Rafał Jackiewicz. Pięściarz, który ma w planach podczas swojej ostatniej w karierze gali zawalczyć w boksie, MMA i Kick-boxingu. Materialista i szczery gość, który zawsze mówi to, co myśli. Jak sam powiedział: „Napadałem na ludzi, okradałem ich, lałem chamów na dyskotekach, ale nigdy nikogo nie sprzedałem. Kłamać mi się zdarza, ale tylko w sądzie i na policji. Mam szacunek u wrogów, bo w gruncie rzeczy jestem dobrym chłopakiem.” Zapraszam!
Rafał, co u ciebie słychać?
Rafał Jackiewicz: Po staremu, bez zmian. Dużo treningów prowadzę – około 100 godzin w miesiącu, do tego sam trenuję, rodzina, dzieciaki – w zasadzie nic się nie zmieniło.
Cały czas jesteś w formie?
RJ: Nie w formie, ale już na pewno w dyspozycji jestem cały czas. Dyspozycja – to dobre określenie.
Co to oznacza?
RJ: Oznacza to, że jak dostanę we wtorek telefon, że w sobotę jest walka, ktoś dobrze zapłaci, to biorę ją w ciemno i w sobotę wychodzę do ringu.
Czy nie przeszkadza ci taki okres czuwania? Może ktoś zadzwoni, może nie zadzwoni.
RJ: Wkurza mnie to, nie chce mi się. Serio, zmuszam się do tego, żeby trenować. Lubię zajęcia z moimi uczniami i cieszę się, że one są, bo przynajmniej mam motywację, żeby regularnie się ruszać i być w miarę przyzwoitej formie.
To ma w ogóle sens? Przecież nikt cię do niczego nie zmusza. A ty karierę kończysz już od kilku lat.
RJ: Bzdura.
Czemu bzdura? Przecież mówiłeś to już kilka razy, że niedługo kończysz i cały czas jesteś czynnym zawodnikiem. Niektórzy śmieją się nawet, że wracasz jak Gołota.
RJ: To powiedz im, że wygadują głupoty. Karierę skończyłem raz – w Międzyzdrojach.
Mówiłeś na początku 2014 roku w programie Patryka Mirosławskiego, że stoczysz cztery walki i kończysz z boksem. Przyrzekałeś, że tak właśnie będzie.
RJ: Musiałeś coś źle zrozumieć, na pewno tak nie powiedziałem. Miałem wtedy na koncie 46 wygranych walk i mówiłem, że karierę zakończę za cztery walki, ale muszę je wszystkie wygrać. Chcę przejść na emeryturę mając 50 zwycięskich pojedynków.
Czyli ty liczyłeś na to, że wszystkie z tych czterech walk wygrasz, tak?
RJ: Tak.
Wtedy będziesz lepszy niż Floyd Mayweather i Rocky Marciano. Oni wygrywali po 49 razy, ty będziesz miał 50 zwycięstw na swoim koncie.
RJ: Taki jest plan.(śmiech) Chcę mieć 50 zwycięskich pojedynków i odejdę na emeryturę.
Tylko żeby przypadkiem tych walk nie było jeszcze 10. Chyba że jesteś pewny tego, że dwóch ostatnich rywali pokonasz.
RJ: Mnie się nie śpieszy. Będę chciał, to wezmę sobie dwóch słabych zawodników na koniec, pokonam ich, nie zarobię prawie w ogóle pieniędzy na tych pojedynkach i bilans będzie się zgadzał. Nie do końca jednak o to chodzi. Pieniądze też muszą być odpowiednie.
Ostatnia walka ma być wyjątkowa – chcesz zawalczyć w boksie, MMA i Kick-boxingu podczas jednej gali. To aktualne?
RJ: To jest postanowione już od bardzo dawna i na pewno tak będzie. To nie są plany, to już przesądzone. Nawet mam już piosenki na wyjście wybrane.
Co to za piosenki?
RJ: „Kaczuszki”, „To nasz Wujcio-Wariatuńcio” zaśpiewane przez dzieciaki z przedszkola mojej kochanej żony Mrówki, czyli „Mrówkolandia” w Mińsku Mazowieckim i Nowej Iwicznej oraz „Kolorowe Jarmarki” Maryli Rodowicz.
Ty znasz się na boksie, długo już siedzisz w tym środowisku i wiesz jak to wygląda, nie?
RJ: Oczywiście.
Jak odnosisz się do tego wszystkiego, co dzieje się obecnie w boksie? Coraz więcej polityki, coraz mniej sportu.
RJ: Co chcesz przez to powiedzieć?
Chodzi mi o to, że nie zawsze dobrą walkę dostaje najlepszy. Czasami dostaje ją ten, który ma ją otrzymać.
RJ: Zawsze tak było. W tej kwestii akurat nic się nie zmienia. Kiedyś tyle o tym nie dyskutowano, unikało się takich tematów. Ja też tego nie mówiłem. Zawsze jednak zawodowy boks tak wyglądał.
Jak wytrzymałeś nie mówiąc tego, co myślisz?
RJ: Powiem tak – zawsze mówię co myślę. Gdy ktoś mnie pyta, czy wygram walkę, to gdy jestem pewny, że tak będzie, mówię, że wygram.
Proszę cię. Każdy tak mówi.
RJ: Nie do końca. Gdy walczyłem w eliminatorze z Joshuą Clottey i zapytali mnie dziennikarze o szanse na zwycięstwo, to powiedziałem, że tylko 70-30 dla mnie. Wiedziałem, że będzie ciężko. Do walki jednak nie doszło – wycofał się.
Jak słyszysz, gdy polscy pięściarze są pewni zwycięstwa przed dużymi walkami, a przegrywają z kretesem, to śmiejesz się z tego?
RJ: To, co ja sobie pomyślę, to jedno. W większości przypadków są to moi koledzy i staram się nie wypowiadać na ich temat. Mam swoje przemyślenia i realnie oceniam, kto walkę wygra, ale nie zawsze chcę wyrażać swoje opinie. Każdy gada, że wygra i urwie rywalowi głowę, a ktoś musi przegrać. Ja też 16 razy wychodziłem z ringu pokonany. Zawsze byłem przekonany, że to moja ręka bedzie na koniec w górze.
Oglądałeś serial „Czterdziestolatek”?
RJ: Pewnie.
No właśnie – ty za kilka dni zdmuchniesz świeczki po raz czterdziesty.
RJ: Do kolejnej walki wychodzę właśnie w rytm muzyki z „Czterdziestolatka”.
Nie dokucza ci ten wiek?
RJ: Nie. Niedługo wychodzi moja książka, po której przeczytaniu na pewno stwierdzisz, że przeżyłem zdecydowanie więcej niż inni ludzie w moim wieku. Patrzę czasami w lustro i pytam się mojej żony, czy wyglądam już staro. Odpowiada, że nie. Widzę, że nie mam już mięśni, jestem coraz starszy i coraz bardziej garbaty, ale cały czas pocieszam się tym, że i tak wyglądam lepiej niż moi rówieśnicy. Mało tego – lepiej, niż młodsi ode mnie.
Jesteś materialistą, prawda?
RJ: Oczywiście.
Nie wstydzisz się o tym mówić?
RJ: Nie.
To po co jest ci książka, skoro nie zarobisz na niej? To będą jakieś grosze. Ty powiedziałeś kiedyś, że nie robisz nic za darmo.
RJ: Książka ma pokazać, że z takiego debila jak ja można dziś być normalnym i wartościowym człowiekiem. Gościem, który ma zajebistą żonę, wspaniałe dzieci, pracę i ogólnie żyje sobie całkiem przyzwoicie. Życie nauczyło mnie szacunku do innych ludzi, co nie u każdego jest spotykane, i pracy, mimo że sam pracowałem tylko przez rok w swoim życiu.
Rok?
RJ: Tak. Byłem ochroniarzem na stadionie i pracowałem przy produkcji Ptasiego Mleczka.
Ty jesteś cukiernikiem z zawodu, nie?
RJ: Tak.
Stąd te legendy, że jesz za dużo słodkiego.
RJ: Stąd między innymi problemy ze zrobieniem wagi.
Tylko po to pisałeś tę książkę?
RJ: Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Jest opcja, ale to póki co nic pewnego, że na podstawie książki powstanie kiedyś film.
Serio?
RJ: Są dwie osoby, które czekają na książkę. Jeśli ona im się spodoba, a bardzo ciekawi są, jak finalnie będzie wyglądała, to jest spora szansa, że film powstanie. To nic pewnego, ale szanse są moim zdaniem duże.
Warunek jest jeden – musi to być dobra książka, która przypadnie tym osobom do gustu.
RJ: Gwarantuje ci, że książka będzie fajna. Dobra, ciekawa, pełna anegdot. Na pewno nikt, kto zdecyduje się ją przeczytać, nie będzie żałował. Każda strona będzie o czymś. Każda o czym innym. Spodoba ci się, mówię ci.
Darek Michalczewski rok temu wydał książkę, czym poruszył trochę środowisko. Czytałeś ją?
RJ: W życiu przeczytałem tylko jedną książkę, ale zrobiłem to dwukrotnie. To Prawo Jazdy kategorii B.
„Dobrze” że dwa razy zabrali ci prawo jazdy, bo tak byś ją przczytał tylko raz.
RJ: Dwa razy zabrali mi prawko i dwa razy musiałem ją przeczytać. Za każdym razem zdałem za pierwszym podejściem, więc skuteczność mam dobrą.
Darek napisał o tym, jak zabierali mu prawo jazdy, było dużo o alkoholu, kobietach i wielu, wielu różnych rzeczach, a i tak znaleźli się tacy, którzy zarzucili mu, że zdradził tylko ułamek swojego prawdziwego życia. U ciebie też tak będzie?
RJ: Będzie o tym wszystkim, o czym ty powiedziałeś plus milion różnych wątków. W książce zostanie napisane 99% rzeczy, które przeżyłem. Będzie niemalże wszystko, co przez te 40 lat życia udało mi się zbroić.
Czemu nie 100%?
RJ: Na niektóre rzeczy nie pozwoliła redakcja, swoje obiekcje miał również prawnik, który powiedział, co mamy z książki usunąć. Zdaję sobie sprawę, że po przeczytaniu tej książki znowu zaczną się dyskusje na wiele tematów. Będą kontrowersje i ktoś może poczuć się urażony. Ja to wszystko wiem, biorę to jednak na siebie.
Nie boisz się, że rozwalisz komuś rodzinę? Będzie też o twoich kolegach, z którymi broiliście za małolata.
RJ: Nie rozwalę nikomu rodziny, bo nikogo w książce nie oczerniam i nie mówię, że ktoś był taki, a ktoś owaki. Opisuję sytuacje, które mi się przytrafiły. O tym, jak okradałem ludzi, napadłem na nich i tłukłem chamów na dyskotekach w soboty. Jest o wszystkim, ale nie przedstawiam moich kolegów w złym świetle. Na pewno im nie zaszkodzę.
O porwaniu też jest?
RJ: Oczywiście. Porwało mnie ośmiu gości, ale wymieniłem tylko ich inicjały. Na tej podstawie nikt nikomu nic nie udowodni, a tylko wąska grupa ludzi będzie wiedziała o kogo chodzi. Sprawa jest już przedawniona, nikt nie poniesie z tego tytułu konsekwencji.
Nie boisz się, że będziesz miał z tego tytułu problemy? Porwanie to są już poważne rzeczy.
RJ: Kładę na to laskę. Ci ludzie, którzy mnie porwali wiedzą, że zachowałem się wobec nich w porządku. Nie sprzedałem nikogo, nie zeznałem na policji przeciwko nim. Mogliby mieć wobec mnie jakieś obiekcje, ale wiedzą, że w gruncie rzeczy jestem dobrym chłopakiem. Mogłem ich wsypać, a tego nie zrobiłem. Z resztą – to tylko inicjały. Ci, co mają wiedzieć, będą wiedzieli o kogo chodzi. Reszta będzie się co najwyżej domyślała.
Ktoś przeczyta kilka tych sytuacji o porwaniach i rozbojach i stwierdzi, że to wszystko jest zmyślone. Nie boisz się tego?
RJ: Ludzie z mojego otoczenia i ci, którzy brali udział w tych sytuacjach wiedzą, że to wszystko jest prawdziwe. Jeśli ktoś czytająć książkę wyłapie kłamstwo lub błąd, to jestem za tym, żeby napisał o tym w gazecie, a ja na łamach mediów przyznam mu rację. Jeśli faktycznie jakieś fakty przeinaczyłem, to przepraszam – nie zrobiłem tego celowo. Nie mam w naturze kłamać, nie robię tego. Chyba że mówimy o sądzie lub policji – wtedy kłamię.
Dużo ci redakcja cofnęła?
RJ: Bardzo mało. Pojedyncze fragmenty, które zupełnie nie mają wpływu na odbiór całej książki.
Nie przejmujesz się tym, co powie społeczeństwo czytając tę książkę?
RJ: Nie przejmuję się tym. Zobacz, podam ci przykład. Dzwonisz do mnie, chcesz umówić się na wywiad. Od razu zapala mi się w głowie lampka, że jesteś zainteresowany, aby ze mną pogadać. Masz przygotowane pytania lub lecisz z głowy – nie ważne. Gdy ty pytasz mnie o coś, to ja ci udzielam odpowiedzi. Nie interesuje mnie, czy ktoś to będzie czytał lub hejtował, że Jackiewicz znowu wygaduje głupoty. Mam swoje przemyślenia, wiem, co chcę ci powiedzieć i po prostu to robię. Na pewno nigdy moje zdanie nie będzie się podobało wszystkim.
Hejt jest zawsze. Bez względu na to, kim dana osoba jest.
RJ: Pamiętam, jak zacząłem udzielać pierwszych wywiadów. Tremowałem się, ważyłem słowa, zacząłem się jąkać. Nie czułem się wtedy naturalnie. Pewnego dnia postanowiłem być po prostu sobą. Mówić, co myślę. Gadać zgodnie z własną wolą. Za dużo przeklinam – wiem. Często gadam głupoty – mam tego świadomość. Ale mimo wszystko wiem, co chcę swojemu odbiorcy przekazać. Nie jestem jak chorągiewka na wietrze. Mam swoje poglądy.
Nie jesteś za chudy w uszach, żeby pisać książkę? Pojawią się na pewno takie komentarze.
RJ: Myślałem o tym. Gdy zacząłem pisać książkę i przypominać sobie te wszystkie historie, to przez chwilę pomyślałem nawet, żeby w ogóle jej nie pisać. Było już jednak za późno, wkręciłem się.
Teraz potrzeba takich gości. Coraz bardziej pożądani są sportowcy charyzmatyczni, ciekawi, nie bojący się mówić prawdy.
RJ: Nie zawsze można mówić wszystko, co przychodzi na myśl. Czasami trzeba się pilnować i uważać ze słowami. Sportowcy nie są niezależni i muszą z niektórymi osobami dobrze żyć.
Nie rozmieniasz się trochę tymi ostatnimi walkami? Czytałem opinie w internecie, że walczysz na siłę i tylko dla kasy. „Powinien dać już sobie z pokój” – to cytat z forum.
RJ: Kurwa, ręce mi opadają. To co, jak ktoś dostanie 10 stycznia wypłatę, to 10 lutego już nie będzie chciał mieć wynagrodzenia na koncie? Skoro pracuje, to chce dostać chyba kasę, nie? No to tak samo jest ze mną. Walczę, to chcę dostać za to pieniądze. Chcę zarabiać. Nie biję się charytatywnie, tylko dostaję hajs. Ten jest potrzebny, by żyć. Czego tu ludzie nie rozumieją?
„Karierę skończyłem 3 lata temu, a potem zacząłem zarabiać” – to już twoja wypowiedź.
RJ: Bo tak jest.
Nie masz już ambicji, by jeszcze o coś powalczyć? Albo po prostu skończyć z boksem, gdy nie idzie?
RJ: Ja jestem bardzo ambitnym człowiekiem. Stawiam jednak na szali moją rodzinę, żoną i dzieci. Wtedy moje ambicje nie są istotne. Chcę, żeby im wiodło się jak najlepiej. Żeby mieli wszystko, czego sobie zapragną. Jeżeli ktoś płaci mi za to, że ja wychodzę do ringu, chce, aby Jackiewicz wystąpił na gali, to co ja mam powiedzieć? „Nie, sorry, ale mam wyjebane?” Proszę cię.
Rozsądny materialista.
RJ: Jeśli ty zapłaciłbyś mi trzy razy więcej za to, żebym zawalczył w stringach, to ja to zrobię. Jeśli mam wyjść do ringu w stringach, to również nie mam z tym problemu. Pytanie, za ile?
Jest coś, czego byś nie zrobił za pieniądze?
RJ: Oczywiście, że są takie rzeczy. Nie zarabiam jednak pieniędzy dla siebie. Wszystko robię z myślą o mojej rodzinie. Jestem ambitny, naprawdę ambitny. Ale bardziej niż moje własne cele liczy się dla mnie to, żeby oni mieli wszystko zapewnione. Moja ambicja w tym zestawieniu nie jest w ogóle ważna. Ona się nie liczy. Choć tak – jestem ambitnym człowiekiem.
Boisz się boksu? Jesteś coraz starszy, a pięściarze z wiekiem są coraz bardziej podatni na poważne urazy.
RJ: Nigdy się niczego nie bałem, ale teraz się już obawiam. To jest dosyć duża różnica. Nie boję się, ale obawiam się, że coś może mi się stać. Mam rodzinę i od kilku lat myślę o niej. Jestem im potrzebny, nie może mi się nic złego stać. Między innymi przez to przegrywam pojedynki. Jestem w dalszym ciągu małym chamem i potrafię się bić, ale nie daję z siebie już 100%. Brakuje mi tej iskierki, którą kiedyś miałem zawsze. Nie potrafię postawić wszystkiego na jedną kartę. Nie umiem zaryzykować w pełni i bez zawahania pójść va banque. Kiedyś to miałem, a teraz nie umiem. Kalkuluję, analizuję.
Można wygrywać nie dając z siebie 100%?
RJ: Ciężko. Czegoś brakuje. Po pierwsze koncentracji, z którą ja zawsze miałem problem. Do tego pojawia się ryzyko, którego w ringu nie możesz podjąć. Pojawia się asekuracja.
Na początku powiedziałeś, że we wtorek odbierając telefon w sobotę możesz walczyć. Nie wiele ma to wspólnego z profesjonalizmem.
RJ: Profesjonalistą skończyłem być w momencie, w którym skończył mi się kontrakt w KnockOut.
Potem zacząłeś zarabiać.
RJ: Dokładnie.
Więcej niż wtedy, gdy byłeś w grupie?
RJ: Tak. Wtedy jednak byłem 100% profesjonalistą. Przez cały czas trwania kontraktu.
Ty masz pieniądze, prawda? Jesteś ustawionym gościem.
RJ: Nigdy nie powiedziałem o sobie, że jestem ustawiony.
Ale że dobrze żyjesz, to już mówiłeś.
RJ: Powiedziałem, że nie mogę narzekać na poziom swojego życia. Zgrzeszyłbym narzekając. Jest dobrze, fajnie zarabiam na treningach, czasami walczę, dzięki czemu też zarabiam, ale nie mówię, że jestem bogaty czy ustawiony. Nic z tych rzeczy.
Masz jednak sporo pomysłów na siebie. Mówię o biznesach.
RJ: Pomysłów jest sporo. Teraz ruszamy z projektem White Collar Boxing, czyli orgazniacją gal dla tak zwanych „Białych kołnierzyków”. Swoich sił będą mogli spróbować amatorzy, przewidziana jest również kategoria dla kobiet. „Fighter” będzie zrzeszała tych ludzi, którzy będą chcieli zawodowo zajmować się boksem. Jeśli ktoś wygra turniej, to z automatu dostanie szansę podczas gali organizowanej przez Sferis. Ponadto będę organizował gale boksu podczas imprez firmowych. Robię seminaria. Do tego jestem na etapie przygotowywania planu na Reality Show, w którym udział wezmą bokserzy.
Śmiejesz się, że polscy pięściarze kończąc karierę rzadko kiedy mają pieniądze?
RJ: Rzadko kiedy polscy pięściarze mieli pieniądze nawet podczas kariery.
Diablo ostatnio udzielił wywiadu i powiedział, że nie odłożył zbyt dużo kasy w czasie kariery.
RJ: Bo wszystko przejebał.
Wszyscy nie przepuszczają kasy.
RJ: Kogo masz na myśli?
Na przykład Główkę.
RJ: To fakt, Główka nie przejebał. On dopiero niedawno zaczął zarabiać.
Polscy pięściarze nie zarabiają?
RJ: Oczywiście, że nie. Wymień mi wszystkich, którzy twoim zdaniem dobrze zarobili na boksie. Zarobili i tego nie roztrwonili.
Gołota, Michalczewski, Adamek, Szpilka.
RJ: I to wszyscy.
Czyli jesteś piąty.
RJ: (śmiech) Dobre!
Streść mi proszę w kilku zdaniach książkę. Może ktoś czytając ten wywiad zdecyduje się, by ją przeczytać.
RJ: Więc tak: Będzie opisane sześć dni, które spędziłem w wojsku. Nie miałem munduru, butów, uciekłem z karetki, z pociągu, z jednostki i dwa dni siedziałem na zatrzymance. To wszystko działo się w ciągu sześciu dni. Druga historia: dostałem nóż w serce. Miałem przebitą prawą komorę serca. Po operacji wypuścili mnie do domu. Trzecia historia: porwali mnie, choć o tym już mówiliśmy. Związane ręce, worek na głowie, wywózka do lasu. Uciekłem im. Ponadto w książce jest opisane 66 walk, które stoczyłem. Wszystko moimi słowami. Jest o piłce, o moich trzech wyrokach w zawieszeniu i o tym, jak mnie dwa razy wyrzucano z kadry Polski.
Zawsze spadałeś na cztery łapy?
RJ: Zawsze.
FOTO: Marta Płóciennik