Niedzielny poranek, około 5 rano. Emocje już lekko opadają i człowiek zaczyna coraz logiczniej myśleć. A więc Portugalia. Ta z Ronaldo, Nanim i Quaresmą. Czy są do puknięcia? Oczywiście. Skoro kadra zrobiła już tak wiele i zdołała awansować do ćwierćfinału, to może warto im się odwdzięczyć, podziękować? Pojechać do Marsylii i z trybun Stade Velodrome wesprzeć kadrę w walce o półfinał? Przecież to nie problem, wystarczy trochę przysiąść i załatwić wszystkie formalności. A więc do dzieła! Trzy wykonane telefony, dwa przelewy i jedziemy. Ku marzeniom, po półfinał. Po medal mistrzostw Europy!

Szukam połączenia i pach, jest…z Bydgoszczy. Mówię – niedaleko, podjadę. Tam już czeka na mnie bus z kibicami, którzy również planują jechać do Marsylii. Bilety masz? – padło pytanie. Tak, muszę je odebrać pod stadionem. Od Polaka, który – jak się później okazało – również na co dzień mieszka w Trójmieście. To tak jak my – usłyszałem. Wiele osób mówiło, że to ryzyko, bo koleś może Cię wystawić i biletów nie dostaniesz, ale stwierdziłem, że wiele nie tracę. Skromna zaliczka to nic, podług tego, co czeka mnie na miejscu. Najwyżej kupię bilet u koników, przecież tak się załatwia tego typu sprawy.

Podróż do Marsylii była długa i męcząca. Ponad 20 godzin w autobusie dało się we znaki. Niby wygodnie, pojazd klimatyzowany, ale to zawsze prawie cała doba w jednym miejscu. Oczywiście, że preferowałem loty. Kombinacje przeróżne: do Marsylii, Nicei, Monaco, Mediolanu i Barcelony. Z Warszawa, Gdańska, Krakowa, Berlina i Kowna. Niestety – nikt nie pomyślał, że kilku śmiałków znad Wisły zechce pojechać wesprzeć kadrę na żywo.

Co postój na stacji w drodze do Francji, to pełno napotkanych kibiców z biało-czerwonymi flagami. „Gramy u siebie” – byłem o tym przekonany. – Jak myślisz, kto będzie dominował na trybunach? Polacy czy Portugalczycy? Polacy! Każdy odpowiadał z pełnym przekonaniem. – Wygramy z nimi nie tylko na boisku, ale i na trybunach. Pokażemy, kto tu rządzi! Jakie wyciągnąłem z tego wnioski? Że polski kibic, to wbrew pozorom nie byle chłystek, który idzie na mecz zrobić burdę i powyzywać kiboli z przeciwnej drużyny. Tu pełna kulturka. Ludzie w średnim wieku, ubrani z klasą, jadący dobrymi samochodami. Znający się na piłce, oddani i mogący pozmieniać swoje plany życiowe dla meczu reprezentacji. Nierzadko całe rodziny, które dobrze się bawią wspólnie spędzając czas. Którzy mogą sobie pozwolić na urlop w środku tygodnia i których stać na nietani wyjazd do Francji. Dla których wyjazd na mecz jest sposobem na życie.

Wyjeżdżając z Bydgoszczy dziennikarze w radio trąbili: w Marsylii nie ma jeszcze Polaków. Mówię – jak to? Dzień przed meczem, a naszych jeszcze nie widać? Minęło niespełna 20 godzin i wszystko się diametralnie zmieniło. Polaków przybywało z każdą chwilą i na kilka godzin przed meczem byłem tego pewien. Tak, gramy u siebie. Jest nas więcej niż Portugalczyków i Mazurek Dąbrowskiego będzie głośniejszy niż Portugalka. Atmosfera robi się coraz gorętsza. Biało-czerwone flagi są wszędzie. Na początku postanowiłem, że z każdym z naszych kibiców będę się witał serdecznym „Do boju Polska”. Po chwili zwątpiłem, bo cały czas musiałbym gadać to ludzi, których nie znam. Pod stadionem – gwar. Uliczki prowadzące nad morze – tłumy ludzi. Strefa kibiców – znowu biało-czerwono. Ostatnim razem coś takiego widziałem podczas finału Ligi Mistrzów w Berlinie. Tam również dominowały bordowo-granatowe barwy FC Barcelony. W wykonaniu kibiców naszej reprezentacji czegoś takiego się jednak nie spodziewałem.

13582349_1021599491265382_1181462006_o

Odbierając swój bilet pod Stade Velodrome spotkałem… Tomasza Ćwiąkałę. Mój niedawny rozmówca, redaktor Weszło.com, który podczas swojego pobytu we Francji napisał już do tej pory niezliczoną liczbę artykułów, wywiadów był pod stadionem i również oczekiwał na mecz. Kilka zdań, wymiana spostrzeżeń, wspólna fotka i lecimy dalej. Miło jest spotkać znajomą twarz na obcej ziemi.

13555845_1021488931276438_852917479_o

Godzina 20. Czas zmierzać w stronę stadionu. Pierwsza bramka – wchodzimy bez problemu. Wejście za okazaniem biletu z odległości trzech metrów. Druga przeszkoda? Lekkie macanko, ale znowu bez dokładnego sprawdzania co masz pod koszulką i czy w plecaku nie masz przypadkiem granatu. Wejście na stadion, to już tylko standardowe kasowanie biletu meczowego. Wnioski? Trudniej jest wejść na dyskotekę studencką niż na francuski stadion. Szybko, łatwo i przyjemnie. Kibice wnieśli na stadion racę, a równie dobrze ja mógłbym pod spodenkami trzymać pistolet lub bazukę – serio. Nikt się tym szczególnie nie przejmował. Niby terroryzm, Francja jak nikt w Europie jest narażona na atak, a nikt nie sprawdzał, co kibice wnoszą ze sobą na mecz. Koledze natomiast zabrali…gwizdek. Żeby przypadkiem nie zrobił zbyt dużego hałasu.

13555725_1021722157919782_925249242_o

 

Na pytania moich znajomych – jak mecz? – odpowiadam – zajebiście, ale tylko do czwartej serii rzutów karnych. Początek – marzenie. Potem przewaga Portugalczyków, ale to było do przewidzenia. Mecz wyrównany – na remis jak nic. Potem dogrywka i rzuty karne. Emocje rosły z minuty na minutę. Obok mnie siedzieli Francuzi, którzy również kibicowali Polakom. Czuć było nerwówkę i wiele osób wyczekiwały na konkurs rzutów karnych. Niech ma być, co będzie! Liczyłem na naszych. Wierzyłem, że te perfekcyjnie wykonane jedenastki w meczu ze Szwajcarią znowu powtórzymy przeciwko Portugalczykom. Że ich pokonamy i zagramy o finał. Niestety, moje i wasze marzenia rozwiał Kuba Błaszczykowski, którego doskonale wyczuł Rui Patricio. Turniej właśnie dobiegł końca. Wracamy do domu pełni smutku i rozgoryczenia. Było tak blisko! O mały włos awansowalibyśmy do półfinału. Przecież Ci Portugalczycy byli do pokonania. Przecież to my byliśmy lepsi.

Nikt tego jednak za kilka chwil pamiętał nie będzie. Bo sport nie zna takich słów jak „należy się” i „zasługuje”.

13588966_1021721651253166_1828865835_o

13582445_1021721567919841_985780471_o

A Francja? Pamiętam polskie Euro i oba turnieje organizacyjnie dzielą dwa światy. W Marsylii nie było ŻADNEGO plakatu, telebimu, znaku drogowego, który wskazywałby drogą na stadion lub do strefy kibica. Stewardzi nie potrafili odpowiedzieć na proste pytania w języku angielskim, angielskiego nie znali również policjanci, którzy pilnowali porządku pod hotelem, w którym mieszkała reprezentacja Polski. Kelnerka słysząc „local beer” przyniosła mi Heinekena, a ” Cafe Americano” zachwiało jej błędnikiem na dłuższą chwilę. Na głównej ulicy Marsylii jedna otwarta knajpa, a zapotrzebowanie znacznie większe. Piwo w marketach tylko ciepłe i trzy otwarte kasy na cały sklep. Ogólnie – amatorka. Mimo tego wrażenia z wyjazdy bardzo pozytywne. Aż do czwartej serii rzutów karnych…

13569885_1021721901253141_51431924_o

KOMENTARZE