ale skoro nie było mi to dane, to znaczy, że muszę jeszcze ciężej trenować i walczyć o swoją szansę w przyszłości. Gdybym zaczął się na tym zastanawiać, to istnieje ryzyko, że mógłbym się załamać, że już nigdy mogę w reprezentacji nie grać. Ja tak jednak nie patrzę. Cieszę się każdym treningiem i wiem, że moja dobra dyspozycja na pewno zostanie zauważona. Na pewno są jeszcze rezerwy, które mogę wykorzystać, by uczynić progres.

Czułeś, że jesteś obserwowany? Ktoś do Ciebie dzwonił ze sztabu Dujszebajewa?

DK: Nie, nic mi o tym nie wiadomo.

W reprezentacji znalazło się miejsce dla Pawła Niewrzawy. Rozumiem, że kibicujesz klubowemu koledze.

DK: Oczywiście. Kibicuję i mega doceniam Pawła, który zdołał wrócić do dobrej formy po ciężkiej kontuzji i pokazał, że nawet z największych opresji dzięki sile i determinacji można wrócić do wielkiego grania. Dał Wybrzeżu wiele jakości w dotychczasowych meczach tego sezonu i mam nadzieję, że to samo zagwarantuje reprezentacji. Mimo wciąż młodego wieku grał już w Bundeslidze, więc doświadczenie na pewno w decydujących momentach będzie po jego stronie.

niewrzawa

Jak Ty widzisz szanse reprezentacji podczas tego turnieju?

DK: Na pewno nikt nie liczy na to, że kadra będzie walczyła o medale. Już samo wyjście z grupy będzie wielkim sukcesem, bo każdy mecz będzie trudny, a przeciwnicy już na początku turnieju nie będą należeli do łatwych. Na pewno mamy niedoświadczony zespół, któremu po raz pierwszy przyjdzie mierzyć się podczas tak wielkiego turnieju. Jakiś czas temu ten sam problem miała reprezentacja Niemiec. Też zniknęli na chwilę z areny międzynarodowej, zaliczyli dwa słabsze turnieje, a w 2016 roku zdobyli wice mistrzostwo świata i brąz na igrzyskach. U nich jednak na zupełnie innym poziomie jest system szkolenia. Tam pewne wydarzenia następują po sobie logicznie, powtarzalnie i systematycznie. Mieli trochę cierpliwości, wiedzieli, że spokój będzie w tej sytuacji kluczem do zwycięstwa i teraz cieszą się znowu z dobrej gry swojego zespołu.

U nas każdy pięć lat temu wiedział, że będziemy mieli problem ze zmianą pokoleniową. Nikt jednak nic z tym nie zrobił.

DK: No widzisz. U nas poza chłopakami z Kielc czy Płocka, którzy grają na co dzień w Lidze Mistrzów nie mamy zbyt wielu graczy o sporym obyciu na arenie międzynarodowej. Wiadomo, że celem numer jeden są dla polskich szczypiornistów igrzyska w Tokio, ale zanim do tego dojdzie będzie po drodze jeszcze kilka imprez mistrzowskich, na których będzie trzeba się ogrywać i łapać doświadczenie. Wynik sportowy od razu nie przyjdzie, tu trzeba spokoju i konsekwencji.

Polacy w ostatni weekend rozgrywali towarzyski turniej w Hiszpanii. Przegraliśmy 20:30 z Hiszpanią, 25:26 z Katarem i zremisowaliśmy po 26 z Argentyną. Jak Ty ocenisz formę naszej kadry?

DK: Patrząc na same wyniki widać progres. Hiszpania to na pewno nie jest nasza półka na ten moment. Katar też pewnie będzie się liczył w końcowych rozstrzygnięciach, a mimo wszystko zagraliśmy z nimi dobre spotkanie. Argentyna jest bardzo niewygodnym rywalem, a przy odrobinie szczęścia mogliśmy ten mecz wygrać. W samym turnieju Norwegia czy Francja to też będą ekipy z topu, które nie będą odpuszczały nawet przez sekundę. Ważne będzie te pierwsze spotkanie ze Skandynawami, bo nam w ostatnim czasie oni wybitnie nie leżą, a dobre wejście w turniej zawsze jest niezwykle istotne.

Co jest naszym atutem?

DK: Paradoksalnie naszym atutem może być młodość i nieprzewidywalność. Światowa czołówka nie zna naszego zespołu. Ponadto kolektyw, bo indywidualnie nie widzę zawodnika pokroju Karola Bieleckiego czy Krzyśka Lijewskiego, którzy w trudnych momentach ciągnęli drużynę za uszy. Do tego walka, ambicja i poświęcenie, czyli coś, co niejako z pokolenia na pokolenie przechodzi na nasz zespół. W defensywie nasza gra wygląda nie najgorzej, a gdy z tyłu będziemy się dobrze prezentować, to dzięki szybkim skrzydłom możemy zdobyć dużo bramek po grze z kontry.

Wyjdziemy z grupy?

DK: Będzie trudno, ale biorąc pod uwagę, że aż cztery zespoły grają dalej, mam nadzieję, że to się uda. Choć gdy patrzę na naszych rywali, to dochodzę do wniosku, że na pewno nie będzie lekko. Trzymam kciuki i wierzę, że tak się stanie.

 

KOMENTARZE