Koniec kwietnia 2010 roku. Barcelona mierzy się z Interem Mediolan w półfinale Ligi Mistrzów. Po porażce 1:3 na Giuseppe Meazza Duma Katalonii potrzebuje aż dwóch bramek, by awansować do finału. Barca dwoi się i troi. Goście skutecznie bronią i praktycznie nie przekraczają linii środkowej boiska. Pod koniec spotkania bramkę zdobywa Gerard Pique i wlewa w serca kibiców gospodarzy nadzieję, że to jeszcze ma prawo się udać. Jest szansa odrobić straty z pierwszego spotkania. Bramkę strzela nawet Bojan, jednak sędzia nie wiedzieć czemu nie uznaje prawidłowego trafienia młodego Hiszpana. Barcy brakuje czasu i ostatecznie odpada z Ligi Mistrzów. Inter gra w finale. Największą radość okazuje ten, którego w Katalonii kiedyś odrzucono. Zrezygnowano z niego, gdyż zdaniem włodarzy klubu był za słaby na prowadzenie takiej drużyny jak Blaugrana. Kilka lat później, gdy klub był w totalnej rozsypce miał szansę zostać trenerem Blaugrany, jednak znów został spoliczkowany. Wybrano jego dawnego kumpla, czyli Pepa Guardiolę. 29 listopada 2010 roku Mourinho przyjechał na Camp Nou, jako szkoleniowiec Realu Madryt. Musiał zmierzyć się nie tylko z Barceloną, ale i nienawiścią stutysięcznej publiczności. To nie był pojedynek Barcy z Realem. To był pojedynek Barcelony z Portugalczykiem. Dziś mija dokładnie pięć lat od tego pamiętnego spotkania.
W składach obu zespołów było aż dziesięciu świeżo upieczonych mistrzów świata. Do tego dwaj najlepsi piłkarze globu, czyli Messi i Ronaldo. Młodzi Ozil i Khedira, którzy dopiero wchodzą do wielkiego futbolu. W końcu trenerzy – Mourinho i Guardiola. Gwiezdne Wojny. Nie było wtedy na świecie osoby, która wytypowałaby rezultat jakim skończy się ten mecz.
Barca zdemolowała Real. Katalończycy grali jak natchnieni. Powiedzieć, że na boisku istniała tylko jedna drużyna, to jak zupełnie nic nie powiedzieć. 5:0. Manita. Gospodarze pokazali Realowi, kto rządzi w Hiszpanii, a słynnemu Portugalczykowi dali do zrozumienia, że ojczyzna mistrzów świata to nie Półwysep Apeniński, na którym o monopol na wygrywanie jest niezwykle łatwo. Piłkarze czuli wielką nienawiść do Mourinho, który tak ostentacyjnie cieszył się po ostatnim gwizdku półfinałowego spotkania przed siedmioma miesiącami. Wiedzieli oni, że to Klasyk ma być najlepszą odpowiedzią na wszystkie ostre komentarze pod ich adresem. Mourinho w swojej bogatej karierze trenerskiej wiele wygrał. Pokonywał wielkich tuzów futbolu i zaczął wyznaczać piłkarskie standardy. Samozwańczy przydomek „The Special One” był oznaką, że Portugalczyk jest kimś wyjątkowym. Kimś, kto zostanie zapamiętany w futbolu na długie lata. Którego filozofia zostanie przekazywana przyszłym pokoleniom, jako gwarancja sukcesu. Jose przegrał ten mecz, poległ nieprawdopodobnie. Dziś, po równo pięciu latach możemy stwierdzić, że tak bolesnego wieczoru, jak ten listopadowy później już mu się nie zdarzył. Niecodziennie dostaje się przecież taki łomot i to na najbardziej wrogim terenie. Może większość się ze mną nie zgodzi, ale to właśnie 29 listopada 2010 roku był dla Mou momentem przełomowym. Do tamtego czasu wszystko Portugalczykowi wychodziło z dziecinną łatwością. Porto, Chelsea, Inter – same sukcesy. Od pięciu lat obserwujemy jednak widoczny kryzys. Nikt nie zatrudnia przecież najlepszego trenera na świecie, by zdobywać tylko krajowe trofea. Czas pokaże, jak charyzmatycznemu szkoleniowcowi będzie się wiodło w przyszłości. Złośliwi jednak powiedzą, że to Camp Nou brutalnie zweryfikowało umiejętności tego, który chciał wprowadzić swoją metodę na futbolowe wygrywanie.
Składy:
Barcelona: Valdes, Alves, Pique, Puyol, Abidal, Busquets, Xavi, Iniesta, Pedro, Messi, Villa
Real: Casillas, Ramos, Pepe, Carvalho, Marcelo, Alonso, Khedira, Ozil, Di Maria, Benzema, Ronaldo
Bramki: Xavi – 10′, Pedro – 18′, Villa – 55′, 58′, Jeffren – 91′
Żółte kartki: Xavi, Puyol, Messi, Valdes, Villa, Ronaldo, Pepe, Xabi Alonso, Carvalho, Khedira
Czerwone kartki: Ramos