Maciej Sulęcki. Pięściarz, który jest przekonany o tym, że jako pierwszy pokona Golovkina. Zawodnik, który mimo że nie ma zbyt wielu lajków na Facebooku, jest coraz bardziej ceniony za Oceanem. O kanale na Youtube i Arturze Szpilce. O walce z Grzegorzem Proksą i kolegach spod bloku. O pewności siebie i pękających kościach. O sportowych marzeniach i fortunie, którą zarobi na boksie. Zapraszam!

Jak zdrówko?

Maciej Sulęcki: Powoli wychodzę na prostą, aczkolwiek musiałem wziąć antybiotyk, bo zdrowie odmawiało posłuszeństwa. Trochę posiedziałem w domu, ale byłem już dziś na treningu, wszystko wraca do normy. Nie mogłem wytrzymać już nic nie robiąc. Ciągnęło mnie na trening i co prawda jeszcze nie na 100%, ale zrobiłem zajęcia i w końcu poczułem się lepiej.

Słyszałeś, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, prawda?

MS: Haha, poznałeś mojego brata?

Nie, czemu? 

MS: Bo on też zawsze tak mówi. – Maciek, odpocznij! Ale niestety – taki charakter, trudno odpuścić trening i siedzieć w domu.

Pomaga Ci ktoś w kreowaniu wizerunku? W sprzedawaniu siebie?

MS: Nie. Czemu pytasz?

Bo dużo Cię w internecie. W ciągu samego grudnia aż sześć wzmianek na www.ringpolska.pl, na Twoim Facebooku też się sporo dzieję. Do tego videoblog, życzenia świąteczne, podsumowanie roku, plany na kolejny. Profeska.

MS: Dziękuję, miło że to dostrzegasz. Nad wizerunkiem i jak to ująłeś „sprzedawaniem siebie” pracuję sam, nikt mi w tym nie pomaga. Na to, żebym założył kanał na Youtube namawiał mnie już jakiś czas temu Szpila, ale wtedy bardzo sceptycznie do tego podchodziłem. Mówię – gdzie ja i gadanie do kamerki? Odwlekałem trochę temat, przesuwałem go na później, aż w końcu niedawno spotkałem się z gościem, który ogarnia tego typu sprawy i zaczęliśmy dyskutować, jak miałoby to wyglądać. Dziś to już w miarę hula, trzeba nad tym pracować systematycznie, bo to nie jest tak, że wrzucisz jeden filmik i już wystarczy. Oswoiłem się z tym i nie denerwuję się, gdy widzę czerwoną lampkę w kamerze i mam złożyć swoim kibicom życzenia świąteczne.

Odwlekałeś założenie, bo wstydziłeś się, że chłopacy na treningach będą się z Ciebie śmiać? Że bandzior chodzi z selfie stickiem i gada do kamery?

MS: Na pewno nie, bo chłopacy, Ci z którymi trenuję wiedzą, że wypromowanie własnej osoby jest w dzisiejszych czasach niesamowicie ważne. Popularność pięściarza zależy też od ilości kliknięć czy lajków na Fejsie. Niestety lub stety, ale takie mamy czasy. Kiedyś trudno było się zawodnikom wypromować. Trudno było im zaistnieć i dotrzeć bezpośrednio do kibiców i pokazać im cząstkę siebie. Kurde, pomyśl sobie. Nie ma internetu, nie ma telefonów, Facebooka, Instagrama, Twittera, a sportowiec ma swoich fanów, którzy go wspierają. Wyobrażasz sobie? Teraz mamy te wszystkie zabawki pod ręką i możemy z nich korzystać. Możemy pokazywać siebie, kreować swój wizerunek.

Pamiętam, że kiedyś poszedłeś do programu w telewizyjnego z klapkach i koszulce na ramiączkach. Chyba nie o to chodzi z tym wizerunkiem.

MS: A co, źle wyglądałem?

Nie no ślicznie, tylko pytanie, czy o to chodzi.

MS: Słuchaj, to było lato, a ja zawsze chodzę wtedy w klapeczkach. Zaprosili mnie do programu, wsiadłem na rower i pojechałem. Na luzaka, tak jak lubię.

Szpilka był prekursorem, pokazał wam, że można i jak należy to robić? Wracam do tego wizerunku.

MS: Każdy z nas wiedział, że w ten sposób można kreować siebie, ale Szpila jako pierwszy zaczął to robić. On był świrem i jest świrem – oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zawsze chodził z telefonem, nakręcał coś kamerką, robił zdjęcia i lubił się tym dzielić. Pokazywał cząstkę siebie. My zobaczyliśmy dzięki niemu, że tak można i że droga, którą on obrał, nie jest zła. Poszedł pierwszy, a my za nim. Przetarł szlaki – o, tego określenia mi brakowało.

Prawda jest taka, że większość pięściarzy w Polsce jest bardziej popularnych na Facebooku niż podczas gal bokserskich. Gdybyś spytał młodego człowieka, czy wie, że Szpilka jest na wakacjach na Karaibach, to pewnie odpowiedziałby, że tak. Gdybyś zapytał go, czy oglądał jego walkę z Wilderem, to pewnie odpowiedź byłaby zgoła odmienna.

MS: Ależ oczywiście, że tak jest. Każdy chce być gwiazdą internetu. Taki jest w Polsce trend. Nie wiesz, co ze sobą zrobić, czym się zająć, to chcesz zaistnieć w internecie. Obojętnie czym – może być i głupota. Może inaczej – zwłaszcza głupota. Ona dobrze się klika, wymusza reakcję odbiorców.

Twoje filmiki dużo osób ogląda?

MS: Sporo, ale myślę, że tego powinno być dużo więcej. Ja jeszcze przed walką z Grześkiem Proksą nagrywałem filmiki. Mało kto je oglądał, ale jakbyś poszukał w internecie, to pewnie byś znalazł kilka nagrań. Wtedy mało kto to oglądał. Teraz moja popularność jest – powiedzmy – spora i ludzie klikają, by zobaczyć, co się dzieje u Sulęckiego. Chcą wiedzieć, czy Striczu ma gorączkę i czy na treningu robił wytrzymałość czy technikę.

Ile masz fanów na Facebooku?

MS: Trochę ponad 12 tysięcy.

To mało, nie?

MS: Myślę, że mało.

Z czego to wynika? To nie jest powiązane z tym, że od jakiegoś czasu nie walczysz w Polsce? To trochę jak Fonfara i Masternak – dobrzy pięściarze, ale przeciętnego widza tak nie grzeją, bo nie biją się na co dzień w Kaliszu, tylko w Chicago.

MS: To na pewno wynika właśnie z tego. Fonfary w Polsce nikt nie zna. No dobrze – znają go koneserzy boksu, prawdziwi kibice. Ilu takich jest w naszym kraju?

Pewnie te 12 tysięcy.

MS: No właśnie. A który z tych kibiców, którzy rzekomo interesują się boksem wstanie w nocy, by obejrzeć Andrzeja? Albo inaczej – który z nich wróci szybciej z imprezy w sobotę, by zobaczyć jak Sulęcki radzi sobie za Oceanem? No niewielu. Ci, co oglądają boks i naprawdę się tym interesują doceniają jakość sportową. Ci, którzy bazują na fan page’ach wejdą z ciekawości, zostawią lajka i lecą dalej. Nie interesują się tym. Mają powierzchowną wiedzę i to tyle.

Czyli potrzeba sukcesu sportowego, by każdy was znał.

MS: Na pewno sukces sportowy jest najlepszą trampoliną, by zdobyć popularność. Wróćmy jeszcze raz do Szpilki – przed walką z Adamkiem Artur był popularny, ale wśród jego „fanów” byli i kibice i hejterzy. Jedni go ubóstwiali, bo młody i zdolny, drudzy jechali po nim, że głośno krzyczy, a gówno umie. Szplka pokonał Adamka i optyka się zmieniła. Zaczął być również ceniony jako sportowiec. Jako najlepszy w Polsce zawodnik w kategorii ciężkiej, który pokonał byłego mistrza świata. Szpilka przed walką z Wilderem w dalszym ciągu miał hejterów. Zawalczył dobrze, agresywnie, był pewny siebie i mimo porażki zyskał jeszcze więcej fanów. Artur broni się sportowo. Ma solidne argumenty. Wychodzi do ringu i robi robotę, siada przed komputerem i również fajnie się sprzedaje.

Sama popularność, bez wyników sportowych, to chyba najgorsza rzecz. Zalatuje Zimnochem.

MS: Zdecydowanie nie o to chodzi. Na pewno nie stawiałbym obok siebie Szpilki i Zimnocha. Wiem, o czym myślisz, ale to zupełnie co innego. Dobrze, że to walki pomiędzy nimi nie doszło, bo komuś mogłaby się stać krzywda.

Ale hejterów ma nie tylko Krzysiek. Każdy z was ich ma.

MS: Niestety w dzisiejszych czasach sukces wielu osób można zmierzyć ilością hejterów. Nie fanów. Ci, jak przyjdzie wynik sportowy, sami się pojawią.

suleckiradosc1

„Więcej wrogów niż przyjaciół, znaczy że odniosłeś sukces”. Tak Paluch kiedyś nawinął.

MS: I trafił w sedno.

Przygotowując się do tej rozmowy najczęstszym słowem, które wypowiadałeś było nazwisko „Golovkin”. Obsesja?

MS: Nie, na pewno nie obsesja. Pewnie zapytasz zaraz, czy chcę z nim walczyć i czy czekam, aż zadzwoni. Chciałbym z nim walczyć, ale to nie jest na tę chwilę dla mnie cel numer jeden. Gdy ktoś zadzwoni i da ofertę, to jutro mogę wyjść do ringu. Mogę walczyć z każdym, a gdy mistrz dzwoni, to nie pozostaje nic innego, jak propozycję przyjąć. Bardziej jednak zależy mi obecnie na tym, by stoczyć z jedną, dwie walki w Stanach, by tamtejszej publiczności pokazać się z jak najlepszej strony. Żeby tam zyskać popularność i żeby Steve z Davidem wiedzieli, że Sulęcki to ten, który zajebiście boksuje. Do tego potrzebne są głośne nazwiska, wielscy pięściarze. Potrzebuję katapulty.

Głowacki też walczył z Cunninghamem, bo ten ma za Oceanem dobrą markę.

MS: Dokładnie tak. Nie chcę ogórka, którego poskładam w trzy rundy. Chcę faceta, który ma głośne nazwisko, ale który będzie stanowił dla mnie również wyzwanie stricte sportowe. Z którym stworzymy dobre show i będziemy w stanie zapełnić halę i sprzedać Pay-per-view. Chciałbym zmierzyć się z Curtisem Stevensem, który jest dobrym wariatem i w każdej walce idzie va-banque. Ponadto Dominic Wade, Andy Lee – to są faceci, których na pewno bym pokonał, a którzy w Ameryce sporo znaczą.

Saundersa to nawet na Twitterze zaczepiałeś, prowokowałeś. Znowu – trochę jak Szpilka Jenningsa.

MS: Zgadza się. To trochę droga na skróty. Pyskówka i wymiana zdań gdzieś może pomóc, by wzbudzić zainteresowanie i może w ten sposób sprowokować trochę Saundersa. Obawiam się jednak, że on w ogóle by takiego pojedynku nie chciał. Czeka na Golovkina i tam liczy, że będzie mógł zarobić trochę pieniędzy. Szczerze? W ogóle mu się nie dziwię. Wydaję mi się, że nie ma jaj, żeby stanąć na przeciw mnie w ringu. Woli oklepywać jakiś leszczy i żyć w przeświadczeniu, że jest zajebisty, ale to jego droga i nic mi do tego. Przyzwyczaiłem się, że tak jest.

Na Golovkina zatem każdy czeka.

MS: Każdy czeka, bo jest niepokonany i każdego kolejnego boksera masakruje. Głównym pytaniem przed jego pojedynkami jest tylko ilość rund, które wytrzymają jego przeciwnicy. Do niego trzeba wyjść i się nie bać. Ja mam taki charakter, że nie boję się tego, że będę musiał dostać w ryj, pęknie mi kość lub złamię rękę. Co to, pierwszy razy się tak dzieję? Trzeba wyjść i pewnym swego realizować swój plan. Tak, wiem – łatwo brzmi. Gdy jednak będziesz czekał na to, co on zrobi, to przegrasz. Przegrasz z kretesem jak wszyscy, którzy z nim walczyli do tej pory.

Wielokrotnie śmiałeś się z tych pięściarzy, którzy na Golovkina wychodzili tylko po wypłatę z pieluchą pod pachą.

MS: No tak, bo zesrani byli, a jeszcze nie przyjęli ani jednego ciosu. Dostawali cios na bark i padali na deski, bo bali się z nim walczyć. Kurwa, walczysz z mistrzem świata o pas czempiona i obawiasz się, że dostaniesz cios i padniesz na deski. Jak oni sobie to wyobrażali? Że co, że Golovkin odpuści i położy się w ringu? Lub, że przestanie uderzać i sam zaprosi Cię do ataku? Proszę Cię, szkoda gadać.

Ale Golovkin to siła. Ci, co z nim walczyli mówili, że uderzenie ma nieprawdopodobne.

MS: Oczywiście, że tak – to nie podlega żadnej dyskusji. Kilku pięściarzy już jednak pokazało, że z nim można fajnie i mądrze zawalczyć i skutecznie mu się postawić. Kell Brook kilka rund dobrze z nim zawalczył i Golovkin miał problem, by się z nim rozprawić. Widać było, że poluje na jeden cios i to trochę go pogubiło. W końcu trafił, ale Brook nie wyglądał jak bezbronny chłopiec i – co najważniejsze – miał jaja. Nie bał się.

suleckikonfa1

Ciekawe, jak Golovkina sprawdzi Jacobs.

MS: Też jestem ciekawy, choć Jacobs nie ma twardej szczęki i odkrywa się, co na pewno Golovkin będzie wiedział. Wcale jednak nie jestem pewien, że to będzie kolejny spacerek dla Kazacha. Powiem więcej – może mieć problemy w tej walce. Gdyby tego typu zawodnik, co Jacobs, umiał lepiej bronić, to naprawdę ma szansę, by go pokonać.

Każdy ma szansę przed walką z Golovkinem, a po czterech rundach każdy stwierdza, że jednak Kazach jest zbyt mocny.

MS: To też prawda.

Rozmawiałeś z Grzesiem Proksą na temat Golovkina? Mowił Ci coś na jego temat, instruował, wyczulał?

MS: Mówił, że ten ma niesamowicie silny cios i bije bardzo dużo i bardzo mocno. Co ważne – nie celuje w punkt. Bije po rękach, po barkach, uderza na korpus – obija wszystkie możliwe miejsca. Gdy zmęczy przeciwnika tymi swoimi ciosami, to uderza w punkt na głowę i kończy walkę. Jest niesamowicie inteligentny w ringu. Dużo widzi, szybko kalkuluje i w ułamku sekundy analizuje każdą akcję. Do tego umiejętnie skraca ring. Dobrze chodzi na nogach, przesuwa się, reguluje tempo walki. Ma wszystko – co tu dużo mówić.

Lepszym pięściarzem już jednak nie będzie.

MS: Co najwyżej będzie już tylko gorszy. Mam wrażenie, że to nie jest już ten Golovkin, co kiedyś. Gdy walczył z Proksą był niesamowity. Wszystko mu wychodziło. Z Brookiem już miał kilka mankamentów, które dobry przeciwnik mógł wykorzystać.

W ogóle kategoria średnia jest tak piekielnie mocna, że trudno jest się przebić i dopchać do Golovkina. Każdy czeka na swoje szanse, a mistrz rozdaje karty.

MS: Na pewno najmocniejsza kategoria obecnie na świecie. Dlatego nie tylko z Golovkinem można zrobić dobre show i zarobić kasę. Wygrana z którymś z chłopaków z „grupy pościgowej” na pewno wywindowałaby mnie do samego Golovkina. Pozwoliłaby mi się przebić na sama górę, a wierzę, że wtedy na pewno dostanę swoją szansę.

Chyba należysz do tej wąskiej grupy pięściarzy, którzy interesują się boksem. Bez problemu operujesz nazwiskami, wiesz kto z kim będzie walczył, jaka jest droga na szczyt. Nie tylko rękawice, kowadło w pięści i jasna misja – urwać mu głowę.

MS: Interesuję się boksem, to moje całe życie. Wszystko jest ukierunkowane pod boks i nie tylko chodzą na treningi, ale też oglądam inne walki, czytam o boksie. To moja pasja. Chcę być najlepszy na świecie. Świadomość tego, co działa się dookoła może tylko w tym pomóc. Nie chcę być dobry – dobry już jestem. Przeciętność nie wchodzi w grę. A gdy ktoś powie, że jest dobry, to tak naprawdę jest właśnie przeciętny. Liczą się tylko najlepsi. Chcę być najlepszy i kształcę się każdego dnia. Dzięki temu, że w internecie można znaleźć mnóstwo rzeczy, każdy z nas może podpatrywać innych zawodników i wyciągać z tego odpowiednie wnioski.

Czyli znasz swoją wartość.

MS: Pewnie, że tak. Wiem na co mnie stać i wiem, że w końcu będę najlepszy. Nie dziś, to jutro. Nie za dwie walki, to za trzy. Nie biorę do siebie informacji, że mogę przegrać. Czy przed walką kalkuluję, że dostanę cios po którym padnę i nie wstanę? Nie! Bo wstanę, przetrwam kryzys i wygram. Jestem tego pewien. Nie znam takiego słowa jak „porażka”.

Było już kilku takich kozaków.

MS: Wiem! Wyjdę na Golovkina i wygram. Kowalskiego pokonam i Golovkina też. Wiem, że kości będą pękały, krew będzie leciała, a ból będzie potężny. I tak wygram.

Wyłącz na chwilę sympatię – mentalnie jesteś bardziej podobny do Adamka czy Szpilki?

MS: Kurde, trudne pytanie. Wiesz, Szpila gada na konferencji prasowej, ale wychodzi do ringu i robi kapitalną robotę. Jest cholernie pewny swego. Adamek też, ale jest przy tym grzeczniejszy. Jest taki poukładany i momentami bardzo nudny. Przewidywalny.

Na konferencje prasową Adamka dziennikarze nie przychodzili, bo wiedzieli, co ma do powiedzenia.

MS: No właśnie. On gada, opowiada, zawsze to samo, zawsze jest pewny swego. Szpilka jest bardziej przebojowy. Bliżej mi do niego, zdecydowanie.

Czyli nie lubisz ciepłych kluch.

MS: Nie lubię otaczać się takimi ludźmi na stałe, choć odnajduje się w takim towarzystwie, gdy jest taka konieczność. Jestem uniwersalny. Mam znajomych, z którymi siadamy i rozmawiamy poważnie, bez wygłupów i mamy mega dobry kontakt, ale w dłuższej perspektywie męczy mnie bycie takim „porządnym”. Jestem świrem i gdy idę na trening, widzę takich samych ludzi jak ja i wtedy czuję, że odpoczywam. W tym towarzystwie czuję się komfortowo.

Juras mi kiedyś mówił, że czasami z chłopakami pod blokiem wypije piwo, ale umie też usiąść przy stole i pogadać o poważnych tematach.

MS: Oczywiście, też tak mam. Są koledzy od głupot, picia piwa i imprez, a są znajomi od biznesów. Trzeba umieć zachować odpowiednie proporcje. Gdy masz tylko takich znajomych, to źle. Gdy obracasz się tylko w towarzystwie tej drugiej grupy, to też niedobrze.

suleckicios1

Chłopacy na blokach chyba nie lubią takich inteligentów, nie?

MS: Nie, czemu? Z nimi też można załatwiać wiele spraw. To nie jest tak, że chłopacy siedzą pod blokiem i tylko kombinują, skąd wziąć na piwo i gdzie poszukać zwady. Ja odnajduję się doskonale w każdym towarzystwie, aczkolwiek wolę świrów – nie będę tego ukrywał.

Koledzy wiedzą, że jak dojdzie do burdy, to Ty już nie możesz im pomóc?

MS: Na szczęścia wiedzą – mam mądrych znajomych. Staram się jednak nie prowokować i nie chodzić do dyskotek, gdzie szanse, by ktoś Cię zaczepił są spore. Znam swój porywczy charakter i wiem, że różnie by się to mogło skończyć. Wolę wyjść do pubu czy restauracji z grzecznymi kumplami i miło spędzić czas, niż latać z wariatami i szukać wrażeń na mieście. Głupia sytuacja, nawet nie z mojej winy, może być brzemienna w skutkach, a nie jest mi to do niczego nie potrzebne.

Zwłaszcza, że Ty niepozorny jesteś. Ubrałbyś się w gajerek, to nikt by nie skumał, że niedługo pokonasz Golovkina.

MS: Kolega mi powiedział, że jak miałbym dłuższe włosy i założył okularki, to wyglądałbym jak pizda. Ale powiem Ci, że nie zaczepiają mnie na mieście.

W Warszawie nie. Pytanie, jak byłoby w Krakowie.

MS: Może i tak. Zobaczyliby, że warszawiak, to może chcieliby się zmierzyć.

Powiedz mi Maciek, jak wyglądały wasze relacje ze Szpilą, gdy walczyłeś z Grześkiem Proksą? Bo to są przyjaciele. Wy też się dobrze znacie.

MS: Musiałeś o to zapytać, nie? Dalej byliśmy kumplami, ale wiedziałem, że Artur będzie trochę bardziej trzymał z Grzesiem, bo oni trenowali razem i Szpila trochę wzorował się swego czasu na Proksie. Zapewniał mnie, że Grzesiek mnie zniszczy i pokaże kawał dobrego boksu w pojedynku ze mną. Wygrałem, więc mu powiedziałem, że racji nie miał, ale nie było między nami złej krwi. Boks to sport indywidualny i każdy z nas patrzy na siebie, aczkolwiek kieruje się różnymi sympatiami. Nie było kwasu i dalej jest między nami okej.

Masz jedną cechą, której nie ma żaden z pięściarz w Polsce, a już na pewno żaden z młodych zawodników. Spokój. Każdy chce walczyć za dużą kasą, od razu w Ameryce i od razu o pasy mistrzowskie, a Ty masz duży spokój. Powiedziałeś kiedyś, że jeżeli dwie walki miałbyś stoczyć za darmo, by kolejna była za dobre pieniądze i z dobrym rywalem, to nie widzisz w tym żadnego problemu.

MS: Bo wiem na co mnie stać. Wiem, że w końcu wskoczę na ten najwyższy poziom. Znam swoją wartość i nie grzeję się zbytnio, bo to do niczego dobrego nie prowadzi.

Ale młody chłopak wymarzony samochód chce dziś, nie jutro.

MS: Wiem! Też chciałbym jutro walczyć z Golovkinem i przyjść na wywiad z pasem mistrzowskim. Czasu jednak nie przyspieszę, a pewne rzeczy muszą przyjść po sobie stopniowo.

Młodzi pięściarze trzy razy wygrają na gali w Łomiankach i chcą bić się z mistrzem o pas w Las Vegas.

MS: Może ten mój spokój wynika z tego, że ja nie miałem w życiu dużo pieniędzy za dzieciaka? Nie było lekko i teraz nie jestem łakomy na miliony dolarów. Doceniam to, co mam, bo nie mam źle. Czy mogę mieć lepiej? Pewnie, że tak. Nie chcę po prostu zbyt szybko podejmować pewnych decyzji, które wymagają spokoju i wyrachowania.

To jak dostaniesz milion dolarów za Golovkina, to zwariujesz.

MS: Zapewniam Cię, że tak nie będzie. Kupię dobry samochód, a resztę zaoszczędzę lub zainwestuję. Nie bój się o to.

A wiesz, ilu wtedy przypomni Ci się kolegów? Oni nawet będą Ci zdjęcia lajkować na Fejsie i wstawać o 3 w nocy, by zobaczyć Twoją walkę.

MS: (śmiech) Spokojnie, ja nie jestem aż taki dobry wujek, a już na pewno nie frajer. Moim najbliższym dałbym wszystko i zawsze. Ale takich osób jest kilka w moim życiu. Może z cztery/pięć. Reszcie nie będę pomagał i dzielił się tym, na co pracowałem przez kilkanaście lat.

sulecki-flaga1

 

 

KOMENTARZE