Maszyna, opoka, skała, granit – w ten sposób można dziś nazywać Kamila Glika. Kontuzjowany od początku meczu ze Szwecją polski obrońca dograł najważniejszy mecz tego roku w naszej piłce i w dużej mierze dzięki temu awansowaliśmy na Mundial w Katarze. Pokazaliśmy, że mamy jaja. Glik pokazał, że jest absolutnym kozakiem.

Nie jestem wielkim fanem reprezentacji Polski, bo trochę nie lubię tej grupy ludzi, którzy kręcą się wokół piłki.

– gdy przegramy, to polscy piłkarze stękają, marudzą, zaczynają wygadywać o presji, która na nich spoczywa, bla bla bla

– gdy przegramy, to polscy dziennikarze zaczynają stawiać absurdalne tezy, mimo że kilka godzin wcześniej byli przekonani, że na pewno uda się rywala pokonać

– gdy przegramy, to polscy trenerzy są najgorsi i nie znają sie na piłce, mimo że chwilę wcześniej każdy w nich wierzyl i ściskał za nich kciuki

– gdy przegramy, to polscy kibice obrzucają błotem, by chwilę wcześniej nie widzieli ani jednej wady w grze naszej reprezentacji

Generalnie towarzystwo piłkarskie w naszym kraju to spory przerost formy nad treścią. Dziennikarze potrafią przez pięć godzin dyskutować w studiu, jaką formacją mają wyjść nasi na boisko i kto ma zagrać bliżej lewej, a kto bliżej prawej strony w środku pola, jakby to miało odmienić grę naszej kadry. Gdy zaczyna się mecz, to nie potrafimy kopnąć trzy razy celnie do kolegi i dwie składne akcje na połowę naszej drużyny kwitowane są wielkimi pochwałami.

JA TEGO NIE LUBIĘ, MNIE TO WKURZA, JA TEGO NIE CHCĘ SŁUCHAĆ I OGŁĄDAĆ.

Ale już walczącego z kontuzją i z orzełkiem na piersi Glika lubię i chcę oglądać. Takiej postawy na boisku oczekuję od każdego naszego zawodnika bez względu na to, czy ten potrafi grać w piłkę czy też grać w nią nie potrafi.

https://twitter.com/sport_tvppl/status/1508919421439512585?s=20&t=AheiDo4sD5luF3jUHVA8yA

„Nic poza meczem ze Szwecją mnie nie interesowało, pewnie do końca sezonu już nie zagram” – za te słowa Glik dzisiaj zbiera zasłużone oklaski. Zastanówmy się jednak, czy… tak nie powinno być zawsze? Czy mając 34 lata, grając w Serie B, walcząc o ostatni wielki turniej w karierze, drugi kapitan naszej reprezentacji mógł zachować się inaczej?

Pisałem wielokrotnie o „pokazywaniu jaj” w sporcie. Łapcie kilka fragmentów, które dotyczą tego wątku:

„Krzysiu, który nigdy nie zostanie Krzysztofem” – TUTAJ.

„Pierwsze spotkanie Legii z Dudelange. Początkowe fragmenty spotkania. Rywal niebezpiecznie wchodzi od tyłu w nogi Krzysia, ten pada jak długi. Zwija się z bólu kilka minut, sygnalizuje zmianę. Zgoda – wyglądało to brzydko, bardzo niebezpiecznie. W gruncie rzeczy jadnak… chyba nic poważnego się nie stało – tak wywnioskowałem po powtórkach.

Efekt? Mączyński schodzi z murawy, nie jest w stanie bez pomocy opieki medycznej opuścić boiska. Trzy dni później wychodzi od pierwszego gwizdka na mecz z Koroną i strzela pięknego gola, a Wojskowi pewnie wygrywają.

Może i faktycznie Krzysiu nie mógł dograć tego meczu do końca. Nie wiem – trudno powiedzieć, bo nie otrzymałem takiego kopnięcia, jakie on wtedy otrzymał. Zabrakło mi jednak próby podjęcia kontynuacji spotkania z bólem. Brakowało mi sygnału dla reszty zawodników: „Panowie, nic mi nie jest, pomogę wam wygrać ten mecz!”

Tymczasem reprezentant Polski, jeden z liderów zespołu, Polak, dla którego gra w Legii jest szczytem sportowych możliwości, zupełnie bez walki schodzi z boiska w trudnym momencie dla swojej drużyny, by chwilę później w kolejnym spotkaniu na murawie pojawić się od pierwszego gwizdka.”

„Nie ma jaj, nie ma charakteru, nie będzie mundialu?” – TUTAJ.

„Rybus – przeziębiony, Peszko – przeziębiony, Kądzior – lekkie bóle, odesłany do Zabrza. Reprezentanci Polski są na ostatniej prostej przygotowań do mundialu w Rosji. Co prawda do pierwszego meczu mistrzostw zostały jeszcze niecałe trzy miesiące, ale niewykluczone, że decyzje Adama Nawałki co do powołań podejmowane są właśnie teraz. Jak widać  – niektórym nie do końca zależy, by wpisać sobie mistrzostwa świata w piłkarskie CV.

Problemy w kadrze Błaszczykowskiego, dołek Grosickiego, dopiero wracający do pełni zdrowia po kontuzji Milik, rozsypany Makuszewski, leżący na kozetce w szpitalu Wolski, kompletnie niepotrzebny w kadrze Wszołek i Kapustka – tak to wygląda na dzień dzisiejszy. Autostrada na mundial. Droga pusta, bez ograniczeń, świateł ani skrzyżowań. Wystarczy na nią wjechać, wcisnąć gaz do dechy i nie rozbić się o barierki po obu stronach jezdni. Jak widać – nie wszystkim do końca zależy na tym, by 19 czerwca przeżywać absolutnie wyjątkową chwilę, czyli rozegrać mecz podczas mistrzostw świata. Gdyby o najważniejsze reprezentacyjne trofeum grano co dwa tygodnie – zgoda, nie dziś, to za moment. Ale ostatnim razem na mundialu byliśmy w 2006 roku. Od tamtego czasu przewinęło się przez naszą kadrę kilku dobrych piłkarzy, jednak żaden nie miał możliwości rozegrania meczu na mistrzostwach świata. Ci mniej zdolni, jak Peszko czy Rybus, mogą tego doświadczyć. Ba, oni mogą fazę grupową rozegrać od deski do deski. Gdy Nawałka jednak dopiero podejmuje pewne decyzje, zaczyna patrzeć w kierunku niektórych piłkarzy i zastanawiać się na kogo postawić, dwóch potencjalnych kandydatów leczy przeziębienie.”

„Gladiator, bramkarska maszyna – nie, to nie jest Mickey van der Hart” – TUTAJ.

„Najpierw lepiej radził sobie Lech (dwa obronione karne MVDH), potem do głosu doszła Lechia. Przy jednej z parad Holender doznał kontuzji barku, jednak po chwili zawahania jeszcze raz stanął na linii bramki. Przed ostatnim karnym w wykonaniu gracza Kolejorza van der Hart wywiesił białą flagę – nie był w stanie kontynuować meczu. W jego miejsce wszedł 21-letni Miłosz Mleczko.

Holender wiedział, że być może już nie będzie musiał interweniować – przestrzelony karny Jóźwiaka (finalnie tak się stało) oznaczał koniec meczu i awans Lechii do finału PP. W momencie kryzysowym jednak van der Hart poddał się – stwierdził, że to idealny moment na to, aby zejść z boiska.

Jasne – na pewno go bolało, na pewno to coś poważnego i czeka go teraz dłuższa przerwa. Niestety – taki jest jednak sport – Tomasz Adamek walczył ze złamanym nosem i został mistrzem świata, Jakub Błaszyczkowski w barwach Wisły Kraków rozegrał znakomity mecz przeciwko Panathinaikosowi Ateny, czym skarł serca fanów. Chwilę po oficjalnym komunikacie, że późniejszy kapitan kadry grał z pękniętą stopą, kibice zachwycali się jego poświęceniem, ambicją i zaangażowaniem. Van der Hart zszedł z pola bitwy w najważniejszym momencie sezonu. Opuścił bramkę Lecha w sytuacji, dla której w ogóle był sprowadzany do Poznania.”

I takich tematów naprawdę mam pod ręką jeszcze kilka, bo w przypadku, gdy mówimy o zawodniku, który w piłkę grać potrafi średnio, a Glik… potrafi grać w piłkę średnio, ważne są wszystkie inne czynniki, które działają na jego korzyść – waleczność, agresja, poświęcenie, ambicja, zaangażowanie. To wszystko Glik wypracował do tego stopnia, że naprawdę nie będąc wybitnym stoperem właśnie zakwalifikował się na czwarty awans na turniej mistrzowski. Glik, ten facet, który w wieku 22 lat odszedł z Piasta Gliwice do Palermo, by za kilka miesięcy zostać wypożyczonym do Bari. Ten sam gość w pewnym momencie swojej kariery stwierdził, że należy zacisnąć zęby i zacząć zasuwać. Każdego dnia robić wszystko, żeby tracić dystans, który dzieli go do zdolniejszych od niego i cechami wolicjonalnymi zyskiwać przewagę nad przeciwnikami.

Gdy widzę Jacka Góralskiego, który gra bardzo agresywnie i nie odpuszcza w żadnej sytuacji.

Gdy widzę Jakuba Modera, któremu głupio jest przejść obok meczu mając przy sobie Glika i Góralskiego.

Gdy widzę Sebastiana Szymańskiego, który doskakuje do rywala w 85. minucie meczu na jego połowie.

Gdy widzę Roberta Lewandowskiego, który wraca na swoją połowę odzyskać piłkę.

To taką drużynę naprawdę chcę oglądać. Nie z Mączyńskim, Rybusem czy Kądziorem w składzie. Z takimi wojownikami, którzy na śmierć i życie chcą bić się o swoje marzenia. Dla których awans na Mundial to sprawa osobista i nie wyobrażają sobie tego nie osiągnąć będąc obok tego na wyciągnięcie ręki.

Chimerycznej, smutnej, wycofanej i pozbawionej woli walki grupy przypadkowo wyglądającej ze sobą ludzi nigdy więcej nie chce oglądać. Na gotową do poświęceń ekipę zawsze chętnie włączę telewizor. I nawet w przypadku przegranej będę z niej dumny. Jak z Glika, który po raz kolejny pokazał, że ma wszystkie cechy, aby stawiać go za wzór.

KOMENTARZE