W poprzednim tygodniu na warszawskim Torwarze odbywały się Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w tenisie stołowym. Z bliska, bo jako sędzia, miałem okazję przyglądać się nierównej i z góry skazanej na porażkę walce reszty świata z Azjatami. Czemu to właśnie mieszkańcy Dalekiego Wschodu najlepiej na świecie grają w „pingla” ?
Na początek, żeby było jasne. Zdaję sobie sprawę z faktu, że dla osób, które nie grają albo nie są koneserami tej dyscypliny sportu, jest ona cholernie nudna. Tenis stołowy wygląda najlepiej w „highlights” albo kompilacjach najlepszych zagrań. Reszta to „łyknięte” serwisy i wymiany trwające góra po 4 sekundy. Obiektywnie mówiąc szału nie ma. Na trybunach Torwaru osoby przypadkowe można było policzyć na palcach jednej ręki…
W pierwszej dwudziestce światowego rankingu mężczyzn tylko 6 zawodników nie ma skośnych oczu. W gronie pań ta przepaść jest jeszcze większa, a rodzynkiem w 20tce jest Petrissa Solja. W obu przypadkach podium to tylko i wyłącznie Chińczycy…
Dla najliczniejszej populacji świata tenis stołowy jest sportem narodowym. Grają w niego wszyscy, a ci najlepsi są celebrytami. Nie ulega wątpliwości, że Chińczycy mają z kogo wybierać… Poza tym mają najlepsze metody szkoleniowe, mają nawet Uniwersytet tenisa stołowego (?!), a gra jest dla nich szansą na lepsze życie. Przede wszystkim jednak trenują więcej i ciężej niż ktokolwiek inny na świecie. W okresie przygotowawczym nawet po kilkanaście godzin dziennie w hali! Europejczyk by dawno zwariował… Azjata wie, że za jego plecami czeka kilkudziesięciu kolejnych, nie gorszych, gotowych, żeby dostać szansę i ją wykorzystać. A przy tak technicznym sporcie jakim jest tenis stołowy, trening znaczy wszystko. Powtarzalność, miliony uderzeń, milimetrowa precyzja. Co prawda na Torwarze Chińczyków nie było, ale podobnej klasy sportowymi robotami są reprezentanci Japonii, Hong Kongu, Korei czy Tajwanu. Starcie Polaków z azjatycką szkołą była prawdziwą masakrą.
Co ciekawe, polska liga należy do silniejszych w Europie, ale nasi nie odgrywają tam niestety kluczowych ról. Podczas Pro Tour’u PZTS, korzystając z przywileju organizatora imprezy mógł do niej zgłosić większą ilość zawodników i zawodniczek. Do starć z tymi nawet mniej znanymi Azjatami Polacy często podchodzili nie żeby wygrać, ale z założeniem „żeby nie było wstydu”. Często nawet tego celu osiągnąć się nie udawało…
Mam wrażenie, że dużej części naszych zawodników brakuje sprawności ogólnej. Po prostu za mało trenują. Są słabsi nie tylko pod względem technicznym, ale ustępują czołówce przygotowaniem gimnastycznym, szybkościowym, kondycyjnym. Za to dobrze radzą sobie na poturniejowych imprezach. Tam brylują. Dopiero po nich, na kacu (rzadko moralnym) wracają do swoich klubów…