Dużo w ostatnim czasie w mediach informacji na temat Polsat Boxing Night, bo i czasu do gali zostało niewiele. Jeszcze niedawno Mateusz Borek oświadczył wszem i wobec, że gala się odbędzie i na ring powraca Tomasz Adamek, a dziś odliczamy już godziny do pierwszego gongu w Ergo Arenie.
Dni coraz mniej, natężenie spływających do sieci materiałów na temat głównych bohaterów gali coraz większe, więc i opinii, tych skrajnych i często niemądrych sporo. Kilku osobom los PBN jest na tyle bliski, że zaczynają coraz żwawiej komentować każdą decyzję sterników polsatowskiego eventu. – Za mało Haumono, zbyt słaba sprzedaż biletów, wolne miejsca na płycie w tygodniu poprzedzającym galę – to tylko niektóre z zarzutów, które krążą na Twitterze.
Presja na Mateuszu Borku spoczywa dosyć spora, bo wokół całego wydarzenia kręci się wielu „dobrych wujków”. Ludzi, którzy zza biurka potrafią doradzać, komentować, oceniać i krytykować. Kilkumiesięczna przerwa od wielkiego bokserskiego wydarzenia w naszym kraju spowodowała, że oczekiwania coraz mniejszej grupy kibiców szermierki na pięści w naszym kraju wzrosły. O ile podczas walki Adamka z Moliną zainteresowanie fanów było spore, o tyle już Krzysztof Głowacki z Oleksandrem Usykiem nie rozgrzali publiczności tak, jak zakładano. Na kilka dni przed walką można było bez problemów kupić bilety na wydarzenie niespecjalnie wysilając się i szukając koników na gdańskiej Żabiance, a podczas pojedynku wieczoru było sporo wolnych miejsc. Dwa miesiące później planowano zbudować mocny fight-card z Włodarczykiem w walce wieczoru, z Wawrzykiem i Cieślakiem, ale ostatecznie event się nie odbył. Tamte wydarzenie miało położyć na łopatki Adamka z Moliną i wykręcić nowy rekord PBN. Z tym że kilka tygodni później, również w Krakowie, do oktagonu KSW miał wejść Popek, który interesował publikę bardziej niż bokserska świta w naszym kraju. Galę przełożono i przez długie miesiące nie było wiadomo, kiedy ostatecznie się odbędzie.
Sprawy w swoje ręce wziął Borek, mimo że wiele osób od początku wątpiło w powodzenie projektu sygnowanego przez nowego człowieka w promotorskim światku. Adamka w walce wieczoru krytykowano, bo to niby odgrzewany kotlet. Masternaka chciano zobaczyć po raz kolejny na polskiej ziemi, ale Masternak sam nikogo specjalnie nie interesował. Gdy zaczęto odkrywać kolejne karty PBN, prestiż gali rósł z każdym dniem. Gdy w stawce mieliśmy już byłego mistrza Głowackiego i niezwykle barwną Brodnicką, to i niedzielni kibice zaczęli się projektem interesować. Dorzucenie Balskiego, Wierzbickiego i otwierające galę starcie Dąbrowskiego z Talarkiem spowodowało, że racjonalnie myślące osoby zaczęły się wycofywać ze swoimi głośnymi hasłami przepełnionymi krytyką. Maciej Sulęcki to moim zdaniem uzupełnienie prawie kompletnego fight-cardu. Do pełni szczęścia brakuje tylko tego, co samo w sobie we wrześniu średnio przejmowało polskiego kibica. Brakuje tylko walki o mistrzowski pas któregoś z naszych rodaków.
Dziwne, że tak wąski i zamknięty świat, jakim jest boks zawodowy w naszym kraju, ma aż tyle nieżyczliwych sobie osób. Praktycznie zmonopolizowanie przez KSW mieszanych sztuk walki w naszym kraju powoduje, że dyscyplina ta rozwija się w zastraszającym tempie. Mniejsze federacje, jak FEN czy PLMMA, są przystankiem dla zawodników słabszych, którzy dopiero chcą wypłynąć na szerokie wody. PBN mógłby być takim KSW, które robi najlepszą robotę w kraju, zrzesza gwiazdy i imponuje swoją marką w całej Europie, a mniejsze gale, takie jak te w Legionowie czy Łomiankach, będą przystankiem dla tzw. zaplecza. Tymczasem jest w naszym kraju wiele osób, które nie chcą monopolizacji rynku, a które nie są w stanie zaoferować niczego więcej polskiemu kibicowi. Trochę przypomina to narzekanie starszych kobiet na rynku, które na pytanie „Co słychać?” najczęściej odpowiadają „Stara bida” i nawet przez sekundę nie myślą o tym, by coś w swoim życiu zmienić i inaczej patrzeć na świat.
– Zbyt mało krwi pomiędzy zawodnikami, brakuje emocji, które budzą zainteresowanie – takie głosy pojawiają się bardzo często w komentarzach. Wybiórczo przeglądamy newsy i słuchamy tylko tych komunikatów, których najwygodniej nam słuchać. Karta Polsat Boxing Night została tak dobrana, by zainteresować wszystkich kibiców boksu w naszym kraju. Domyślam się, że chodziło głównie o tych, którzy w niedzielę nad ranem wstają, by obejrzeć galę w Las Vegas. Takich, którzy brzydzą się marnymi prowokacjami i freak fightami, a które głównie interesują przeciętnego Kowalskiego.
I takie też pojedynki zobaczymy w Gdańsku – Adamek, Głowacki, Masternak i Brodnicka wiedzą, jak smakuje sukces i każda z tych osób chce jeszcze w boksie dużo osiągnąć. Do tego dochodzi Sulęcki, w którym wielu ekspertów widzi przyszłego mistrza świata oraz Balski, którym od jakiegoś czasu zachwyca się Andrzej Kostyra. Sami ludzie pracujący przy boksie wiedzą, że czeka nas absolutnie wyjątkowa impreza. Boks na najwyższym poziomie i wydarzenie, podczas którego nie zabraknie niczego. Będą podteksty w walce Norasa z Talarkiem, wielka niewiadoma Wierzbicki, ciekawość zobaczenia w akcji Balskiego i fajerwerki w wykonaniu Sulęckiego. Będzie wymagający rywal dla Masternaka, powrót wciąż myślącego o Usyku Głowackiego oraz Adamka, wokół którego kręci się całe zamieszanie związane z PBN. Każdy, kto choć trochę lubi boks, włączy w sobotę telewizor lub przyjedzie nad morze i będzie się dobrze bawił. A że nie będzie pyskówek, bluzgów, szarpaniny na ważeniu i złej krwi? No cóż, wszystkiego mieć nie można.
Czy Polsat Boxing Night wypali? Sportowo – na pewno. Czy w niedzielę będziemy mówić o sukcesie PBN? Gdy spłyną do mediów informacje o sprzedanych biletach oraz pakietach PPV i będziemy chcieli porównać wyniki te z wskaźnikami wykręconymi przez KSW 39, to wynik będzie przeciętny. Żeby wskrzesić polski boks i dać impuls, który pomoże w przyszłości, powinno wystarczyć. Jeżeli nie, to zostanie nam podziwianie krajowego podwórka pod Warszawą i nocne wstawanie na Gołowkina i Warda. Na nic ekstra w polskim boksie nie jesteśmy gotowi.