Już tylko godziny dzielą nas od najważniejszego piłkarskiego meczu mojego pokolenia. Przez moje pokolenie mam na myśli trzydziesto i dwudziestoparolatków, a także młodszych kibiców, którzy przy całym swoim zamiłowaniu do futbolu kibicowanie biało-czerwonej reprezentacji kojarzy tylko i wyłącznie z mniejszymi lub większymi rozczarowaniami. Mówiąc prosto – przez całe nasze życie Polska w najważniejszych momentach dostawała bardziej lub mniej dotkliwie w ryj. Mamy dość !!

Mamy dość słuchania naszych ojców, wujków i dziadków, wygłaszających legendy o Lacie, Lubańskim, Deynie i Bońku, o medalach Mistrzostw Świata, o Górskim i Piechniczku, o złotych czasach naszej piłki. Słuchania „za naszych czasów to grali, teraz to dziadostwo, żenada, miernota”. Ile można?!?! Chcemy naszym potomkom opowiadać o medalu Mistrzostw Europy, o Nawałce, Lewandowskim, Krychowiaku, Gliku i Błaszczykowskim. Dlatego ten mecz ćwierćfinałowy z Portugalią jest tak ważny. Medal wielkiej imprezy zapewnia nieśmiertelność. Tego krążka już nikt naszym piłkarzom nie odbierze. Nie odbierze go nikt także kibicom naszej piłkarskiej reprezentacji. Pragniemy go na równi z naszą kadrą.

Jak wyglądają wspomnienia z występów reprezentacji w pamięci mojego pokolenia? Głównie rozczarowania. Przegrywane eliminacje, wieczne kalkulacje ( jeśli San Marino wygra z Anglią 4-0, a Kazachstan zremisuje ze Szwecją 8-8, to wejdziemy do baraży) , kompromitujące porażki i te nieliczne chwile radości, kiedy mogliśmy z dumą powiedzieć „jednak w tą piłkę potrafimy grać”. Było ich zdecydowanie za mało.

Do porażek w turniejach finałowych przywykliśmy już na tyle, że aż trudno nam było uwierzyć, że tym razem się uda. Że tym razem będzie inaczej. Tonowaliśmy nastroje, przestrzegaliśmy przed hurraoptymizmem. Spokojnie, spokojnie. W końcu jeden się wywróci, a drugi coś spektakularnie spierdoli. Zaklinaliśmy rzeczywistość, zapeszaliśmy. W końcu na imprezie Mistrzowskiej zawsze pamiętaliśmy tylko wpierdol. Słynne już „mecz otwarcia, o wszystko i o honor”.

Od początku uważałem, że awans do powiększonych Mistrzostw Europy, rozgrywanych w formule 24 zespołów, to nie sukces, ale zasrany obowiązek rozkochanego w futbolu, 40milionowego narodu. Wyjście z grupy także. Fakt, że Polacy totalnie zdominowali Irlandczyków, zasłużenie – po walce jak równy z równym – zremisowali z Niemcami a następnie półrezerwami, przy odrobinie szczęścia ograli Ukraińców, zaostrzyły nam tylko apetyt. Awans do ćwierćfinału bez wątpienia jest już sukcesem. Jest równoznaczny z wyjściem z grupy w poprzedniej, lepszej, bardziej elitarnej formule rozgrywania Euro. Ale my na ćwierćfinale nie chcemy się zatrzymywać. Chcemy więcej, chcemy medalu, chcemy ograć Portugalię!!! Tylko w ten sposób otworzymy nowy rozdział w historii polskiego futbolu. Ten jeden mecz, w którym może zdarzyć się wszystko, to granica. Granica na której jeszcze nie staliśmy za mojego kibicowskiego życia. Ja wierzę, że tą reprezentację stać na wielkie wyniki. Że w końcu mamy kilku bardzo dobrych grajków, bardzo rozsądnego selekcjonera, mądrego, znanego na całym świecie prezesa Związku, który nie myśli tylko i wyłącznie o tym, jak wypchać własne kieszenie. Że możemy dobrze zagrać za dwa lata na Mundialu. Ale my nie chcemy już czekać, skoro prawdziwy, wymierny, namacalny sukces mamy na wyciągnięcie ręki!!!

Wszystko będzie wiadomo już dziś, koło godziny 23, najpóźniej w okolicy północy. Wszystkim Wam jak i sobie życzę, żebyśmy ten mecz wygrali i przekroczyli wspomnianą już granicę. Ile można pięknie przegrywać? Ile można wspaniale walczyć, ale schodzić z boiska pokonanym? Niech będzie nawet skromne 1-0, po najbrzydszym golu w historii futbolu. To wszystko nieważne. I tak niebawem nikt nie będzie o tym pamiętał…

A medal zapamiętamy na zawsze. Zdobądźcie go dla siebie i dla nas! Sprawcie, żeby kolejny, najważniejszy mecz reprezentacyjny naszego życia odbył się…już w najbliższą środę, 6 lipca !!!

MICHAŁ FARAN

KOMENTARZE