Paweł Jóźwiak, czyli założyciel Fight Exclusive Night. O początkach organizacji, planach na przyszłość, rywalizacji z KSW i freak-fightach. O fenomenie Pudziana, kontraktu z Popkiem, „kumplowaniu się” z Kawulskim i Lewandowskim i swojej piłkarskiej działalności. Znakomita rozmowa z bardzo ciekawym i barwnym człowiekiem, zapraszam!

 

Przygotowując się do wywiadu i przeglądając fora internetowe zauważyłem, że wiele osób swego czasu zastanawiało się, kto to jest Paweł Jóźwiak i skąd on się w ogóle wziął w sportach walki.
Paweł Jóźwiak: Wielokrotnie już o tym mówiłem. Wywodzę się ze środowiska sportowego, sam wiele lat uprawiałem sport i zawsze mnie on interesował. Podczas Euro 2012 pracowałem dla UEFA, jednocześnie przez dłuższy czas działałem w firmie, która zajmowała się organizowaniem eventów. W końcu postanowiłem zrobić coś swojego. Lubię sporty walki, wiedziałem, jak zabrać się do organizacji tak wielkiej imprezy jaką jest gala MMA i w ten właśnie sposób powstał FEN.

Przeczytałem jeszcze, że jesteś podstawionym człowiekiem od Kawulskiego i Lewandowskiego, który ma popularyzować MMA w Polsce i stać się sztuczną konkurencją dla KSW.
PJ: Bez przesady, nie jestem niczyim człowiekiem. Widząc, jak traktują mnie obaj Panowie i jak wypowiadają się na mój temat chyba jasno można stwierdzić, że z nimi nie współpracuję.

Chyba, że dobrze gracie.
PJ: Bez przesady. KSW robi swoje, my robimy swoje i w żaden sposób nie jesteśmy ze sobą powiązani. Na tę chwilę KSW jest największą i najlepszą federacją organizującą gale MMA w Polsce, są bardzo długo na rynku, a my, jako wciąż młoda organizacja chcemy się rozwijać i dystans do nich skracać. Podchodzimy do wszystkiego bardzo ambitnie, mamy swój plan, by w przyszłości mieć produkt lepszy niż KSW, ale coś, co oni sobie wypracowali przez tak długi okres czasu nie sposób jest osiągnąć przez kilka gal. To wymaga czasu i ogromnej pracy, na którą jesteśmy gotowi.

Ile lat potrzeba, by móc zacząć podsumowywać to, co udało już się osiągnąć? Czy teraz jesteś w stanie powiedzieć coś więcej na temat tego, co już za wami?
PJ: Jesteśmy na rynku trzy lata i przez ten czas udało się zrobić bardzo dużo dobrego. Nie dokładamy już do gal, co jest bardzo ważne. Na początku na tym nie zarabialiśmy. Teraz w najgorszym wypadku jesteśmy na zero. Są gale lepsze i gorsze, a na sukces całościowy ma wpływ bardzo wiele czynników. Poziom sportowy, szczególnie mówię tu o K1, mamy bardzo wysoki. Nie zawsze jednak ma to bezpośrednie przełożenie na sukces danego eventu. KSW działało kilka ładnych lat zanim stali się popularni. Momentem przełomowym było dołączenie do organizacji Pudziana. Wcześniej mało kto słyszał o KSW. Na tę chwilę nie ma na rynku drugiego Pudziana, którego można zakontraktować. Sam poziom sportu zainteresuje wiele osób, które interesują się MMA i doceniają umiejętności sportowe poszczególnych zawodników. Gdybyś zapytał jednak kogoś na ulicy, czy będzie oglądał dobry pojedynek, na wysokim poziomie, w którym zawalczy zawodnik X z zawodnikiem Y, to pewnie większość odpowie, że nie. Nie ma się czemu dziwić. To głośne nazwiska zapełniają hale, to one powodują, że KSW jest tu, gdzie jest, a FEN również coraz bardziej zaznacza się na rynku.

Ostatnio powiedziałeś Mateuszowi Borkowi, że musisz kontraktować prawdziwych zawodników, bo wszyscy raperzy są już zajęci.
PJ: To oczywiście powiedziałem żartobliwie, ale chciałem dzięki temu dać wielu osobom do zrozumienia, że nas nie interesuje angażowanie kogoś dla fame’u. Mało kto o tym wie, ale my swego czasu byliśmy bardzo blisko zakontraktowania Popka, ale nie dlatego, że ja na tego chciałem, tylko jeden z naszych sponsorów nalegał, by skonfrontować kogoś spoza sportu z prawdziwym sportowcem i pokazać, jaka jest przepaść pomiędzy tymi osobami.

Z kim miał u was walczyć Popek?
PJ: Z Tyberiuszem Kowalczykiem, który bardzo szybko wybiłby mu z głowy MMA i odesłałby go tam, skąd przyszedł, czyli do muzyki.

Nie jesteś zwolennikiem freak-fightów, prawda?
PJ: Gdyby to zależało ode mnie, to nie chciałbym oglądać tego typu pojedynków. Raczej jest to nieuniknione, bo nawet UFC idzie trochę w tę stronę i coraz częściej kontraktuje zawodników nie wywodzących się bezpośrednio ze sportów walki. Gdy jest to poparte jakością sportową lub reszta walk jest bardzo mocno obsadzona, to nie jest to złe, bo więcej osób zainteresuje się galą i postanowi ją obejrzeć. Gdy jednak będziemy bazować na freak-fightach i zawodników podczas spotkania z dziennikarzami będzie zabierała policja, to nie zmierza to we właściwą stronę. To gruba przesada.

Momentem przełomowym była gala, którą pokazał Polsat?
PJ: Od samego początku był plan, żeby pokazywać się w Polsacie. Z Fightboxem podpisaliśmy kontrakt tylko dlatego, żeby nauczyć się organizować imprezy telewizyjne i nie popełniać błędów, które pokaże największa telewizja zajmująca się sportami walki w Polsce. Wiedziałem, że prędzej czy później Polsat nas pokaże i z tą myślą zabierałem się w o ogóle za organizowanie pierwszej gali. Chciałem sobie dzięki niej trochę rzeczy udowodnić.

Z jednej strony powiedziałeś, że na początku nie zarabiałeś na MMA, by teraz przyznać się, że chciałeś samemu sobie coś udowodnić. MMA to jednak droga zabawka.
PJ: Droga, ale wierzyłem, że to wszystko zacznie się z czasem układać. Od początku chciałem wejść we współpracę z Polsatem, bo tylko w ten sposób to wszystko ma jakiś sens. My z Polsatem jesteśmy już od jakiegoś czasu w dobrych relacjach, współpracujemy regularnie, a i tak nie jest łatwo. Co by było, gdyby oni nas nie pokazywali? Utopia.

Wielu mówiło, że wraz z FEN-em jesteś skazany na pożarcie i skończysz jak MMA Attack lub inne tego typu organizacje.
PJ: Zanim zorganizowaliśmy pierwszą galę dokładnie przeanalizowaliśmy sytuację na rynku i wzięliśmy pod uwagę wszystkie za i przeciw. Jesteśmy już na rynku trzy lata, zrobiliśmy czternaście gal i nigdy nie było organizacyjnej klapy. Nie wystrzegliśmy się błędów. Nigdy jednak nie doprowadziliśmy do sytuacji, w której gala się nie odbyła lub doświadczyliśmy porażki. Raz było lepiej, raz gorzej, ale każda kolejna odsłona będzie w naszym wykonaniu już tylko lepsza.

Po której gali po raz pierwszy usiadłeś w domu i z uśmiechem na ustach stwierdziłeś, że to wygląda już tak, jak sobie zaplanowałeś?
PJ: Poczucia spełnienia nie było, bo cały czas chcemy się udoskonalać. Jest dużo rzeczy, które należy poprawić i obawiam się, że nigdy nie będę dumny z siebie i nie stwierdzę, że nie dało się tego zrobić lepiej. Pamiętam FEN 6, bo wtedy debiutowaliśmy na antenie Polsatu i tak naprawdę zaczęliśmy kreować swój wizerunek. Są takie gale, jak ta ostatnia w Spodku, która przez zamieszki kibiców czy sprawy, na które nie mamy wpływu kosztują mnie wiele zdrowia. Jesteśmy już jednak na tyle doświadczeni, na tyle dobrzy w tym, co robimy, że nic nie jest nam w stanie zaszkodzić.

Pogadaliśmy o telewizji, było chwilę o początkach. Jesteście przed pierwszą galą trzy lata temu. Skąd bierzesz zawodników i na jakiej podstawie tworzysz fight card?
PJ: Problemem nie jest znaleźć zawodników, którzy będą chcieli u Ciebie zawalczyć. Problemem jest zestawienie ze sobą dwoje ludzi, ocenienie we właściwy sposób ich sportowego poziomu. Ja się tym interesuję, jeżdżę cały czas na treningi, sprawdzam kto co potrafi i nie zamykam się na nowe nazwiska. Gdy teraz pomyślę sobię, ilu zawodników na rynku było dostępnych i których można było zakontraktować, to dochodzę do wniosku, że większość z nich udało się pozyskać. Nie przypominam sobie, aby ktoś wolny nie dostał u nas szansy lub chociażby nie wzbudził naszego zainteresowania.

Ile osób pomaga w skautingu?
PJ: Za tę kwestię odpowiedzialny jestem ja, ale mam paru pomocników, którzy mi doradzają i proponują, abym zainteresował się którymś z zawodników. Słucham rad swoich ludzi, bo inaczej na pewno zwiększyłbym szansę, żeby popełnić błąd, którego można było uniknąć.

Gwiazd MMA jak do tej pory jednak nie macie.
PJ: A ile Twoim zdaniem jest gwiazd MMA w naszym kraju? Ludzie w Polsce kojarzą Pudziana, Mameda i Materlę. Reszta to są zawodnicy, którzy są dobrzy sportowo, ale Kowalski z Nowakiem ich nie znają. Przejdźmy się po ulicy i zróbmy ankietę. Zadajmy pytanie – Jakiego znasz zawodnika walczącego w MMA? Ktoś wspomni o Pudzianie, inny o Mamedzie, a co siódmy wie kto to Materla.

Ale jest jeszcze Gamer, Borys, Aslambek, Bedorf.
PJ: Oczywiście – to dobrzy zawodnicy. Ale nikt ich nie zna. Zna ich środowisko MMA, ludzie którzy się tym interesują. Przeciętny kibic tego nie wie.

Przeciętny kibic to nie wie, kim jest Jacek Krzynówek.
PJ: Ale nie wie, bo Krzynówek już dziesięć lat nie gra w piłkę i nie było go w telewizji od dłuższego czasu. A Gamer czy Borys są, walczą, zwyciężają. A i tak globalnie słyszała o nich tylko garstka ludzi.

Kto będzie waszym Pudzianem? Szukacie kogoś takiego?
PJ: Szukamy i najprawdopodobniej będziemy w najbliższym czasie mieli głośne nazwisko w swoich szeregach. Może nie Mariusza Pudzianowskiego, ale też znaną osobę.

Waga ciężka?
PJ: Wszystko chciałbyś wiedzieć. Nie mogę ujawniać szczegółów, bo konkurencja nie śpi, a nie jesteśmy jeszcze dogadani w 100%. Najprawdopodobniej pozyskamy dwa głośne, dobre sportowo nazwiska.

Akop Szostak miał być kimś, kto ściągnie ludzi przed telewizory?
PJ: Był taki plan, bo Akop jest osobą niezwykle cenioną w swojej branży, jest trenerem personalnym i widzieliśmy potencjał, żeby w MMA również mógł osiągać sukcesy. Wydaje mi się, że źle pokierowana została jego kariera, bo od razu rzuciliśmy go na głęboką wodę. Szostak jest bardzo ambitnym człowiekiem i wyzwanie, które mu rzucaliśmy, on brał na siebie i wychodził do ringu. Jest jednak niskim zawodnikiem, a przy tym bardzo ciężkim. Nie jest stworzony do najwyższej kategorii wagowej, a do rywalizacji z mniejszymi zawodnikami musiałby stracić dużo kilogramów. Na tę chwilę podjął decyzję o zakończeniu kariery, ale ja będę mu to odradzał, bo widzę w nim ogromny potencjał.

Nie doceniliście Martina Chudeja?
PJ: Być może, ale konsultowaliśmy przeciwnika z Akopem i on wyraził chęć, by z nim walczyć. Gdy jego team nie widzi przeszkód i wychodzi z założenia, że trenowany przez nich zawodnik da radę, to my przystępujemy do dogrania szczegółów kontraktu. Nie będę dawał Akopowi Janusza Dylewskiego, bo to będzie się ocierało o amatorkę. Może należało podejść do tego trochę bardziej asekuracyjnie? Teraz możemy dyskutować godzinami. Akop ma bilans 2-2, nic się nie stało. W sportach walki nie z takich opresji zawodnicy wychodzili.

Powiedziałeś, że wiele zawdzięczacie Polsatowi. A czy zgodzisz się z tym, że wiele zawdzięczacie również KSW?
PJ: Na pewno KSW można zawdzięczyć to, że MMA jest teraz tak popularne. To oni wypromowali tę dyscyplinę sportu. Dzięki temu, że ich gale słyną z wysokiego poziomu produkcyjnego, dziś gala sportów walki to nie tylko dwie czy trzy rundy, ale i cała otoczka, muzyka, światła, telewizja i cała reszta.

Z jednej strony doceniasz konkurencje, a z drugiej wierzysz, że za jakiś czas im dorównacie, a – kto wie – być może będziecie od nich lepsi.

PJ: Taki jest cel. Rywalizacja podnosi poziom – tak bywa w sporcie. My z czasem będziemy pokonywać kolejne bariery i będziemy jeszcze lepsi. Najlepsi.

Oglądasz inne gale MMA? Nie mówie tu o KSW, tylko na przykład o PLMMA?

PJ: Pewnie. Oglądam wszystkie gale. Nie tylko w Polsce, ale również za granicą. Patrzę, podpatruje, staram się nie zamykać na to, co moje. Lubię wiedzieć, jak sobie radzą inni.

Można nauczyć się czegoś od tych słabszych?

PJ: Wydaje mi się, że na tym etapie, na którym jesteśmy teraz, patrzenie na słabszych nie ma sensu. Niczego się od nich nie nauczymy. To są gale, które powstały za zupełnie inny budżet niż nasz i to widać w przekazie telewizyjnym. U nas to wygląda na poziomie, który chwalą sami zawodnicy i kibice na całym świecie, a tam bardzo często przeciętny widz czuje niedosyt.

Aslambek Saidov powiedział mi kiedyś, że musi walczyć dla federacji ACB, bo KSW może mu zagwarantować co najwyżej dwie walki w roku. To problem polskiego MMA?

PJ: Na pewno to jest problem, ale i my, i KSW zrzeszamy tylu zawodników, że nie ma możliwości, by każdy walczył na każdej gali. W 2016 FEN zorganizował pięć eventów i zawodnik najczęściej walczący wyszedł do ringu dwukrotnie.

Może trzeba połączyć siły i dać możliwość walczenia zawodnikom i u was i w KSW?

PJ: Dla zawodników i dla nas byłoby to na pewno bardzo korzystne, ale KSW się na to nie zgodzi. KSW jest od nas na tę chwilę większym produktem, więc im najzwyczajniej w świecie po prostu się to nie opłaca.

Mamed Khalidov ma podobno status zawodnika nietykalnego. Chodzi o to, że jeżeli chciałby walczyć zawsze to podobno KSW może dać mu taką możliwość. U was jest ktoś taki?

PJ: Nie ma kogoś takiego. Są zawodnicy, którzy są dla nas bardzo cenni, z którymi wiążemy swoją przyszłość, ale nie ma kogoś takiego, kto będzie walczył zawsze.

Jesteście w kontakcie z UFC? Kilku zawodników z KSW zostało wypatrzonych przez największą na świecie federację. Pytanie, jak to wygląda u was?

PJ: Jesteśmy w stałym kontakcie z UFC. Nie mamy zamiaru żadnego zawodnika blokować, bo jeżeli ktoś ma możliwość wskoczyć na wyższy poziom sportowy, to na pewno my nie będziemy nikomu tego utrudniać. Mamy taką politykę, że jeśli któryś z zawodników przejdzie do UFC i mu się nie powiedzie, to może do nas wrócić na korzystnych warunkach. Jeśli wiążemy z kimś swoją przyszłość i nie chcemy, aby nas opuszczał, to wypłacamy mu takie pieniądze, żeby nie był na tym stratny. Musimy inwestować i musimy stwarzać godne warunki, by zrobić skok jakościowy.

Gdy trzy lata temu zaczynałeś bawić się w MMA, organizowałeś pierwszą galę to myślałeś, że dzisiaj, pod koniec 2016 roku będziesz właścicielem lepszej czy gorszej organizacji?

PJ: Na tę chwilę jesteśmy i daleko i blisko. Organizujemy dobre gale, na których można obejrzeć ciekawe pojedynki. Jesteśmy numerem dwa w Polsce i nie oglądamy się za swoje plecy, bo to co za nami nie ma szans, by dobić do naszego obecnego poziomu. Mamy przed sobą kogoś, kto od lat dostarcza fanom mieszanych sztuk walki dobrze opakowany produkt i my musimy robić wszystko, by jak najszybciej ten dystans skrócić. Z czasem będziemy najlepsi w Polsce, najlepsi w Europie. Ja w to wierzę i wiem, że tak będzie. Potrzeba na to czasu, ale jestem w dobrej myśli. Zrobimy to.

 

 

 

 

 

KOMENTARZE