Średnia wieku – 65+. Młodsi (a nawet całkiem młodzi) też się zdarzają, ale raczej jako wyjątki potwierdzające regułę. Siedzą. Rzadziej stoją i pokazują coś rękami. Coś tam mówią pod nosem. Przerzucają cyferki. Sędziowie tenisa stołowego. Na pierwszy rzut oka – najprostsze zajęcie świata. Nic bardziej mylnego. Udział w blisko tygodniowych zawodach międzynarodowych to dla sędziego, bez względu na wiek, prawdziwy sport ekstremalny – skok na bungee to przy tym pikuś. Właśnie przebywam we Władysławowie, a impreza (w każdym tego słowa znaczeniu) osiągnęła półmetek. Oto nieoficjalny przewodnik po meandrach sędziowania. Co przydaje się podczas zawodów?
- Znajomość topografii – bez względu czy to Warszawa, Gdańsk czy Władysławowo – bardzo przydatna. Gdzie monopol, gdzie nocny klub. Do której otwarte. Od której. Jak wrócić do hotelu? Numer na taksówkę? Warto zrobić wcześniejszy rekonesans. Dla świętego spokoju adres akomodacji warto też mieć zapisany na karteczce i trzymać go w portfelu, ponieważ powrót na autopilocie nie jest niczym niespotykanym…
- Znajomość języków obcych. I nie chodzi tu o zwykłe one, two i tak dalej, aż do eleven. Tenis stołowy to gra elegancka, w której nie ma miejsca na „strzelcie kurwom gola” ani żadne inne wyrazy niecenzuralne. Jednak zawodnicy, w przypływie emocji, zazwyczaj chętnie z nich korzystają, za co należy się żółta kartka. Tak więc słowa takie jak puta, kokot, fuck czy inna blać także są niedozwolone. Natomiast tego co mówią pod nosem Węgrzy, Japończycy czy Hindusi, możemy się jedynie domyślać.
- Szybkie zapadanie w sen i umiejętność ucięcia sobie drzemki. I nie chodzi tu o spanie za numeratorem, chociaż podejrzewam, że też się zdarza. Taki turniej to notoryczny deficyt snu. Wstaje się wcześnie, kładzie – późno, nad ranem, albo i wcale. Sędzia jest notorycznie wczorajszy. Dlatego (na szczęście) wraz z upływającymi dniami zapadanie w sen w okienkach między partiami przychodzi coraz łatwiej.
- Warto wiedzieć, gdzie na obiekcie znajduje się kostkarka do lodu – chyba tłumaczyć nie trzeba?
- Kondycja. Zawody międzynarodowe są jak maraton. Nie możemy przebiec całego sprintem, ale przy dobrym zaprawieniu w bojach każdego dnia możemy znajdować się w czołówce peletonu. Do tego potrzebna jest jednak..
- Odpowiednia taktyka. Nie można od razu wystrzelać się ze wszystkich atutów pierwszego dnia (wieczora). Czasami trzeba zwolnić, szczególnie jeśli omawiana wcześniej kondycja nie jest najwyższa. Codziennie delikatnie, czy kilka razy grubo a potem pas? Mieszać czy nie mieszać? Na te i inne pytania musi odpowiadać codziennie pingpongowy Jose Mourinho.
- Ziewanie bez otwierania ust. Tą umiejętność posiada praktycznie każdy doświadczony sędzia. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że czasami rzeczywiście gry są „mało porywające”. Natomiast tylko najlepsi są w stanie cały czas wyglądać, jakby byli naprawdę zainteresowani.
- Koncentracja. Najpierw weźmy pod uwagę wszystkie powyższe punkty. Następnie wyobraźmy sobie sytuację, kiedy w grze deblowej występują reprezentantki Holandii, Polski, Kanady i Norwegii. W decydującym secie po zmianie stron zmienia się także zawodniczka odbierająca. A to właśnie Ty musisz wiedzieć, czy będzie to Li Jie, Li Qian, Zhang Mo czy Ma Wenting! True story…
- Trzeba znać się na kolorach i wiedzieć, że w niektórych sytuacjach seledynowy to prawie żółty, a granatowy to prawie czarny. Inaczej opierdol prawie gwarantowany.
- Umiejętność przycięcia w chuja. Łączy się ściśle z taktyką oraz drzemką. Czy jeśli nie przyjdę na pierwsze call area, tylko pójdę spać to ktoś to zauważy? A może zamienię mecz na rezerwie na dwie partie, ale dzięki temu będę miał potem więcej wolnego? Odrobina wyrachowania się przydaje.
- Podobno czasami przydaje się też znajomość przepisów. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
Tekst w całości stanowi fikcję literacką. Wszelkie podobieństwa do prawdziwych osób i zdarzeń zupełnie przypadkowe.
KOMENTARZE