Cały świat zmaga się obecnie z bardzo trudną sytuacją, z której w wielu przypadkach tak naprawdę nie ma wyjścia. Większość z nas po raz pierwszy w życiu widzi zalążki kryzysu, które mogą odbić się na kilka sposobów. Ucierpieć na tym wszystkim może również nasz portfel, który przez dłuższy czas przestanie być zasilanymi środkami finansowymi. Bo skoro nie ma pracy, to nie ma też płacy – najczęściej tak to właśnie wygląda.

Jest to temat złożony i dotykający wiele biznesów, które do tej pory bardzo dobrze funkcjonowały. Najprostsze wytłumaczenie tych wszystkich, którzy mają umowy o pracę, to „ja jestem spokojny, mi nic nie grozi”. I oczywiście po części tak jest – lepsze to niż wynagrodzenie na podstawie umowie zlecenie za przepracowaną liczbę godzin lub zadanie do wykonania. Gdybyśmy jednak podeszli do tego trochę bardziej wnikliwie, to mało który biznes z tych bezpiecznych jest tak dobrze poukładany, że nawet pracodawcy gwarantujący umowę o pracę nie zaczną szukać nowych rozwiązań. Nikt chyba na tyle opanowany nie jest, by spokojnie zakładać, że w jego sytuacji nic złego się nie wydarzy, nawet gdyby siedzenie przed telewizorem miało trwać najbliższe pół roku.

Dziś wiele osób otwiera oczy i zaczyna doceniać małe rzeczy – umowę o pracę, możliwość pracy zdalnej, działalność, na którą wpływu nie ma bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem i odłożonych kilka groszy na koncie, które można przeznaczyć na niespodziewanie wydatki. Jakiś czas temu pisałem jednak o tym (całość tutaj), że sportowcy, z małymi wyjątkami, to nie są istoty, którym należy zazdrościć wymarzonego życia. Którzy bardzo często chcieliby… być normalnymi ludźmi. Osobami, jak każdy z nas, którym problemy, które my przeżywamy teraz, towarzyszą regularnie. Najpierw fragment i nawiązanie oczywiście do pieniędzy:

„Zaufajcie mi, że sportowcy nie mają wcale tak zajebistego życia, jak wam się wszystkim wydaje. Zarabiane 40 tysięcy złotych za walkę to nie jest wcale tak dużo. Weźmy to na logikę – 40 tysięcy za występ, dwa razy rocznie. Wychodzi 80. Tylko w przypadku, gdy wygrywasz, idzie ci zgodnie z planem, dajesz radę i ludzie chcą ciebie oglądać. Towarzyszy ci ciągła presja, że musisz wygrywać, bo inaczej ucinają ci część wynagrodzenia, nie otrzymasz bonusu za zwycięstwo. Czy to tak dużo? W skali miesiąca – niecałe 7 tysięcy w polskiej walucie. Bez umowy, bez wolnych weekendów, bez gwarancji, że jutro możesz wstać jak co środę o 6:30 i o 8 pić kawę w swoim kubku przy swoim komputerze na swoim biurku. Jesteś w ciągłym stresie, bo przecież może ci się powinąć noga i zamiast 40, będzie 20 koła. Z pewnością, że za trzy, cztery czy pięć lat zaczniesz przegrywać, bo przecież zegara biologicznego nie da się oszukać. A, no i znam ludzi, którzy zarabiają 7 tysięcy miesięcznie. Czy to fortuna? Nie, po prostu dobre zarobki.”

I oczywiście wśród sportowców w tej publikacji nie będzie Adama Małysza, Roberta Lewandowskiego, Marcina Gortata czy Agnieszki Radwańskiej, którzy uprawiając sport na zawodowym poziomie przez kilkanaście lat ustawili się do końca życia. Będzie o sportowcach, którzy stanowią 99% ogółu. Którzy dziś biegają, grają, walczą, ale za 10 lat będą uczyć wuefu w szkole lub prowadzić treningi personalne. Którzy już teraz prowadzą swoją firmę, na razie raczkującą, ale mają plan na przyszłość. Zdają sobie sprawę z tego, że życie sportowca trwa krótko i trzeba z niego wycisnąć maksa, żeby zaistnieć.

Wybranie 6 sportowców i ich historii, które wpadły mi do głowy przy tworzeniu tego artykułu, zajęło mi może z 40 sekund. Te osoby w żaden sposób nie są ze sobą powiązane. Z każdym z tych sportowców jednak nie jest aż tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać. Na pewno z żadnym z nich nie zamieniłbym się nawet na chwilę, mimo że na pierwszy rzut oka każdemu wiedzie się znakomicie – są sukcesy i wielkie plany na dalszą część kariery.

Kamil Szeremeta

Ostatnia walka Kamila miała miejsce w październiku 2019 roku, od tamtego czasu mówi się o walce Polaka z Giennadijem Gołowkinem, ale termin cały czas jest przekładany. Wersja na ten moment – 6 czerwca. Choć, jak wiadomo, wszystko może się jeszcze zmienić. Szeremeta równie dobrze może walczyć z Kazachem jesienią – paraliżujący świat koronawirus może i jemu pokrzyżować plany. Do tego czasu pięściarz cały czas trenuje i czeka. Odbiera telefony od swoich sponsorów, którzy proponują wsparcie. Niezręcznie mu się tłumaczyć, że walka jest przesuwana już któryś raz. Kamil cały czas liczy na to, że w końcu będzie mógł się odwdzięczyć swoim partnerom biznesowym wychodząc do ringu.

https://www.instagram.com/p/B9Z3OX5DIJ4/?utm_source=ig_web_copy_link

Joanna Jóźwik

Piąta zawodniczka ostatnich igrzysk olimpijskich i nasza reprezentantka, z którą możemy wiązać wielkie nadzieje na przyszłość. Od występu w Rio de Janeiro jednak Jóźwik jest wyraźnie pod formą, na co wpływ miały również liczne kontuzje. Na dodatek Polka zmieniła trenera, co nie wszystkim się podobało. Dziś Jóźwik nie jest objęta szkoleniem PZLA i nie ma finansowanych przygotowań do igrzysk, na których chce zdobyć medal. Jeżeli teraz, w wieku 29 lat nie uda jej się stanąć na podium, za cztery lata może być już na to za późno. Igrzyska to zatem może być dla niej ostatnia szansa, by zaistnieć. Medal na olimpiadzie to gwarancja comiesięcznej emerytury po 40. roku życia, co ma na celu uhonorować najwybitniejszych polskich sportowców.

View this post on Instagram

Moi Drodzy, ponad miesiąc temu rozpoczęłam przygotowania do sezonu olimpijskiego, który jest dla mnie szczególnie ważny. W przygotowaniach cenię sobie niezmiernie spokój ducha. Niestety od jakiegoś czasu jest wiele zamieszania wokół mojego szkolenia do IO oraz mojego trenera Jakuba Ogonowskiego. Moim zdaniem tego typu sprawy należy załatwiać w prywatnym gronie, a nie upubliczniać je w postaci artykułów itp. Zważywszy na negatywne i krzywdzące komentarze, pozwolę sobie na sprostowanie: Od roku współpracuję z 35-letnim trenerem Jakubem, który przez około 6 pierwszych miesięcy razem z terapeutą @karolszapel (któremu jestem ogromnie wdzięczna) stawiali mnie na nogi, abym wreszcie w marcu 2019 mogła bez żadnego bólu oraz innych komplikacji przebiec dłuższy dystans niż 4 km. Przez cały ten okres nie mieliśmy pewności, czy mój organizm pozytywnie zareaguje na wdrażane bodźce treningowe. Pod znakiem zapytania stanęło bieganie mojego koronnego dystansu – na całe szczęście udało się! Niestety powrót na wysoki poziom zajmuje troszkę więcej czasu niż kilka miesięcy, ponadto borykałam się z innymi chorobami, m.in. półpaścem, który przed samymi Mistrzostwami Polski wykluczył mnie z treningu na 2 tygodnie. Powyższe wyjaśnienie ma na celu argumentację, dlaczego ufam i wierzę w trening szkoleniowca, który pomógł mi przebrnąć tak trudną drogę powrotu do zdrowia, wspierał mnie na każdym kroku i motywował. PZLA postanowił, że w roku olimpijskim powinnam współpracować z trenerem, który wg niego jest dla mnie najlepszy. Bardzo lubię i szanuję pana trenera Zbigniewa Króla, ale uważam, że przymusowa zmiana szkoleniowca, kilka miesięcy przed igrzyskami, jest conajmniej niepoważna. Zaznaczę również, że ani razu tego typu działania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Wniosek nasuwa się sam… W związku z tym, że postanowiłam kontynuować trening mojego trenera Jakuba Ogonowskiego, PZLA usunęło mnie ze szkolenia centralnego, co za tym idzie wszystkie wyjazdy na zgrupowania muszę opłacić sobie sama. „Radźcie sobie sami” ____________________________

A post shared by Joanna Jóźwik (@joanna.jozwik) on

Marian Ziółkowski

Ostatni pojedynek Golden Boy stoczył… w kwietniu 2019 roku. Wygrał i wywalczył miano pretendenta do walki o tytuł mistrzowski KSW w kategorii lekkiej. Z wrześniowego starcia z Normanem Parke wyeliminowała go jednak kontuzja, a od tamtego czasu Parke wybiera sobie rywali, przebiera w ofertach, ale na ten moment nie mamy żadnych konkretów związanych z jego przyszłością, która ma spory wpływ również na przyszłość Ziółkowskiego. Gdy sytuacja z wirusem się uspokoi, to prawdopodobnie panowie w końcu staną w klatce naprzeciw siebie, ale na pewno oba starty Ziółkowskiego będzie dzielił przynajmniej rok przerwy. Chcielibyście w wieku 29 lat przez rok nie zarabiać na tym, co jest dla was głównym źródłem utrzymania?

Justyna Święty-Ersetic

Zdziwieni, prawda? Justyna Święty na tej liście? A pomyśleliście, co będzie, gdy igrzyska olimpijskie w Tokio zostaną odwołane? Polka z każdym miesiącem jest coraz lepsza, ma za sobą wspaniały poprzedni rok i na pewno od dawien dawna myśli tylko o występie olimpijskim, podczas którego chce zdobyć medal, przynajmniej w sztafecie. Cykl życia lekkoatlety jest podzielony na czteroletnie fragmenty, podczas których na pewnym poziomie wszystko wyliczone jest co do miesiąca. Igrzyska mogą się przesunąć lub odbyć nawet za dwa lata (takie są spekulacje). Co wtedy? Czy formę uda się utrzymać? Czy sztafeta Polek w takim mocnym składzie dotrwa do tych zawodów? A gdy w międzyczasie przytrafi się kontuzja, która pokrzyżuje wszystkie plany?

Maciej Sulęcki

Striczu przed rokiem w czerwcu walczył o pas mistrzowski z Demetriusem Andreade. Polak nie tylko godnie zarobił, ale i miał możliwość pokazania swoich umiejętności na tle jednego z najlepszych pięściarzy w swojej kategorii na świecie. Od tamtego czasu jednak… cisza. Były kontuzje, było ich leczenie i do tej pory nic nie wiadomo. Kiedy Sulęcki wróci do rywalizacji i kiedy ponownie dokopie się do znaczących pojedynków? Jeszcze w tym roku? Wątpliwe. Założmy, że za rok, w drugim, może trzecim starciu wróci do rywalizacji z elitą – to moim zdaniem optymistyczny scenariusz, na który wpływ ma wiele czynników. Między Andreade, a kolejnym mocnym rywalem miną zatem dwa lata. Sporo przerwy, prawda? Ktoś powie – ostatnio dobrze zarobił. Jasne, ale na ile to starczy? Przygotowania, trenerzy, promotor, inwestycja w siebie, normalne życie – z kupki ubywa. Pokaźna suma na czeku po roku nie wygląda wcale tak imponująco.

Dawid Kownacki

Kownaś wyróżniał się w Lechu Poznań, poszedł do Sampdorii Genua, gdzie jednak, poza dobrym początkiem, nikogo nie oczarował swoją postawą. Najpierw wypożyczono go do Fortuny Dusseldorf, potem niemiecki klub zdecydował się na transfer definitywny. Kownacki wpadł w dołek, rozegrał 19 meczów, nie strzelił ani jednego gola i nie dorzucił do tego choćby asysty. Na domiar złego – nabawił się poważnej kontuzji, która prawdopodobnie eliminuje go z wyjazdu na EURO 2020. 23-latek w najlepszy okres swojej kariery wchodzi z wielką niewiadomą – trudno ocenić, czy będzie od przyszłego sezonu potrzebny nowemu trenerowi. Klub sobie znajdzie – spokojnie, piłkarze nie narzekają na brak zainteresowania. Na pewno jednak jego życie to sporo nerwów i wiele niespełnionych nadziei. Oczekiwań, która od dawna pozostają tylko oczekiwaniami. Psychicznie może być w trudnym położeniu, bo wciąż czeka. Na nowe propozycje i wyzwania. Na zmiany w życiu, do których będąc czynnym piłkarzem musi się przyzwyczaić.

https://www.instagram.com/p/B8ec6G1jaQq/?utm_source=ig_web_copy_link

Jesteśmy narodem, który lubi zazdrościć. Lubi mówić, że ktoś ma fajnie. W momencie jednak, gdy przyszedł kryzys i wiele osób nie zarobi pieniędzy za wykonywane zlecenia przez dwa tygodnie / miesiąc / trzy miesiące, pojawia się strach, co to zaraz będzie. Sportowcy, wasi bohaterowie ze szklanego ekranu, takich wątpliwości i powodów do niepokoju mają więcej. Cały czas stąpają po kruchym lodzie, który zaraz może spowodować kąpanie w głębokim jeziorze.

Dziś jedna osobą z drugą dyskutują o tym, kiedy trzeba wrócić do pracy. Kiedy ponownie wpadnie kilka groszy do kieszeni. Czy trzymać się tej pracy, czy może trzeba ją zmienić, bo szef oferuje lepsze warunki. Macie możliwość wyboru – sami sterujecie swoimi losami. Patrzycie w przyszłość i wszystko zależy od waszych decyzji. A sportowiec? A to kontuzja, a to przesunięta walka, a to decyzja jedynego w Polsce związku, który pokazuje cztery litery w najważniejszym momencie w karierze. Przychodzi zwątpienie i sznur zaciska się coraz mocniej na szyi. Jak nie teraz, to nigdy. Jak nie wygram, to muszę szukać sobie nowego sposobu na życie.

Kryzys trwa, przez co też ubolewam. Galę FEN 28 przełożono, nie wiem na kiedy, mogę pomarzyć o meblach na balkon, które miałem kupić za te pieniądze. Nie dziś, to jutro, gdyby nie było już nikt imprez masowych w Polsce (co oczywiście niemożliwe), to zacznę pisać o tenisie czy Formule 1, w których zaraz wszystko wróci do normy. A sportowiec? Musi czekać i wierzyć. Mieć nadzieję, że zaraz coś się ruszy. Na to „coś” jednak najczęściej nie ma wpływu. Tak jak my na dzisiejszą pandemię i siedzenie przed telewizorem.

KOMENTARZE