Zdania na temat nowej Ekstraklasy nie mam, bo uważam, że nic reforma nie zmienia. Inaczej będą liczone punkty, inne będą zawirowania tuż przed i tuż po 30. kolejce, ale jedno się nie zmieni – ligę i tak wygra najlepszy zespół. Do I-ligi spadną natomiast ci, którzy w piłkę grają najgorzej na przestrzeni niemalże 11 miesięcy.

Śmieszą mnie głosy oburzenia tych, którzy na siłę doszukiwali się niesprawiedliwości w podziale punktów po 30 rozegranych spotkaniach. Pamiętam materiał zrealizowany bodajże przez Polsat Sport, podczas którego kilku trenerów Ekstraklasy zostało zapytanych, czy dzielenie punktów ma w ogóle sens. Każdy odpowiedział, że taka forma jest absolutnie niepotrzebna, a zespoły lepsze na dystanie sezonu zasadniczego są okradane z punktów, na które w pełni zasłużyli. ESA 37, w której dzieli się punkty, faworyzuje słabszych i to im daje większe szanse w tak zwanej dogrywce.

Zbigniew Boniek podczas programu „Stan Fubolu” tylko się zaśmiał słysząc te dyrdymały i powiedział w swoim stylu coś takiego (to nie cytat): – Należy zatem robić wszystko, by przez te 30 meczów cieniować i słabiej punktować. By po podziale punktów być w przywilejowanej, a nie pokrzywdzonej roli.

Z tym, że największe kluby w naszym kraju nie mogą sobie pozwolić na to, by przez 30 meczów, nawet mając świadomość podziału punktów po zakończeniu rundy zasadniczej, grać słabo. Przegrywać i nie trzymać się czoła peletonu przez cały sezon. Celem Legii, Lecha, a w tym sezonie również Jagiellonii czy Lechii jest, aby zdobyć tytuł mistrzowski. Do tego potrzebne są punkty zarówno z rundy zasadniczej, jak i dogrywki obejmującej siedem spotkań. Suma punktów z pierwszej i drugiej rundy daje tytuł lub go nie daje. Słabsza dyspozycja w pierwszej części sezonu i strata – przykładowo – 5 punktów do lidera (który został bezczelnie okradziony) może spowodować, że nie uda się zdobyć tytułu na koniec sezonu.

Czyli wbrew temu co mówią biedni i wiecznie pokrzywdzeni ludzie piłki – nie, wcale ci słabsi po 30 meczach nie mają większych szans. Wprost przeciwnie – mają szanse mniejsze.

Czy wyobrażacie sobie, że Legia lub Lech przed rozpoczęciem sezonu obiera taktykę, na mocy której aż do podziału punktów starają się nie wygrywać meczów? Albo wygrywać, ale tylko czasami, incydentalnie? By zająć – przykładowo – czwarte miejsce, które gwarantuje lepszy terminarz i układ spotkań w rundzie finałowej? Mnie się wydaję, że Legia i Lech zrobią wszystko, żeby zaczynając dogrywkę mieć 2/ 4/ 6 punktów przewagi nad resztą, a nie 2/ 4/ 6 punktów straty do liderów.

Jasne jak słońce, że drużyna mająca 10 punktów przewagi przed podziałem punktów ma już ich tylko 5 po podziale – o tym nie należy dyskutować. Ale skoro każdy przed kopnięciem piłki po raz pierwszy w sezonie wie, że tak się stanie, to czemu nie robi wszystkiego, by po podziałce być właśnie tym goniącym? Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Jeżeli lubimy się oszukiwać i dostawać nic niewarte prezenty, to musimy starać się utrzymywać schowani za plecami, by nagle, tuż przed metą, doskoczyć do czołówki. By wchodzić w rundę finałową z przeświadczeniem, że nadrobiło się na trasie, dzięki bożej sprawiedliwości.

Każdy z was próbował swoich sił w biegach przełajowych. Jedni biegali tylko podczas szkolnych zawodów, innym szło lepiej, reprezentowali szkołę, miasto lub nawet województwo. Mi zdarzyło się biegać podczas większych tego typu imprez. Wiecie, co robili wszyscy zawodnicy tuż po przyjeździe na miejsce biegu? Sprawdzali trasę. Liczyli pagórki, zakręty, metry, które trzeba przebiec po piasku, błoto. Rano wstawali i patrzyli na chmury, szacowali, czy będzie padało, oceniali siłę wiatru. Wiecie, co w tym czasie robili ci, którzy na koniec odbierali medale? Nic. Oni nic nie robili. Przeszli się dla zabicia czasu po trasie i relaksowali się. Wiedzieli, że są w formie, trenowali ciężko i co by się nie działo, jakkolwiek by nie wiało i ile by górek nie było po drodze, to i tak sobie poradzą. Warunki ma każdy takie same, a dystans zweryfikuje, jak każdy przygotował się do zawodów. Skupiali się na tym, co najważniejsze (koncentracja, rozgrzewka, posiłek przed, ubiór itp), a nie bzdurami, na które i tak nie ma wływu.

odidja

A środowisko piłkarskie w naszym kraju zajmuje się wszystkim, tylko nie futbolem. Zapominamy o jednej, ale dosyć istotnej kwestii – piłkarze są od grania w piłkę. Ogólnie w tym całym projekcie Ekstraklasy, w skład którego wchodzi wiele czynników i tak na końcu najbardziej istotne jest to, czy pomocnik poda, napastnik strzeli, a bramkarz obroni. Nie to, czy sędzia dobrze biega (jak uważa Jakub Rzeźniczak) i nie to, że w niedzielę o 17 nie da się grać w piłkę (jak sądzi Piotr Ćwielong). Nadrzędnym celem tego wszystkiego jest ciągłe podnoszenie poziomu naszej ligi, kształcenie młodzieży, rozwijanie umiejętności poszczególnych zawodników i przygotowanie naszych klubów do gry w Europie.

Tymczasem:

  • mamy poziomem 21. ligę w Europie
  • pierwszy raz od 20 lat nasz zespół grał w LM
  • zmagania naszych zespołów w europejskich pucharach kończą się najpóźniej na pierwszym wiosennym dwumeczu
  • w pierwszym składzie reprezentacji jest w ostatnim czasie dwóch zawodników z Ekstraklasy

Piłkarsko zatem w dalszym ciągu Ekstraklasa oferuje bardzo mało. Okej, kadra zrobiła skok jakościowy. Okej, Legia zagrała w Lidze Mistrzów. Patrząc jednak szerzej na piłkę, szukając porównać z klubami zagranicznymi, to my w dalszym ciągu jesteśmy gdzieś daleko, daleko nie tylko za Hiszpanią czy Niemcami, ale też Belgią czy Szwajcarią. Szukamy sprawiedliwości i skutecznej recepty na usprawienienie całego ligowego futbolu, a nie patrzymy na poziom sportowy meczów rozgrywanych w rodzimych rozgrywkach. Coś niebywałego.

Napisałem we wstępie, że moim zdaniem nie ma znaczenia, czy podział punktów jest, czy go nie ma. Naprawdę – bez różnicy. Jeżeli blisko dwa miesiące przed wznowieniem sezonu 2017/2018 każdy z klubów wie, jakie będą zasady w kolejnych rozgrywkach, to moim zdaniem nie ma w tym nic złego. Każdy z uczestników wie, że po 30 meczach nie będzie podziału, a tabela zostanie podzielona na dwie grupy – lepszą i słabszą. Jeżeli podział byłby wprowadzony, to również – każdy o tym wie, jest okej. Nie szukajmy dziury w całym, nie dyskutujmy o rzeczach, które generalnie nie mają wielkiego wpływu na to, czy Masłowski celnie poda, Paixao wykorzysta rzut karny, a Szmatuła wybroni sam na sam. To właśnie nad takimi rzeczami trzeba pracować. To takie czynniki mają wpływ na to, że nie 21., a 17. miejsce będzie zajmowała Ekstraklasa w Europie, a polski zespół będzie grał co roku w LM, a nie raz od wielkiego dzwonu.

Cała ta reforma to tylko otoczka, dodatek, mało istotny szczegół. Boisko weryfikuje i ono pokazuje, czy jesteśmy coraz lepsi, czy coraz gorsi.

Zawsze śmieszy mnie, gdy duzi chłopcy rozmawiają o małych rzeczach. Legia, czy to z podziałem punktów, czy też bez, i tak będzie za rok grała o mistrzostwo. Górnik Łęczna i tak będzie w pierwszej kolejności myślał o tym, żeby z ligi nie spaść. Reszta ta bzdury. Kompletnie nieistotne dodatki.

KOMENTARZE