Zdrowe jedzonko na Instastories i pełno zdjęć wychudzonego Artura Szpilki, które krążą w grupach na Facebooku. To wszystko cieszy, ale i martwi. Martwi, dlaczego ma to miejsce tak późno.
Profesjonalizm u sportowców – jestem fanem wszelkich zagadnień, które pod ten termin podchodzą. Naprawdę uwielbiam ludzi, którzy rzetelnie podchodzą do swoich obowiązków i są maksymalnie skoncentrowani. Mają dograne wszystkie detale, które mogą pomóc im osiągnąć sukces. Wstają wcześnie rano i dokładnie planują każde swoje działanie. Kładą się spać analizując, co poszło nie tak i jak należy postępować, aby jeszcze więcej dać od siebie podczas treningu, który przeloży się w przyszłości na sukces.
Maciej Sulęcki mieszka w Warszawie, a mimo wszystko wynajął mieszkanie kilka ulic od domu, aby w spokoju przygotowywać się do walki o mistrzostwo świata. Striczu miał małą córkę, która dawała popalić jemu i jego partnerce. Mimo bólu serca Sulęcki chciał wysypiać się między treningami, jeść w spokoju i odpoczywać wieczorem przed telewizorem, a nie urządzać spacery i zabawy z dzieckiem. Postawił wszystko na jedną kartę – musiał zrezygnować z czegoś, na czym bardzo mu zależało.
Podałem przykład Sulęckiego, bo jest bezpośrednio związany z boksem i z tym samym środowiskiem, z którego wywodzi się Szpilka. Rozmawiałem z Maćkiem wielokrotnie – zbijanie wagi, dieta, fizjoterapia, masaże, treningi motoryczne – to wszystko Striczu miał w głowie cały czas. Pilnował wszystkiego, co mogło pomóc mu chociażby w jednym procencie pokazać się z lepszej strony podczas walki. Wywiad? Nie ma problemu, ale o konkretnej godzinie i w miejscu, koło którego będzie przejeżdżał samochodem wracając z treningu. Nie na drugim końcu Warszawy chwilę po kolacji. Nie wcześnie rano w knajpie, do której trzeba specjalnie dojechać. Można to uznać za oznaki gwiazdorstwa, a można po prostu zrozumieć i uszanować – w sporcie liczy się tylko wynik. Te wszystkie elementy, dokładnie zaplanowane w głowie od A do Z są w stanie przybliżyć go do wyznaczonego celu.
Szpilka ważył 112 kilogramów i jadł burgery, bo tak lubił. Ważył, ile chciał, biegał, gdy chciał, chodził na siłownię, gdy miał na to ochotę. Z wagi nieco powyżej 100 kilogramów nagle poszedł mocno do góry, bo ktoś mu tak powiedział i stwierdził, że tak mu będzie wygodnie. Jakiś czas temu przyszła refleksja – tak być nie może. Waga ciężka nie jest dla niego, trzeba w końcu zacząć się dobrze odżywiać, jeść zdrowo, rozsądnie, więcej biegać i jeździć na rowerze. Szpilka szczupły i szybki ma być maszyną do zabijania pięściarzy w kategorii cruiser.
Ja oczywiście cieszę się, bo taki temat Szpilce rzuciłem już bardzo dawno temu, podczas naszej rozmowy w Łodzi (TU CAŁOŚĆ) przed dwoma laty. Wtedy nie było w ogóle takiej rozkminy – trener Gmitruk coś wspominał przy pierwszym spotkaniu rozpoczynającym współpracę, ale pięściarz z Wieliczki w ogóle nie był zainteresowany takim rozwiązaniem. Dziś okazuje się, że tamten plan nie był pozbawiony sensu, ba, był nawet bardzo dobrym podejściem do sprawy. Dziś Szpilka chudnie w oczach, je warzywa, odstawił smażone mięso z frytkami i zamiast między treningami chodzić z kolegami po mieście czas spędza w lesie pracując nad kondycją i gubiąc kolejne kalorie.
Żeby nie było – bardzo mi się to podoba, ale… dlaczego tak późno? Czemu nikt wcześniej nie miał na tyle mocnych argumentów, żeby to skutecznie wpoić Szpilce? Dlaczego tak długo czekano i na co czekano? Dwa lata temu, tuż po porażce z Adamem Kownackim, wiele już wiedzieliśmy. Powiem inaczej: wiedzieliśmy tyle, co wiemy dziś – Szpilka nie potrafi przyjąć ciosu od mocno bijącego boksera z kategorii ciężkiej. Każda konfrontacja z dwumetrowym kolosem skończy się tak samo – jak kolos trafi, do przewróci Szpilkę, który nie będzie miał w tej potyczce żadnych argumentów.
Chwaląc za mądrą decyzję nie potrafię nie zganić za to, że błędy tak długo były popełniane. Tak samo mam również wtedy, gdy moja Barcelona przegrywając 0:2 z Levante w końcówce spotkania jest w stanie najpierw zremisować, a koniec końców wygrać mecz. Jestem zadowolony – to oczywiste, ale nie zapominam o tym, co wkurzało mnie przez ponad godzinę spotkania. Przed meczem spodziewałem się pewnego zwycięstwa przed własną publicznością, więc nie potrafię wiwatować po wymęczonym triumfie nad słabym rywalem, który przyszedł tak naprawdę na własne życzenie.
Dochodzi do tego, że Szpilkę, który w wieku ponad 30 lat zaczął stosować dietę, pracować z żywieniowym specem, dbającego cały czas o swoje przygotowanie fizyczne oraz ubierającego dwie bluzki i biegającego w lesie pomiędzy walkami, kibice… chwalą. Za to, że robi wszystko, aby w sporcie osiągnąć sukces. Korzysta w końcu z porad tych, którzy są w stanie swoją specjalistyczną wiedzę mu przekazać i robi to, co świętej pamięci trener sugerował mu już 24 lata temu, czyli zmianę kategorii wagowej.
Boryś Mańkowski z KSW zmierzy się za kilka dni z Vaso Bakocevicem w limicie umownym pomiędzy kategorią lekką, a półśrednią. Wcześniej nagrywał filmiki, jak ledwo co gubił kilogramy do 77,1 i kosztowało go to wiele zdrowia. Dziś tryska energią i zapewnia, że nigdy jeszcze nie czuł się tak wspaniale, mimo że rok temu wydawało się to być nierealne. „Daje z siebie maksa na treningach, robię wszystko na 100%” do pewnego momentu starczy i przynosi spodziewany efekt. Żeby wskoczyć na wyższy poziom, należy ruszyć głową. Mądrze i odpowiedzialnie podchodzić do rzeczy, które na pierwszy rzut oka są tylko dodatkami do sportowej kariery.