Po raz pierwszy od bardzo dawna nie jest nam wstyd za piłkarską reprezentację Polski. Być może jest to moment przełomowy, od którego znowu może rozpocząć się moda na biało-czerwonych. Wszystko zależy jednak od samych piłkarzy. Ich zachowanie w najbliższych miesiącach odpowie nam na pytanie, czy tę grupę ludzi jeszcze darzyć sympatią.
Dziwnych czasów dożyliśmy. Z jednej strony reprezentacja w piłce nożnej to nasze wspólne dobro i trudno jest jej nie kibicować, z drugiej jednak mamy realia, które w ostatnich kilkunastu miesiącach stawiają biało-czerwonych w kiepskim położeniu. To nie jest położenie przeciętne, to nie jest sytuacja, którą można w jakikolwiek sposób bronić. Nasza pierwsza reprezentacja w ostatnim czasie była gnojona z każdej strony. Więcej ludzi ostatnio drwiło, szydziło i wyśmiewało niż trzymało kciuki i kibicowało za korzystnymi rozstrzygnięciami. Wcześniej za każdym razem, gdy działo się coś złego, fani szybko zapominali i wybaczali. Już nawet te typowo piłkarskie olewanie kibiców i niezadowolenie z powodu rozmowy z dziennikarzami ci najbardziej zagorzali sympatycy kadry obracali tak, aby piłkarze byli krystaliczni i aby nie móc się do nich o cokolwiek przyczepić. Afera o premie, zmiany selekcjonerów, wywiady, podziały oraz brak zaangażowania w połączeniu z wynikami przelały czarę goryczy, ale to… już było. Przynajmniej tak może nam się wydawać, gdyż ostatnie dni dały nam sukces. Zapewniliśmy sobie awans na EURO 2024 i na nowo możemy pisać swoją historię.
Widzę dwa scenariusze na to, co będzie działo się w polskiej piłce w najbliższych kilku miesiącach.
Pierwszy – pozytywny. Znowu wróci moda na reprezentację
Odcinamy grubą kreską to wszystko, co miało miejsce do tej pory. Nasza reprezentacja to znowu grupa fajnych i uśmiechniętych ludzi, która wychodząc z orzełkiem na piersi na boisko spełnia swoje marzenie. Podejście do kibiców jest bardzo otwarte, przecież to wszystko piłkarze robią również dla fanów, którzy żyją życiem kadry. Dziennikarze nie otrzymują zdawkowych i uciętych odpowiedzi na oczywiste pytania, bo przecież wywiad przeprowadza dziennikarz, ale ogląda go fan, który ma poczuć, że jego idol jest kimś, z kim warto się utożsamiać. Na boisku – ogień – każdy walczy do ostatniej krwi o to, aby nam się udało. Łatwo nie będzie – gramy przecież z Francją, Holandią i Austrią, ale no pokażemy serce ze stali i każdy kibic będzie miał prawo czuć się spełniony po tym, co pokażą na turnieju nasi reprezentaci. Będzie wigor, pasja, oddanie i poświęcenie – to, co często nam pomagało w trudnych momentach. To za co bez względu na wynik sportowy, można bezgranicznie kochać swoją drużynę.
Drugi – negatywny. Znowu będziemy obiektem drwin i żartów we własnym kraju
Kojarzycie to zdjęcie, prawda? To jest takie typowo polskie i typowo piłkarskie zachowanie. Byliśmy tragiczną drużyną na przestrzeni całych eliminacji. Wygraliśmy sparing z Estonią, z którą zwyciężyłaby każda ekipa w Ekstraklasie, pokonaliśmy Walię, mimo że przez 120 minut nie udało nam się ani razu oddać strzału w światło bramki. No okej – to był trudny mecz, zwycięzców się nie sądzi, ale my przeszliśmy Walię, czyli ekipę, którą należy ogrywać z palcem w nosie. I ten Bednarek, który po raz kolejny pokazał, że nie jest zawodnikiem na poziomie reprezentacji, pozuje do zdjęć z cygarem, jakby zdobył mistrzostwo świata. Nie mam nic do cieszenia się, ale ta nasza buta wychodzi nawet w momencie, w którym można wyjść na normalnych gości, którzy przy skromności, nawet nie potrafiąc grać w piłkę, małymi gestami zyskują sympatię.
Gdyby taki Bednarek lub inny Puchacz, wyszedł do mediów i uderzył w taką narrację:
– Zrobiliśmy to, co było naszym obowiązkiem. Bierzemy odpowiedzialność za tę reprezentację i musieliśmy awansować, bo sami sobie narobiliśmy problemów w eliminacjach, które zawaliliśmy. Cieszę się, cieszymy się wszyscy, ale to nic wielkiego. Duże rzeczy dopiero przed nami.
Albo:
– Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie wygrywać i chciałbym, abyście znowu uwierzyli w tę drużynę. Nam bardzo zależy na tym, żebyście byli z nami. Nie wszystko, co działo się wokół kadry ostatnio, było dobre, ale zapomnijmy proszę o tym i skupmy się na przyszłości. Obiecuję, że damy z siebie wszystko, żeby dać wam radość. Robimy to dla was i wierzymy, że będziecie z nami.
Albo:
– Nie ma czego gratulować, to był nasz obowiązek. Przepraszam za te eliminacje, przepraszam za błędy, nieporządek w kadrze i bałagan poza drużyną. Czuję, że to jest moment zwrotny, ale podchodzimy od tego wszystko bardzo ostrożnie, choć ambitnie. To był trudny czas, ale jest już za nami. Wierzę, że znowu wróci moda na reprezentację, zaslużymy sobie na to, żebyście znowu nas kochali.
A na boisku – oczywiście – znowu będzie biernie. Znowu będzie bez polotu, bez pomysłu, bez konsekwencji i zaangażowania. Będzie klasyczne już machanie rękoma, będzie zlewka, mało biegania i obojętność, która w ostatnim czasie była znakiem firmowym tej ekipy i która znowu bije po oczach.
Dwa scenariusze, dwa skrajnie odmienne, oba różnią się od siebie diametralnie i szczerze mówiąc na ten moment nie wiem, który z nich jest bardziej realny. Wiem jedno – pierwszy krok w kierunku ponownego zyskania sympatii mogliśmy zrobić tuż po meczu i w kolejnych tygodniach ugruntowywać sobie pozycję w sercach ludzi, którzy chcą znowu uwielbiać drużynę narodową. Cała reszta, ta bardziej istotna, wydarzy się dopiero na niemieckich boiskach, aczkolwiek… czy ja wiem, czy bardziej istotna? Jeśli czegoś czepiać się w ostatnim czasie biało-czerwonych to głównie zachowań pozaboiskowych, które to wszystko, co działo się na murawie, tylko jeszcze bardziej piętnowało. Bo piłkarsko na super poziomie nie jesteśmy od bardzo dawna, kto wie, być może ani razu w XXI wieku nie byliśmy w czubie, choćby europejskim. A że aura wokół kadry była inna i nasza sympatia pchała drużynę tam, gdzie chciała ją wypchnąć oczami wyobraźni, to już zupełnie inna historia. Niby nieistotna, ale taka, która pozwala być bliżej reprezentacji Polski.