W niedzielny wieczór oczy całego świata były skierowane na Mediolan. I to zdecydowanie dobry kierunek, nie trzeba było ich przesłaniać, ale raczej przecierać ze zdumienia.Derby della Madonnina powróciły w wielkim wydaniu!

Obietnice, zaciętość w walce, cios za cios, decyzje na granicy kontrowersji – to wcale nie jest opis kolejnego Gran Derbi. To 217 spotkanie pomiędzy ekipą Milanu i Interu. Drużyn, które są na dobrej drodze, by znów być w Europie czymś więcej niż tylko wspomnieniem.

Już dzień wcześniej czułem, że to będzie coś więcej niż tylko ciekawe spotkanie. Przed telewizor zasiadałem z pewną ekscytacją, która nie opadła aż do ostatniego gwizdka. Jedyne co nie wyszło, to hymn Serie A. Byłem przekonany, że to wina transmisji, ale ponoć to coś na stadionie zawiniło. W każdym razie kibice wcale nie musieli się natrudzić, żeby przegwizdać znienawidzony utwór. Fani namęczyli się za to z oprawami, które były na wysokim poziomie. Ultras Rossonerich nawiązali do Silvio Berlusconiego i podziękowali mu za lata przewodzenia klubowi. Tak, to były ostatnie derby niesfornego Silvio w roli włodarza Milanu.

milan-berlu

Rossoneri zaczęli mecz z lekką nieśmiałością. Przewagę zdobyli rywale i starali się strzelić bramkę jak najszybciej. Taki stan rzeczy nie trwał jednak zbyt długo. Donnarumma wybronił swoje i rozpoczęła się prawdziwa batalia, wymiana ciosów.

Inter miał trochę pecha pod koniec połowy, ponieważ kontuzji doznał Medel, a chwilę później zobaczyliśmy ładną akcję w wykonaniu Milanu oraz pokaz umiejętności Suso. Hiszpan dostał piłkę na skrzydle, zszedł do środka i zakręcił nią tak, że Handanović po prostu nie dał rady jej sięgnąć. Strzał przepiękny, trybuny oszalały.

https://www.youtube.com/watch?v=9DVFw8AjpNM

Obydwa zespoły wyszły na drugą połowę jeszcze bardziej zmotywowane. Emocji także więcej, do tego niezłe tempo. Nawet nie dało rady wyjść do lodówki. Czekało się tylko na jeden celny cios z którejś ze stron, żeby podskoczyć i dać ujście temu co gromadzi się w sobie. Coś jak przebicie balonika z powietrzem. Szpilka, a raczej bramka nadeszła dość szybko. Ku uciesze obiektywnych obserwatorów, było to trafienie dla Nerazzurrich, które mogło tylko podsycić ogień.

A strzelcem był Antonio Candreva. Powiem szczerze, że jeśli zawodnik taką bramką zaczyna derby Mediolanu, to aż strach pomyśleć co będzie w przyszłości. Nie od dzisiaj wiadomo, że Candreva ma strzał jak z armaty, ale takie coś zawsze zaskakuje. Mi opadła szczęka. Piłka poleciała prosto w okno. Gigi Donnarumma nic nie mógł zrobić. Asystował Ivan Perisić.

https://www.youtube.com/watch?v=rTckbnJDW-w

Rossoneri dłużni nie pozostali. Mający fenomenalny dzień Suso, najpierw wykiwał biednego Mirandę, a później wykorzystał trochę słabszą dyspozycję Handanovića. Kiedy widziałem ten strzał po ziemi, to od razu rzuciło mi się w oczy, że Serb mógł zareagować trochę inaczej. W normalny dzień dałby radę to wyciągnąć. No może trochę przysnął, bo nie spodziewał się, że Suso ten drybling się uda. W każdym razie Milan był znów na prowadzeniu, a tempo nie ustawało.

https://www.youtube.com/watch?v=C8Tx5X2C0NM

Gdy już się wydawało, że Rossoneri zdobędą trzy punkty, ponownie swoje zrobił Ivan Perisić. Był rzut rożny, niektórzy twierdzili, że Chorwat jest na pozycji spalonej, ale ostatnie słowo należało do arbitra. Ivan był po prostu tam, gdzie było trzeba. Dostawił nogę, zmienił tor lotu piłki i dał swojej drużynie jeden punkt, w doliczonym czasie gry.

https://www.youtube.com/watch?v=JQYLaV_rkcA

Wynik 217 Derby della Madonnina jest sprawiedliwy. Inter miał przewagę w posiadaniu piłki, Milan był trochę groźniejszy i dwa razy wychodził na prowadzenie. Nerazzurri jednak nie poddawali się i dwukrotnie doprowadzali do wyrównania. To niby tylko jedna bramka więcej niż w poprzednich derbach, gdzie Milan triumfował 3:0, ale ileż więcej tu było emocji! Włoska piłka tylko na tym skorzysta.

No i jeszcze jedna sprawa odnośnie Suso. Chłopak nie wie jak dotrzymać obietnicy. No chyba, że  jego natura to plecenie co ślina na język przyniesie. Ja rozumiem, że sam nie wierzył, iż zdobędzie dwie bramki przeciwko Interowi, ale jak już się to wydarzyło, to trzeba było chociaż obrócić to w żart. A o co chodzi? Otóż Suso powiedział, że jeśli zdobędzie przeciwko Nerazzurrim doppiettę, to wróci do domu na piechotę. Dystans – 40 km. Zadania nie wykonał. Dlaczego? W pomeczowych wypowiedziach zasugerował, że skoro nie ma trzech punktów, to się nie liczy. Nie liczy? Tylu ludzi już się szykowało na jego spacer, a tu takie rozczarowanie. Będą mu teraz wypominać bardziej niż tę dwie bramki. Czy warto było? Na pewno nie będzie aż tak zmęczony na kolejnym treningu.

Po wczoraj czuję się jakbym zjadł kawałek pysznego tortu i szczerze mówiąc, łaknę więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejne hity Serie A, a zwłaszcza na wyjątkowo gorący grudzień. Tam przez trzy tygodnie szlagier za szlagierem, o czym wspominałem już wcześniej.

A na dzisiaj to by było już wszystko i jak zwykle gorąco zapraszam na następne Włoskie Espresso. Ciao!

 

PAWEŁ ISKRA

KOMENTARZE