Wczoraj, w meczu z Ukrainą Cesc Fabregas rozegrał swoje spotkanie numer sto w  reprezentacji Hiszpanii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pomocnik Chelsea ma dopiero 28 lat. Zaskakujące jest, że Fabregas tak naprawdę nigdy nie był liderem drużyny ani zawodnikiem od którego selekcjoner rozpoczynał układanie wyjściowego składu. Od zawsze był za plecami takich tuzów jak Xavi, Iniesta czy Xabi Alonso. W hierarchii niejednokrotnie stawiany był nawet za Dawidem Silvą, a Vincente del Bosque szukając dla niego miejsca na boisku postanowił zrobić z niego środkowego napastnika. Cesc grał, bo od zawsze był piłkarzem kompletnym. Reprezentacją nigdy nie dowodził, gdyż zawsze miał wokół siebie kogoś, kto odpowiadał za grę kadry.  W reprezentacji pomocnik zagrał 5534 minut, co daje mu średnio tylko 54 minuty na mecz. Zaliczył 31 asyst, co stawia go nawet przed wspomnianym Xavim, któremu dogrywanie piłki sprawiało więcej satysfakcji niż strzelane gole. Zaskakujące, że jako jedyny zawodnik na świecie zmarnował aż cztery „jedenastki” w drużynie narodowej. Przed dwudziestoośmioletnim piłkarzem świetlana przyszłość. Dwóch swoich idoli już w reprezentacji nie ma, kwestia czasu, kiedy ze sceny zejdzie Iniesta. Jeżeli Fabregas będzie utrzymywał swój poziom i nie da się wygryźć młodszym – Isco, Thiago czy Koke, jego licznik meczów w kadrze może się szybko nie zatrzymać. Rekordzista – Iker Casillas ma na swoim koncie 163 spotkanie w narodowej drużynie. Wynik ten osiągnął jednak w wieku 34 lat.

KOMENTARZE