O tym, że piłka nożna to gra zespołowa przypominają takie mecze, jak ten pomiędzy Węgrami i Austrią. Madziarzy po przerwie skontrowali i wypunktowali rywali, zaliczając fantastyczny start w Euro 2016.
Oba państwa na przełomie XIX i XX wieku były jednym krajem i gdyby reprezentacja Austrowęgier przystępowała dziś do Mistrzostw Europy, prawdopodobnie to Austriacy stanowiliby 80% takiej drużyny. Co jednak z tego, skoro futbol, na szczęście, nie jest taką dyscypliną, w której zawsze 2 + 2 = 4. Dziś to skomplikowane piłkarskie działanie matematyczne ustaliło ostateczny wynik na 2 do 0 dla Bratanków. Zwycięzcom za walkę i konsekwencję taktyczną należy się dziś duża butelka Tokaja.
Austriacy mają lepszych piłkarzy, występujących w bardziej renomowanych klubach, ale dziś indywidualne popisy Alaby, Arnautovicia i spółki nie przyniosły wymiernych skutków w postaci goli. I chociaż porażka znacznie utrudnia ich sytuację w tabeli grupy F, nie przekreśla szans na awans do fazy pucharowej turnieju.
Warto podkreślić także, że 5 minut po utracie gola Austriacy otrzymali drugi cios, a czerwoną kartkę obejrzał Dragović, który…no właśnie… Czy to był faul na drugie żółtko? Daleki jestem od osądów, że francuski arbiter wypaczył wynik meczu, bo nie byłaby to prawda, ale decyzja była co najmniej… wyjęta z dupy! Miejmy nadzieję, że ominie go sędziowanie najważniejszych rozstrzygnięć tego turnieju.
Wnioski po meczu Węgry – Austria:
1/ Być może obie drużyny zobaczymy w 1/8 finału, ale raczej żadna z nich nie awansuje dalej,
2/ W drużynie Węgier pierwszy plac grają znani z Ekstraklasy obrońcy: Guzmics i Kadar, ale brak miejsca w ataku dla gwiazdy naszej ligi – Nikolicia – dziwne, ale zwycięzców się nie sądzi,
3/ karma? Turpin wyrzucił z boiska Dragovicia, bo 8 lat temu na Euro Howard Webb…
4/ Podcinka Stiebera – Tomasz Frankowski lubi to,
5/ opierdoliłbym dobry bogracz,
MICHAŁ FARAN