Jak odnajduje się w nowej roli i czy hasło „mistrz Polski” otwiera kolejne możliwości? Dlaczego w świadomości wielu osób rugbiści to cały czas zakute łby? Czy partnerzy biznesowi z Gdańska i Gdyni chcą pomóc ekipie z Sopotu i czy kiełbasa z grilla oraz piwo pozwala ściągnąć ludzi na trybuny? Dlaczego czytanie bajek dzieciom jest w stanie pomóc w wypełnieniu trybun podczas meczów? O tym wszystkim porozmawiałem z Piotrem Zeszutkiem – kapitanem Ogniwa Sopot, mistrza Polski w rugby.

Maszyna ruszyła – za nami jedna konferencja prasowa, którą zresztą sam zorganizowałeś, potem w Warszawie druga na temat transmisji meczów ekstraligi w Polsacie Sport Fight. W mediach społecznościowych też jakby więcej materiałów niż w ostatnich tygodniach.

Piotr Zeszutek: Wracamy do grania, do treningów, do promocji Ogniwa i rugby. Od jakiegoś czasu mam w klubie nową rolę, choć pomysły na rozpoczęcie wychodzenia ze swoimi pomysłami naprzeciw oczekiwaniom kibiców były od dawna. Nie wiem dokładnie, jak to nazwać. Zajmuję się PR-em w Ogniwie, staram się wdrażać ideę na promowanie naszej dyscypliny. O wielu takich aspektach rozmawiałem w klubie już kilkukrotnie, ale często kulała realizacja planów. Teraz, gdy odpowiada za to jedna osoba, która ma zielone światło z góry na działanie, to coś zaczyna się ruszać. Zawodnicy również inaczej do tego podchodzą, gdy wiedzą, że jest na to wszystko jakiś plan, a nie spotnan i działanie na hurra.

Trzeba przyznać, że związek i inne kluby nie robią zbyt wiele, żeby promować rugby.

PZ: Nie robią zbyt wiele to delikatne określenie. Bardzo często nie robi się nic poza treningami, sparingami i meczami. To oczywiście jest najważniejsze w tym sporcie, bo bez tego nie byłoby całej reszty. Otoczka wokół rugby jednak też jest istotna, bo inaczej na mecze będą przychodziły wciąż te same osoby i nie zrobimy nigdy kolejnego kroku. Czły czas trzeba się jednak rozwijać i to na wielu szczeblach.

To wszystko zbiega się z największym waszym sukcesem w ostatncich latach, czyli ze zdobyciem tytułu mistrza Polski.

PZ: Dokładnie tak. Nie działo się promocyjnie i wizerunkowo nic, a zdobycie przez nas mistrzostwa Polski było jasnym sygnałem, że musimy wziąć się do roboty. Trzeba ruszyć. Jesteśmy najlepsi w kraju i trzeba zrobić wszystko, aby tę passę wykorzystać. Łatwiej rozmawia się z potencjalnymi partnerami biznesowymi zaczynając gadkę od tego, że reprezentujemy drużynę, która dwa miesiące temu wywalczyła złote medale na krajowym podwórku. To pomaga, otwiera pewne możliwości. Trzeba to tylko wykorzystać. W Trójmieście jest dobra infrastuktura do uprawiania sportu, do grania w rugby, sporo można dzięki temu zdziałać.

Staracie się wychodzić do społeczności, która może zainteresować się rugby, dzięki wielu niekonwencjonalnym zabiegom.

PZ: Cyklicznie będziemy w soboty czytać dzieciom bajki. Rugbiści Ogniwa będą zbierali się w jednym miejscu i spędzali czas z najmłodszymi oraz ich rodzicami. Zdajemy sobie sprawę z tego, że na nasze mecze przychodzą ludzie młodzi, którzy nie mają na czas spotkań co zrobić ze swoimi pociechami. Nie każdy decyduje się na zabranie ze sobą malucha, a obserwujemy, że dzieciaków jest coraz więcej. Bawią się w swoim gronie, a rodzice oglądają mecz i wszyscy są zadowoleni. Na całym świecie w rugby jest bardzo podobny, rodzinny klimat. My widzimy w tym swoją szansę. Mamy inteligentnych chłopaków w swoim zespole, ludzi, którzy mają ciekawe prace i kilka fakultetów na uczelni. Zróbmy coś, co trochę przełamie nasz stereotyp, jako rugbistów, który w dalszym ciągu nie jest najlepszy. Nie jesteśmy zakutymi łbami, którzy tylko potrafią się bić.

Popularności danej dyscypliny nie generują ci kibice, którzy są na meczu co tydzień, tylko ci, którzy są nowi, z zewnątrz, a mimo wszystko udaje się ich pozyskać dzięki swoim działaniom.

PZ: Dokładnie tak. My takim niestandardowym podejściem do rugby i do naszych potencjalnych kibiców chcemy zaskarbić sobie coraz szerszą rzeszą fanów. Ci, co mają przyjść na mecze, i tak przyjdą. Jesteśmy wdzięczni ludziom, którzy są na każdym naszym spotkaniu. Gdy usiądziesz na trybuny to widzisz osoby, które po prostu interesują się rugby. Bardzo się z tego cieszymy, ale musimy pozyskiwać nowych sympatyków.

Patrząc na klimat, który panuje na Waszych spotkaniach, społeczność udaje się budować. Wygląda to nieźle.

PZ: Wygląda to nieźle, bardzo często frekwencyjnie wygląda to dobrze. Dzieciaki z rodzicami, starsi kibice, którzy na rugby chodzą od kilku dekad. Staramy się poza meczem zawsze dać kibicom coś więcej, co również może pomóc wyciągnąć ich z domu. Nawet stoisko gastronomiczne, namiot, pod którym można nabić się piwa czy kawy, zjeść kiełbasę z grilla czy kawałek ciasta robią większą robotę niż zrobiłby foodtrack, który po prostu stałby na środku i ludzie kupowaliby w nim jedzenie. Chodzi o to, żeby klimat wokół rugby był fajny. Żeby ludzie wiedzieli, że poza 80 minutami gry czeka na nich również coś więcej i miło spędzą popołudnie w gronie swoich znajomych czy rodziny.

Hasło „Ogniwo Sopot – mistrz Polski” otwiera drzwi w relacjach z firmami z Gdańska i Gdyni? Czy przez rywalizację z Lechią i Arką trudniej coś ugrać z potencjalnymi partnerami z tych miast?

PZ: Nie, na pewno nie odczuwamy jakieś dyskryminacji. Nie ma rywalizacji na tym polu, wiele tematów dogadujemy z różnymi osobami, które nie tylko są z Sopotu. To chyba nas odróżnia trochę od piłki nożnej, że tu nikt nie patrzy na nikogo przez pryzmat pochodzenia. To nam nie towarzyszy. Może naszą przewagą jest to, że w Ogniwie nie ma piłki nożnej? Całkiem możliwe, nie każdemu społeczność kibicowska w futbolu kojarzy się dobrze, a nas to omija. Od jakiegoś czasu jest sekcja piłkarska w Ogniwie, ale ten temat dopiero raczkuje i na pewno nie wypacza spojrzenia na rugby i nasz klub.

Czy nie było problemem w czasie negocjacji z różnymi podmiotami to, że byliście w trakcie przerwy pomiędzy rozgrywkami? I czy nie obawiacie się, że pogracie trzy miesiące i znowu będą cztery miesiące przerwy, na co potencjalni sponsorzy nie patrzą entuzjastycznie. U was tego grania nie jest dużo.

PZ: Na pewno jest jakieś zagrożenie, nie ma co ukrywać, że jest inaczej. To dobry czas, żeby popracować nad pewnymi rozwiązaniami w klubie, aby od środka działało to bardzo dobrze. Miasto Sopot stara się nam pomagać, za co bardzo dziękujemy, ale chcemy też sami wypracować sobie taki model, aby być atrakcyjnym „produktem” dla potencjalnych partnerów biznesowych. Czeka nas dużo pracy nad naszymi rozwiązaniami, z którymi dopiero później wyjdziemy do ludzi.

Czy wasz sukces przyszedł zbyt późno? Mam wrażenie, że wokół rugby dwa, trzy lata temu działo się więcej. Chodzi mi również o reprezentację.

PZ: PR-owo na pewno działo się bardzo dużo, nie wszystko moim zdaniem było robione mądrze i z głową, ale pewnie aktywność ludzi z Polskiego Związku Rugby była większa, przez co tych publikacji na temat naszej dyscypliny również było w internecie i w mediach sporo. Ja się nigdy z tym nie utożsamiałem, bo uważałem, że na to nie było jakiegoś długofalowego planu – wiele rzeczy to był spontan i działanie na tu i teraz, a formuła bardzo szybko się wyczerpała. Zależy mi na tym, żeby rugby się rozwijało i wszystkim wiodło się jak najlepiej, ale głównie patrzę na siebie i na nasz klub. Większość nie wychodzi przed szereg, robi swoje i to tyle – ja mam plan trochę inny. Patrzę na chłopaków u nas w klubie i również dostrzegam coś więcej, co bardzo mnie cieszy.

Czy możecie liczyć na pomoc związku? Chodzi o te projekty, które zaczniecie wdrażać i pomoc w rozwijaniu się ekipy mistrza Polski.

PZ: Na ten moment nie, związek nie bardzo interesuje się czymkolwiek i kimkolwiek. Ale skoro jesteśmy mistrzami Polski i mamy bardzo ambitne plany na przyszłość, to może coś się zmieni? Może to w końcu ruszy? Mam taką nadzieję. Jesteśmy w takim miejscu, że możemy negocjować. Możemy rozmawiać. Chcemy to robić, bo na złotym medalu z poprzedniego sezonu świat się nie kończy, ale też jesteśmy pewni siebie, bo wiemy, w jakim miejscu się znajdujemy. Jako Ogniwo naszym celem jest, aby wszystkim wiodło się lepiej. Aby Lechia znowu biła się o medale i aby Arka wróciła do najlepszych drużyn w kraju. Żeby związek dobrze działał i na rugby przychodziło jak najwięcej kibiców. Jak będzie? Zobaczymy. Obawiam się, że to wszystko może potrwać, trochę czasu musi upłynąć. Dlatego patrzymy na siebie. Skupiamy się na tym, żeby wokół najlepszej drużyny w kraju działo się dużo dobrego.

KOMENTARZE