Jest noc, 3 kwietnia. Na krakowskiej starówce panuje smutek i bardzo wymywna cisza. Nikt spośród licznie zebranych kibiców w pubach czy restauracjach nie wspomina o zwycięskim powrocie na polskie ringi Mateusza Masternaka ani demolki Michała Cieślaka na Francisco Palaciosie. Każdy w głowie ma tylko to, co wydarzyło się pod koniec 10 rundy w walce wieczoru. Coś, co wydarzyć się nie musiało. Coś, co aż do tej felernej, ostatniej sekundy tego starcia szło zgodnie z planem. Porażka Tomka Adamka, która – zgodnie z zapowiedziami – miała zakończyć jego karierę była tematem przewodnim. Porażka, która na drugą stronę bokserskiego życia przeniosła jednego z najlepszych pięściarzy w historii naszego kraju.
– Powrotu nie będzie, nie tym razem. Grzmiał na twitterze Mateusz Borek. – Tomek jest zbyt upatry, by cokolwiek mogło wpłynąć na jego decyzję. Przeciętny Kowalski zanotował ten komunikat, pogodził się z brutalną prawdą i z gorzkim posmakiem rozstania z czymś, co przez ostatnie wiele lat przynosiło mu tyle kibicowskiej frajdy, musiał przestawić swój sposób rozumowania i szukania kolejnych wzorców. Serce bolało, myśli jak opętane krążyły po głowie, ale takie jest życie – trzeba się z tym liczyć. Taki jest boks. Często okrutny i bezwzględny.
Jeszcze tej pamiętnej nocy, wyglądało to tak: (od 9:30)
A chwilę później już tak:
Wyświechtany frazes, który w przypadku kategorii ciężkiej był powtarzany wielokrotnie. W końcu jedno z częstszych powiedzonek naszego Górala z Gilowic, który zawsze kurtuazyjnie wypowiadał się na temat walk w królewskiej dywyzji i w jednym, mocnym ciosie upatrywał szansę na rozstrzygięcie pojedynku. O niepowodzeniu podczas polsatowskiej gali zaważył właśnie ten jeden cios, który odmienił losy pojedynku. Który zakończył karierę Góralowi, a który wywindował Erica Molinę do walki o tytuł światowego czempiona ze znakomitym Anthonym Joshuą.
Jeden cios, jedna sekunda, ostatnia sekunda.
I chyba właśnie dlatego Adamek chce wrócić. Wyobraźcie sobie, co miałby w głowie Tomek teraz, gdyby wtedy przegrał wysoko na punkty. Albo Molina kompletnie by go zdominował obnażając wszystkie braki Polaka kilkukrotnie powalając na deski. Zaryzykuję stwierdzenie, że dziś tego tekstu bym nie pisał. Nie myślałbym o Adamku i nie zestawiał na kartce papieru plusów i minusów, które daje Góralowi w tym przedsięwzięciu. Dziś o tym myślę, dziś znowu analizuję i znowu mam nadzieję. Nadzieję – tak naprawdę – nie wiem na co. Bo poza tą 179 sekundą 10 starcia mam również w głowie wojny ringowe z Brigssem, błagającego o przebaczenie Banksa, rozbitego Cunnighama, bezradnego Arreolę i te niespełna 10 rund dobrych z Moliną, które Tomek wygrał. I chyba właśnie to znowu wzbudza we mnie jeszcze jakiekolwiek emocje.
Wyłączając jednak sentyment i taką ludzką sympatię do kogoś, kto przez wiele lat był moim bohaterem, zastanawiam się, po co? Jaki jest cel powrotu Adamka na ring? Gdyby miał 35 lat i jedną porażkę na koncie? Pośpieszył się z decyzją. Gdyby obsesyjnie dążył do mistrzostwa świata, którego nie udało się nigdy zdobyć? Niech walczy o swoje marzenia. Gdyby przez całą karierę walczył na gali w Międzyzdrojach i na życie zarabiał pracując na cały etat? Niech walczy dalej i zarabia. Ale Adamek MA WSZYSTKO. Adamek jest pięściarsko spełniony, finansowo ustawiony, a sinusodia jego sportowych umiejętności wyraźnie podpowiada, że lepiej już nie będzie. Najprawdopodobniej kolejny pojedynek będzie dobry, być może nawet zwycięski. Sportowe umiejętności, mentalność mistrza i serce do walki najprawdopodobniej pozwoliłyby zapełniać polskie areny podczas polsatowskich gal jeszcze na długie lata. Tomku, tylko po co?
Bo chcesz być jeszcze mistrzem świata w boksie zawodowym? Z całym szacunkiem – nie żartujmy.
Bo chcesz się pożegnać z kibicami wygranym pojedynkiem? Tak się kaurat składa, że Ty NICZEGO już nie musisz nikomu pokazywać.
Bo chcesz sobie dorobić do sportowej emerytury? Sam wielokrotnie powtarzałeś, że na swoje finanse narzekać nie możesz.
Bo chcesz zawalczyć z kelnerem i powalić go po kilku minutach pojedynku? Przecież sam w to nie wierzysz.
Bo chcesz pokonać klasowego rywala i zakończyć karierę? Znasz samego siebie bardzo dobrze i wiesz, że na tym nie poprzestaniesz.
Chyba, że samemu sobie chcesz coś udowodnić. Wtedy wymienianie wszystkich, w miarę logicznych argumentów przestaje mieć jakikolwiek sens.
Zastanawiam się, czy to wszystko ma sens. Zastanawiam się, czy Adamek może cokolwiek w swojej karierze jeszcze zyskać. Bo niecierpliwie czekając na więcej konkretów, miejsce walki, przeciwnika, konkretną datę i moment, w którym ruszy proces akredytacyjny na ten pojedynek, widzę wiele zagrożeń. Zagrożeń, które ten gorzki smak z początku kwietnia mogą co najwyżej wyostrzyć.