Kiedyś wybitny reprezentant, olimpijczyk, wice mistrz świata, „Król Artur”. Dziś ekspert i wierny kibic reprezentacji Polski. Przed igrzyskami olimpijskimi z Arturem Siódmiakiem słów kilka. Zapraszam!
Gdy rozmawialiśmy ostatnim razem, to wśród wielu sukcesów, które wspominaliśmy, był jeden moment, którego szczególnie żałowałeś. Mówię o igrzyskach olimpijskich w Pekinie i tym piątym miejscu, które wtedy było dla was wielką porażką. Czas szybko leci, minęło niespełna 8 lat i polska reprezentacja znowu jedzie walczyć o medale, ale Ty temu wszystkiemu będziesz przyglądał się już z innej perspektywy.
Artur Siódmiak: Perspektywa zmieniła się diametralnie, bo ja już tylko kibicuję naszej reprezentacji. Igrzyska olimpijskie to największa sportowa impreza na świecie i marzeniem każdego zawodnika jest wystąpienie na olimpiadzie i zdobycie medalu. Ja oddałbym dwa medale mistrzostw świata za jeden medal olimpijski i uwierz mi, że takich sportowców jest więcej. Widzisz, zacząłeś o igrzyskach i znowu o tym wszystkim myślę. Pamiętam to jak dziś – naszym rywalem była Islandia, czyli solidna, dobra ekipa, ale to była drużyna, z którą wielokrotnie przed igrzyskami graliśmy i nikt nie spodziewał się, że oni mogą nas pokonać. Wiesz, jechaliśmy do Pekinu jako wicemistrzowie świata. Byliśmy znakomicie przygotowani, w dobrej formie i marzyliśmy o medalu olimpijskim. Zamiast podium jednak musieliśmy zadowolić się z piątego miejsca, które w końcowym rozrachunku nie jest złe, ale nas to absolutnie nie zadowalało. To był ten sam dzień, w którym siatkarze grali ćwierćfinał z Włochami. Oni wychodzili z wioski i życzyli nam powodzenia, po czym jak wracali, to mówili, żebyśmy my bronili honoru reprezentacji i pokonali Islandczyków. To był czarny dzień w polskim sporcie drużynowym, choć trzeba pamiętać, że tak naprawdę niewiele zabrakło, aby dwie polskie ekipy znalazły się w czwórce. Wracając to Islandii, to na pewno nie można powiedzieć, że była to ekipa anonimowa. Przeszli nas i doszli aż do wielkiego finału, w którym okazali się gorsi dopiero od Francuzów. Tych wspomnień związanych z igrzyskami jest w dalszym ciągu sporo, ale we mnie to rozgoryczenie tkwiło jeszcze przez dwa miesiące po igrzyskach. Uciekło mi coś najbardziej cennego, co tak naprawdę było na wyciągnięcie ręki.
Ten rok jest szczególny dla polskiego szczypiorniaka, bo w styczniu w naszym kraju odbywały się Mistrzostwa Europy. Po nich odszedł Michael Biegler i tak naprawdę igrzyska są dla nas wielką niewiadomą.
AS: Tałant to znakomity trener, który jest gwarancją najwyższej jakości. Ja nie chcę porównywać obu szkoleniowców, bo i jeden i drugi mają swoje mocne strony. Dujszebajew w przeszłości prowadził najlepsze kluby świata i jego wiedza o piłce ręcznej i doświadczenie mogą być niezwykle cenne dla reprezentacji. On daje drużynie impuls, którego momentami chłopakom brakowało. Do tego Tałant ma wielu chłopakom pod swoimi skrzydłami w Kielcach i to też pozytywnie wpływa na kształt obecnej reprezentacji. Mistrzostwa Europy nie były najlepszym turniejem w naszym wykonaniu, ale na Starym Kontynencie nie ma słabych ekip i jedna, dwie bramki decydują często o tym, że nie grasz o medale, tylko na przykład o miejsce siódme.
Ekipie Bieglera zabrakło motywacji?
AS: Nie, to na pewno nie chodzi o brak motywacji. Byłem blisko reprezentacji, rozmawiałem z chłopakami i wiem, że byli bardzo naładowani przed turniejem. Wpływ na to, że nie udało się zdobyć medalu miało wiele czynników. W moim odczuciu nasz zespół nie był do końca dobrze prowadzony. Do tego doszło wiele kontuzji. Wypadł Grzegorz Tkaczyk, Mariusz Jurkiewicz, w trakcie turnieju również Bartosz Jurecki, problemy miał Krzysiek Lijewski. Także na całokształt wpływ miało wiele czynników, ale nie doszukiwałbym się tutaj problemu z brakiem motywacji, bo ta była olbrzymia.
Efekt „nowej miotły” już w Rio da nam medal?
AS: Tałant miał teraz sporo czasu, by skupić się na reprezentacji. Jest gwarancją sukcesu i doskonałego przygotowania zarówno taktycznego, jak i fizycznego. Na pewno możemy być spokojni o to, że nasza drużyna będzie w Brazylii poukładana. Nie będzie tak, jak za Bieglera, że Jurecki lub Bielecki wezmą piłkę i będą mieli sami coś wykombinować. Tu będzie głos z ławki, opinia trenera, instrukcja ze strony osoby, która w szczypiorniaku widziała już wszystko. To brzmi jak banał, ale trener ma za zadanie poukładać te wszystkie elementy w jedną, spójną całość. I ja jestem święcie przekonany, że to się uda. Że nasza reprezentacja będzie dobrze dysponowana i dzięki doświadczeniu trenera i jego ogromnej wiedzy mecze trudne, te na styku zdoła wygrywać. A na medal nas stać – bez dwóch zdań. Ale taki prawdziwy turniej olimpijski zacznie się dopiero w ćwierćfinale. Gdy wyjdziemy z grupy i będziemy walczyć w fazie pucharowej.
Powiedziałeś, że Tałant jest gwarancją sukcesu. Co zatem będzie miarą naszego olimpijskiego sukcesu?
AS: Wiesz, jesteśmy trzecią drużyną świata. Na pewno reprezentacja turniej zagra jeszcze w tym składzie z braćmi Jureckimi, Sławkiem i Karolem. Ja myślę, że to jest ostatni gwizdek, żeby powalczyć o medal olimpijski. W styczniu mamy co prawda mistrzostwa świata, ale bardzo często zawodnicy z reprezentacją żegnają się właśnie po olimpiadzie, choć oczywiście nie chcemy nikomu kariery przedwcześnie kończyć. Od jakiegoś czasu obserwujemy w reprezentacji zmianę pokoleniową, ale żeby drużyna zadomowiła się wśród najlepszych nowym składem potrzeba czasu. Weźmy na przykład Skandynawów czy Niemców. Do tych drużyn wskoczyło kilku młodych zawodników, odświeżyli swoje zespoły i dopiero po jakimś czasie te ekipy wróciły do elity.
Dla Ciebie, jako zawodnika, który grał w ekipie Wenty ten turniej jest również szczególny, bo być może po raz ostatni w wielkiej imprezie zobaczysz chłopaków, z którymi grałeś w jednej drużynie.
AS: Zobaczymy jakie decyzję podejmą chłopacy, bo za pół roku we Francji mamy mistrzostwa świata i Ci bardziej doświadczeni zawodnicy spokojnie mogliby jeszcze pociągnąć do mundialu i w nim zagrać. Tałant miałby pół roku więcej na pracę z reprezentacją i ta mieszanka młodości i doświadczenia mogłaby przynieść wiele radości polskim kibicom. Na razie to jednak zostawmy i skupmy się na igrzyskach, do tematu wrócimy.
Patrzę na skład naszej grupy na igrzyskach – Polska, Niemcy, Szwecja, Słowenia, Brazylia, Egipt. Z kim będziemy walczyć o pierwsze miejsce w grupie?
AS: Niemcy bardzo dobrze wypadli podczas Mistrzostw Europy, ale z tego co wiem teraz mają kilka braków i nie jest powiedziane, że tą dobrą formę ze stycznia potwierdzą w Rio. Zaczynamy turniej od meczu z gospodarzami, a Brazylia to nie jest słaby zespół. My z nimi niedawno graliśmy jakis mecz towarzyski i Brazylijczycy nas pokonali, wiec nie można ich lekceważyć. Do tego są gospodarzami, a tym – jak wiadomo – zawsze ściany pomagają. Paradoksalnie to, czy wyjdziemy z pierwszego, drugiego, czy trzeciego miejsca z grupy może nie mieć większego znaczenia. Światowy poziom jest tak wyrównany, że nie zawsze wygranie grupy jest gwarancją, że póżniej nasza droga do finału będzie łatwiejsza. Jest siedem drużyn europejskich, Brazylia, i Katar, który nakupował zawodników z całego świata, więc – cytując klasyk – słabych zespołów już nie ma.
A kto Twoim zdaniem jest faworytem do wygrania całych igrzysk?
AS: Myślę, że Francja, Chorwacji mogą się liczyć, Szwecja, Dania, Norwegia, Niemcy i my – ten skład od dłuższego czasu się nie zmienia. Do Brazylii nie jadą Hiszpanie, co pokazuje jak łatwo wypaść z grona tych najlepszych. Każdy turniej ma czarnego konia i nie inaczej będzie i tym razem. Ciekawi mnie, jak poradzi sobie Katar, bez swoich sędziów i nie na własnej ziemi. My patrzmy jednak na siebie. Jesteśmy w stanie wygrać z każdym i gorąco w to wierzę, że tych zwycięskich momentów w Rio będzie bardzo wiele.
Jesteś w dalszym ciągu bardzo blisko reprezentacji. Powiedz jak wyglądały przygotowania, jak forma chłopaków, jak atmosfera?
AS: Atmosfera zawsze była bardzo dobra, a przygotowania naprawdę wyglądały wzorowo. Z tego co wiem, to nie było żadnych problemów zdrowotnych, a ta 16-stka, która Tałant wybrał jest nabardziej optymalna. Zaufajmy chłopakom, zaufjamy trenerowi i dajmy im spokój, by dobrze przygotowali się na igrzyska.
Co będzie naszym największym atutem w Brazylii? Doświadczenie, trener, indywidualności?
AS: Trener i doświadczony zespół. W dodatku głód tych starszych zawodników i marzenie o zdobyciu olimpijskiego medalu. Nie trzeba nikogo dodatkowo motywować. Mieszanka rutyny i młodości może przynieść tylko i wyłącznie pozytywne rezultaty. Na pewno będzie dramaturgia, będą te słynne horrory, które tak wszyscy uwielbiamy, ale zauważmy, że przez ostatnie kilka lat ta kadra nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Teraz, z tym trenerem na ławce jest jeszcze mocniejsza i jeszcze bardziej groźna. Dlatego ja się cieszę, bo analizując to wszystko na spokonie widzę bardzo wiele przesłanek ku temu, że my z tych igrzysk w końcu wrócimy z medalem.
Czyli spotykamy się po igrzyskach i podsumowujemy szczęśliwy dla nas, medalowy turniej?
AS: Mam taką nadzieję i szczerze tego chłopakom życzę. Trzymajmy kciuki za naszą reprezentację!