Sama przyznaje, że ostatnimi czasy wywiadów udziela mniej chętnie, bo… nie ma z nią o czym gadać. Dzięki hasztagom na Instagramie buduje swoje fotograficzne portfolio. W swoim życiu musiała już wcielić się w rolę szalonego reportera, ale nigdy nie będzie komentowała lekkiej atletyki, gdyż… nie potrafi lać wody. Mimo że zazwyczaj wypowiada się bardzo rozważnie i dostojnie, to powagi nie potrafi zachować nawet u fizjoterapeuty. Była prawie w każdym europejskim państwie, ale przyznaje, że widziała w tych miejscach tylko lotnisko, stadion i hotelowe pokoje i lobby. O tym, dlaczego trudno było jej się przyzwyczaić do codziennego chodzenia po bułki do sklepu i czemu już niedługo zostanie…trenerką. Zapraszam do przeczytania wywiadu z Joanną Jóźwik!
Na pytanie o wywiad, początkowo odpowiedziałaś przecząco. Nie lubisz rozmawiać z dziennikarzami?
Joanna Jóźwik: Nie, lubię, czemu, tylko po prostu w ostatnim czasie nie mam za bardzo o czym opowiadać. Nie biegam od kilku miesięcy, leczyłam biodro, które wyeliminowało mnie ze startów. Nie wydarzyło się w ostatnim czasie w moim życiu nic takiego, o czym chciałabym odpowiadać z uśmiechem na ustach. Ale co do wywiadu – jak widzisz – możemy porozmawiać.
Nie lubisz banalnych rozmów.
JJ: Nie lubię.
Więcej radości czułaś oglądając występ naszej reprezentacji w Berlinie, a prywatnie twoich kolegów i koleżanek, czy mimo wszystko smutku, że zamiast w Niemczech na bieżni, siedziałaś w Warszawie przed telewizorem?
JJ: Więcej radości – to oczywiste. Łzy były, ale ze wzruszenia. Wiesz, jestem, tak jak zresztą powiedziałeś, koleżanką większości naszych kadrowiczów. Znam ich, trenujemy razem, jeździmy wspólnie na obozy. Nagle widzisz, że ktoś ci bliski zdobywa medal mistrzostw Europy. Jak mam się z tego nie cieszyć? Przecież to jest fantastyczna sprawa. A czy było smutno? Tak, bo całe moje życie jest podporządkowane pod to, żeby na takie imprezy jeździć i przywozić z nich medale. A tu pojawia się kontuzja, która cię z tego eliminuje. To na pewno nic przyjemnego.
Spodziewałaś się przed rokiem, że tak to wyjdzie? Że przerwa może być aż tak długa?
JJ: Nie, no gdzie. Absolutnie. Myślałam, że wyleczę się, odpuszczę halę i w sezonie będę startowała już normalnie.
Ale chyba nie nudzisz się, prawda? Mam przez to na myśli, że nie odpoczywasz patrząc w sufit, tylko bierzesz udział w wielu imprezach, które wypełniają ci grafik.
JJ: Nie, nie nudzę się. Biorę udział w wielu projektach, jeżdżę po Polsce. Przez to, że udało mi się osiągnąć już jakieś sukcesy, jestem zapraszana do różnych akcji i staram się propagować zdrowy tryb życia poprzez ruch, między innymi bieganie. Wiadomo, że to są zajęcia na teraz, bo mam na to czas i wolałabym wrócić do biegania, treningów i startów, ale na ten moment jest, jak jest. Mam co robić.
Jesteś bardzo pozytywnie postrzegana przez wiele osób, a to pomaga w takich sprawach.
JJ: Na pewno tak. Śmieję się czasem, że mój głupi uśmiech pomaga czasami i tak pewnie jest. Ja oczywiście niczego nie chcę tym ugrać, nie mam takiego zamiaru ani planu, ale po prostu jestem na co dzień wesołą i uśmiechniętą dziewczyną, mam w sobie dużo energii i chyba wiele osób po prostu to we mnie dostrzega.
Zaaklimatyzowałaś się w Warszawie na dobre?
JJ: Zdecydowanie. Mam tu przyjaciół, dobrze mi w Warszawie. Wyczuwam pozytywne fluidy, dzięki czemu mam ochotę do życia. Przeprowadzka do stolicy była dużym krokiem w mojej karierze. Dało mi to takiego pozytywnego kopa, dzięki czemu mogłam się rozwinąć jako zawodniczka i mogłam zmienić swoje życie.
Na Warszawę wiele osób narzeka.
JJ: Może Mokotów lub Ursynów by mi przeszkadzał. Ale Bielany to zupełnie inne miejsce. Cisza, spokój, zielono, ładnie. Jest las tuż obok, stadion, naprawdę bardzo mi się tu podoba.
Nie brakuje ci wyjazdów?
JJ: Brakuje i to bardzo. Lubię wyjeżdżać, lubię podróżować. Wielu sportowców narzeka, że dużo ich nie ma w domu, tęsknią za bliskimi. Ja też tak mam oczywiście, ale nauczyłam się tak żyć. Przyzwyczaiłam się do wyjazdów, zmiany miejsca pobytu.
Dusisz się siedząc dłużej w jednym miejscu?
JJ: Trochę na pewno. Podróżowałam sporo po Polsce, byłam w Katowicach, w Warszawie u przyjaciół, przyjęłam zaproszenie do Trójmiasta, bo czemu miałabym tego nie zrobić? Korzystałam z możliwości, które się pojawiały, ale to były tematy zastępcze.
Miałaś problem z codziennością?
JJ: Nie wiem, czy problem, ale to było dla mnie coś nowego. Nie żyłam tak każdego dnia. Nie chodziłam codziennie po bułki do sklepu, a już na pewno nie codziennie do tego samego sklepu u siebie pod domem.
Sportowcy często mówią, że po skończeniu kariery będą leżeć miesiąc na kanapie i oglądać telewizor. Po dwóch tygodniach z chęcią wychodzą jednak na trening.
JJ: Nie, u mnie taka opcja nie wchodzi w grę. Nie ma takiej możliwości. Już dziś wiem, że nie będę leniuchowała po skończeniu z bieganiem. Gdy człowiek przyzwyczai się do pewnej aktywności, do potem trudno jest to odstawić i zmienić swoje życie o 180 stopni.
Zwiedziłaś już trochę świata dzięki bieganiu, prawda?
JJ: Tak – sporo stadionów, lotniska. No i hotele – zapomniałabym.
Chodziło mi o kraje – byłaś już w wielu miejscach.
JJ: Byłam, to prawda. W Europie już prawie wszędzie.
Zaraz dojdziemy do wniosku, że masz fajnie.
JJ: Wiem, o co ci chodzi. Każdy zawód ma swoje plusy i minusy. Tak samo jest z bieganiem. U nas plusem jest to, że mogę trochę popodróżować i sporo zobaczyć, choć nie przesadzajmy z tym sporo. Obóz to 90% trening i 10% czasu wolnego. Wtedy można coś pokombinować, ale bez przesady – nie zawsze jest na to ochota. Teraz, z perspektywy czasu i tego czasu wolnego, który za mną, widzę to w trochę inny sposób. Zwracam uwagę na coś, co jeszcze niedawno w ogóle nie przykuwało mojej uwagi.
Co masz teraz na myśli?
JJ: Po każdych zawodach w lekkiej i ostatnimi czasy również sukcesach wiele mówi się na temat tego, jak dużo pracy musimy włożyć w to, żeby osiągać dobre rezultaty. No kurcze, ale tak już musi być. Nie tylko u nas. Prawnik czy lekarz uczą się po nocach, podczas weekendów, nie mają czasu na rodzinę czy znajomych, bo chcą zdobyć wykształcenie. Potem zbierają doświadczenie. Też kosztuje ich to sporo wysiłku. U nas czasami trzeba zwymiotować po treningu, bo taką mamy profesję. Dla wielu osób jest to dziwne, trudne do zrozumienia, ale tak już jest. Nie ma co o tym dłużej dyskutować ani współczuć. Po prostu – tak już wygląda to od środka.
Gdzie ci się najbardziej podobało – jak już mówiliśmy przed chwilą o tych twoich „wczasach”?
JJ: Hmmm, trudne pytanie. Chyba w RPA. Naprawdę tam mi się podoba, lecimy tam zawsze w styczniu, gdzie w Polsce są największe mrozy. Jest gorąco, można biegać i porządnie się wygrzać. A, przepraszam – super jest jeszcze w Sankt Moritz. Mimo że pogoda tam jest bardzo zmienna – rano potrafi padać śnieg, a wieczorem jest słonecznie, choć bardzo wietrznie – to naprawdę tam jest przepięknie. Może nie ma tam idealnych warunków do treningu, ale cała reszta jest jak najbardziej w porządku.
Nie powiedziałaś o Brazylii. Tam były ostatnie igrzyska, jak je wspominasz?
JJ: Na pewno wyjątkowo. Wiem, co mówi się o igrzyskach i wszystko, co bardzo korzystne jest prawdą. Absolutnie niesamowita impreza. Klimat wioski olimpijskiej, która wybudowana została specjalnie dla sportowców na tę imprezę. Perspektywa tego, że Michaela Phelpsa można spotkać na śniadaniu. Wielu, naprawdę wielu sportowców, którzy są nieopodal, a których podziwiało się jeszcze przed chwilą w telewizji.
A co byś zrobiła, gdyby taki Phelps poprosił cię o wspólne zdjęcie? Zwróciłby się do ciebie po imieniu, poznałby cię w tłumie itp.
JJ: Nie wiem (śmiech). Pewnie bym się zgodziła, zrobiła swój głupi uśmiech, a dopiero potem bym pomyślała, jak do tego doszło.
Ty się w ogóle znasz na sporcie? Poznałabyś jakiś sportowych kozaków, gdyby siedzieli obok ciebie na stołówce?
JJ: Nie wiem, z lekkiej tak, ale z innych dyscyplin? Pewnie te bardziej medialne osoby tak, ale nie interesuje się wszystkim i nie poznałabym kogoś, kto jest u siebie w dyscyplinie najlepszy, a kto nie jest popularny. Piłkarzy kojarzę, ale tylko tych z reprezentacji, bo w ostatnim czasie byli wszędzie. Piłki jednak nie lubię za bardzo, nie oglądam i nie wiem, kto kiedy z kim wygrał.
Lekką się interesujesz, sprawdzasz wyniki, analizujesz czy po prostu biegasz?
JJ: Interesuję się, ale tylko niektórymi konkurencjami. Skłamałabym mówiąc, że czytam wszystko i sprawdzam każdy wynik. Tak na pewno nie jest.
Twoje wypowiedzi na temat mistrzostw Europy w Berlinie pojawiały się w internecie. Widziałem jakieś wzmianki.
JJ: Tak, wypowiadałam się na temat startów Polaków. Nie mam z tym problemu, lubię zabrać głos na tematy bardzo pozytywne, a w Berlinie można było wypowiadać się na temat występu naszych tylko pozytywnie.
Nie miałaś propozycji, żeby pojechać do Berlina?
JJ: Sama chciałam jechać. Stwierdziłam jednak, że to nie będzie najlepsze posunięcie, bo będę musiała codziennie wieczorem płakać w poduszkę. Byłam w tym czasie w Gdyni, na zawodach Iron Man. Była muzyka, spiker, nagrody, atmosfera rywalizacji, pot, zmęczenie zawodników – już wtedy się rozkleiłam.
Lubisz klimat rywalizacji, zawodów, imprez sportowych?
JJ: Tak, bardzo. To jest mój klimat. Półmaraton, inny bieg uliczny, 1 Mila w Warszawie – bardzo mi się to podoba.
Boks, gala MMA, tenis?
JJ: Nie, to już zupełnie nie jest impreza dla mnie. Nie kręci mnie to.
Piłkarzy nie hejtujesz? Oberwało się lekkoatletom już kilkukrotnie, że zazdroszczą im zarobków, mimo braku sukcesów.
JJ: Nie wolno tak robić. Można kibicować kilku dyscyplinom, nie trzeba wybierać. Jedna powinna drugą nakręcać, a nie podcinać skrzydła. A zazdrościć nie ma czego i należy obecny stan rzeczy zaakceptować.
Nie macie czego komu zazdrościć – ostatnio podczas mityngu w Chorzowie było na stadionie ponad 40 tysięcy fanów. Kosmos.
JJ: Dokładnie! Na lekkiej w Polsce aż tyle osób? Naprawdę, to znakomity wynik. Tylko się z tego cieszyć.
Biegałaś kiedyś przy większej publiczności? Pewnie Londynie rok temu, nie?
JJ: I w Brazylii podczas igrzysk. Do tego pewnie Pekin na mistrzostwach świata. W Rio miałam półfinał tego samego dnia, co Usain Bolt biegał finał na 200 metrów. Był cały stadion, każdy chciał go zobaczyć w akcji.
Bolt teraz jest w ogóle piłkarzem.
JJ: Jak to?
Ostatnio zadebiutował w lidze australijskiej. Zagrał 20 minut i nie mógł tego wytrzymać… kondycyjnie.
JJ: No tak – szybkość i wytrzymałość to dwie różne rzeczy.
Zainteresowanie jednak tym spotkaniem było ogromne. Wielu dziennikarzy, kibiców. Ty na mecz byś jednak nawet z udziałem Bolta nie poszła.
JJ: Pewnie nie, ale raz byłam na meczu. Całkiem niedawno. Na Legii, przeciwko drużynie ze Słowacji.
Spartak Trnava.
JJ: Dokładnie. Gdy Legia zaczęła przegrywać, to uruchomili się kibice, którzy zaczęli serwować bardzo wulgarne przyśpiewki. Legia grać, k……!
Ty kiedyś też przeklnęłaś podczas wywiadu.
JJ: Ja? Niemożliwe!
Możliwe, słuchałem tej rozmowy. Opowiadałaś o ostatnich stu metrach podczas biegu półfinałowego na igrzyskach w Rio.
JJ: Aaa, wiem: „zapierdalaj teraz” – sama do siebie. Uprzedziłam, że będę przeklinała!
Tym mnie właśnie zaskoczyłaś, bo zazwyczaj odpowiadasz tak pięknie, poważnie i dostojnie, że mam wrażenie, iż mogłabyś być lektorem i czytać dzieciom bajki na dobranoc.
JJ: (śmiech) Poważnie?
No tak.
JJ: Wyprzedzę twoje kolejne pytanie – nie, nie jestem poważna. Bardziej zwariowana i szalona, aniżeli poważna. Powiem ci, że nie zawsze mnie nawet ludzie odbierają poważnie.
Dobrze zaczęłaś, kontynuuj.
JJ: Boli mnie biodro. Nie mogę biegać. Idę do fizjoterapeuty i żartuję. Teoretycznie – jest mi z tym bardzo źle, boli mnie, nie mogę trenować. Patrząc na mnie – albo udaje, albo mi nie zależy. A przecież wiadomo, że nie udaje i zależy.
Co ty Asia robisz poza bieganiem? Czym się interesujesz? Co robiłaś zanim zaczęłaś biegać?
JJ: Ja tak długo biegam, że średnio pamiętam czasy, kiedy nie biegałam. Od zawsze interesowałam się fotografią.
To jest ten słynny hasztag…
JJ: Tak, #asiarobila.
Robiłaś coś z tym kiedyś czy po prostu pstrykałaś koleżankom zdjęcia podczas kolonii w Krynicy?
JJ: Robiłam jakieś fotki, ale nigdy zawodowo. Nie chodziłam na żadne kursy. Mam sprzęt, ale półprofesjonalny. Nie wiem prawdę mówiąc, czy chciałabym zawodowo zajmować się fotografią. Do tego pory metodą prób i błędów staram się coś fajnie uwiecznić, dziewczyny są zadowolone, że mają fajne fotki, a ja mogę zbierać w miarę ładne zdjęcia.
Już wiesz, co będziesz robiła, gdy skończysz biegać.
JJ: Bez przesady. To tylko hobby. Wiem! Przeprowadzałam kiedyś wywiad, bardzo mi się podobało. To była impreza Peugeota i rozmawiałam z ludźmi na temat tego, jak im się podobają auta. Byłam w to mega wkręcona.
Widzisz, otwiera się przed tobą kolejna furtka. Pójdziesz w ślady Marka Plawgo.
JJ: Nie, bez przesady – nie mam takiej gadki jak Marek. Na pewno nie będę nigdy komentowała lekkiej. Nie mam takiego flow, nie potrafię tak lać wody.
Trochę dogryzasz dziennikarzom i komentatorom – dziękuję w imieniu swoim i kolegów po fachu.
JJ: No a co, nie jest tak, nie lejesz czasami wody?
Ja nie, ale inni pewnie leją.
JJ: Tak, jasne.
Lekka to lekka, ale weź komentuj Tour de France. To jest dopiero wyzwanie – trzy tygodnie po kilka godzin dziennie opowiadać o kolarstwie.
JJ: To już w ogóle kosmos jakiś. Albo maraton. Ponad dwie godziny mówić o bieganiu.
Ja lubię oglądać biegi maratońskie. Lubię słuchać tych historii.
JJ: Nie, to ja nie. Mnie to nudzi.
Przebiegniesz kiedyś maraton?
JJ: Tak, jasne. Już sobie postanowiłam, że kiedyś wezmę udział w triatlonie.
Umiesz pływać?
JJ: Nie, ale kiedyś się nauczę. I wtedy wystartuję.
Jesteś jeszcze trenerką. W zasadzie będziesz podczas obozów biegowych, które współorganizujesz.
JJ: Dokładnie. Cieszę się, bo interesuje mnie trenowanie kogoś. Będziemy biegać z uczestnikami pełnoletnimi, różny poziom zaawansowania, pierwszy turnus rusza już w październiku. Wraz z trenerem od przygotowania fizycznego będziemy chcieli pokazać wszystkim adeptom, jaką drogę musi przejść biegacz, zanim osiągnie zadowalające wyniki. Nie tylko kilometry i objętość, ale wiele różnych ćwiczeń, które poprawiają technikę i przekładają się bezpośrednio na późniejsze rezultaty na trasie.
Czy pani Joanna będzie surowym trenerem?
JJ: Oczywiście. A czy patrząc na mnie myślisz, że ja mogłabym być surowym trenerem?
Nie.
JJ: No właśnie (śmiech). To będą treningi połączone z dobrą zabawą i miłym spędzeniem czasu w polskich górach, w Bukowinie Tatrzańskiej. Kręci mnie to, praca trenera to jest coś, nad czym kiedyś będę musiała się zastanowić.
Mamy zatem fotografa, dziennikarza, trenera – człowieka orkiestrę.
JJ: Spokojnie – najpierw daj mi jeszcze pobiegać. Kilka lat startów jeszcze przede mną.