Miało być ekspresowo, miało być szybko i efektownie. Było efektownie, ale po trudnym boju, który przysporzył wiele emocji. Dzięki któremu Adam Kownacki szybciej może dopchać się na tron kategorii ciężkiej.
„Zwycięzców się nie sądzi” to prawdopodobnie jedna z największych głupot, jaką ktoś w życiu palnął, a dziś bardzo często jest powielana. Zwycięzców w piłce nożnej, na różnych szczeblach, w różnych ligach i w różnym stylu jest wielu. Na absolutny szczyt swoich możliwości docierają jednak tylko niektórzy, ci, którzy nawet po wygranym meczu potrafią analizować popełnione błędy.
Kiedyś, bardzo dawno temu, byłem na meczu Arki Gdynia z Wisłą Płock. To były jeszcze rozgrywki 1. ligi, gdy Arka chwilę wcześniej pożegnała się z szansami na walkę o awans do ekstraklasy, Nafciarze walczyli o utrzymanie. W wielkich bólach Arka zwyciężyła 1:0 po przypadkowym golu strzelonym po stałym fragmencie gdy. Kibice buczeli, gwizdów garstki kibiców nie było końca. Chwilę wcześniej gdynianie walczyli o elitę, mieli szanse na powrót do ekstraklasy. Dwa przegrane mecze na ostatniej prostej sezonu jednak te szanse zaprzepaściły.
Po meczu rozmawiałem z Piotrem Kuklisem.
– Piotr, co się stało? Jeszcze niedawno bardzo dobre mecze, a nagle dwie porażki, teraz ledwo wygrany mecz z ekipą ze strefy spadkowej. Dziś te punkty niewiele dają – i tak nie awansujecie do ekstraklasy….
– Ale wygraliśmy, nie?
– No tak, ale zgodzisz się pewnie, że coś się załamało, coś poszło w złą stronę. Dziś na meczu było 1200 kibiców, jeszcze miesiąc temu pięć razy więcej. Wygraliście, a kibice gwizdali.
– Liczy się dla nas tylko zwycięstwo.
– Czyli wszystko jest okej, tak?
– Tak. Dzięki!
To była nasza rozmowa. Arka nie awansowała, choć mecz zwyciężyła. Kuklis po przygodzie w Gdyni rozegrał 9 meczów w Zawiszy Bydgoszcz, chwilę zagościł w Bytovii Bytów, karierę w wieku 30 lat zakończył w Sokole Aleksandrów Łódzki. Kuklis w swojej karierze cieszył się każdym zwycięstwem. Obojętnie z kim, bez znaczenia w jakim stylu. Zwycięstwo spełniało jego ambicje.
Efektowna, głośna i – co najważniejsze – wygrana walka. Wiele osób piałoby ze szczęścia, endorfiny i satysfakcja rozwaliłby ich od środka. Jak to jest w przypadku Kownackiego? No cóż, myślę, że teraz Adamowi towarzyszy radość, duma, ale i dużo samokrytyki, która po takim pojedynku jest bardzo ważna. Jestem tego pewny – gdyby Kownacki osiadł na laurach, bez wyrzutów sumienia przyjmował wszystkie gratulacje i zalotnie uśmiechał się słysząc każdy komplement, to mistrzem świata by nie był. Jeżeli jednak pewna refleksja będzie zżerała go od środka przez tydzień, dwa czy nawet pięć, to oznaczy jedno – naprawdę było warto.
Było warto przekonać się, że na wagę nie można przy wzroście Adama wnosić 121 kilogramów. Nie wolno, bo brakuje szybkości i dynamiki w ostatnich rundach, przegrywa się je z podstarzałym gościem, które od dawna szczyt formy ma już za sobą. Warto było otrzymać dużo mocnych ciosów, warto było kilkukrotnie głośno oddychać, gdy tempo pojedynku nie malało z kolejnymi minutami. Warto było przekonać się, jak to jest być głównym bohaterem gali, która w USA transmitowana była na otwartej antenie i mógł ją zobaczyć każdy.
Kownacki wygrał, za co wielka chwała. Należą mu się gratulacje i odpoczynek. Należy mu się kolejna duża walka z mocnym rywalem. Polak zasłużył na to, by na niego stawiać i aby Amerykanie wiedzieli, że ktoś taki zrobi wszystko, aby wejść na szczyt. To wszystko jednak będzie miało sens dopiero wtedy, gdy Kownacki stanie przed lustrem i patrząc sobie prosto w oczy przeanalizuje, co poszło nie tak. Czego zabrakło w wygranej walce i dlaczego mogło być jeszcze lepiej.
Jeżeli Polak chce wejść na szczyt, a strzelam, że tak właśnie jest, to musi się poprawić. Musi zrobić kolejny krok. Musi w taki sposób podejść do kolejnych przygotowań, sparingów, diety od oraz pracy nad wydolnością, żeby konfrontując się z lepszym pięściarzem niż Arreola uniknąć problemów, które mogą okazać się kluczowe i wtedy nie będzie zwycięstwa, a pierwsza porażka w karierze. Zamiast tytułu mistrza świata będzie poziom bardzo wysoki, jednak bez szczęśliwego zakończenia, czyli największej w tym sporcie gratyfikacji.
Kownacki to przesympatyczny i bardzo inteligentny gość. Piekielnie ambitny facet, który potrafi wyciągać wnioski z wszystkiego, co napotka na swojej drodze. Mam nadzieję, że teraz również tak jest. W innym wypadku prędzej czy później noga się powinie. Dążąc do ciągłej poprawy jego kolejne walki będą już tylko lepsze, a tytuł mistrzowski naprawdę realny. Nawet jeżeli na swoją kolej trzeba będzie cierpliwie poczekać.