Z lekką satysfakcją przyglądaliśmy się problemom, które przed igrzyskami olimpijskimi spotkały Rosjan. Afera dopingowa pociagnęła za sobą wiele wykluczeń z reprezentacji naszych „przyjaciół” ze wschodu. Tajemnicą nie jest, że nam taki obrót spraw był na rękę. W świadomości Polaków Rosjanin to wróg, któremu życzyć dobrze po prostu nie wypada. I tak czekając na kolejne wykluczenia z kadry Sbornej zapomnieliśmy, że w przeszłości my również kilka wpadek związanych z dopingiem mieliśmy. Zapomniała o tym również rodzina zielińskich, o której głośno zrobiło się jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji sportowej. Koksiarze? Brakuje mi bardziej wulgarnego określenia na to, co zrobił pan adrian z panem tomaszem(pisownia nieprzypadkowa).

Wyobraźnie sobie sytuację: jesteście klasowymi sportowcami. Rywalizacja na krajowym podwórku już dawno przestała wam sprawiać jakąkolwiek radość. Całe swoje życie podporządkowujecie sportowej karierze. Non stop wyjeżdżacie na zgrupowania, święta, nieświęta jesteście poza domem. Jednym słowem mówiąc – pożytku to z was w domu nie ma żadnego. Życie całej rodziny uwarunkowane jest od tego, kiedy akurat „zjeżdżacie” do domu. Rezygnujecie z pracy zawodowej, szukacie sponsorów, by mieć z czego utrzymać rodzinę, jesteście w stałym kontakcie ze związkiem, który dzięki stypendiom próbuje wam pomóc normalnie funkcjonować. Nie jesteście piłkarzami, którzy za to, że kilka razy prosto kopną piłkę zarabiają kokosy, tylko ciężarowcami, którzy za bardzo ciężką pracą zarabiają niewiele. Stosują odpowiednią dietę, mają napięty program przygotowań, sztab ludzi, którzy czuwają nad tym, by raz na cztery lata ich pupil osiągnął sukces. Oczywiście, tych sukcesów po drodze może być znacznie więcej, ale ten najważniejszy, olimpijski, jest możliwy tylko raz na cztery lata. Wszystkie inne medale z mistrzostw świata w Tbilisi czy Pucharu Burmistrza Gołdapi tak naprawdę nikogo nie interesują, a pieniądze są z tego żadne. To znaczy są, ale nie takie, by w dzisiejszych czasach kogokolwiek rzucić na kolana.

Ale jesteście zmotywowani i w pełni poświęceni temu, co robicie. 4 lata, 48 miesięcy czy – jak kto woli – 1461 dni planujecie sobie w taki sposób, by zdobyć olimpijski medal.

I czując już atmosferę igrzysk, zapach olimpijskiej szatni i oczami wyobraźni wpatrujecie się w Copacabanę widoczną z brazylijskiego pokoju hotelowego. Nagle wpadacie na zajebisty pomysł – wezmę. Wyjebane, może nikt nie skuma. Może w podnoszeniu ciężarów nikt nie pomyśli, że zawodnik jest skłonny wziąć niedozwolone środki(popularnie nazywane dopingiem, dla mnie – KOKS). Spróbuję oszukać cały świat i okaże się mądrzejszy od swoich rywali. – Ale tak samemu? Kurde, trochę się boję. O, wezme ze sobą brata! Zwalimy na geny!

Kilka dni po tym jak świat obiegła informacja o tym, że tomek został przyłapany na koksie, niedozwolone substancje wykryto również o jego brata – adriana. Sytuacja obu panów jest o tyle inne, że adrian cztery lata temu w Londynie zdobył złoty medal w kategorii do 85kg. Mimo wszystko uważam, że trochę inaczej o swój wizerunek powinien dbać facet, który olimpijskiego złota broni. Który na poprzednich igrzyskach wysłuchał polskiego hymnu, całował orzełka i był bohaterem całego narodu.

Substancją, którą wykryto w organizmie zielińskich jest nandrolon. Co to takiego?

Nandrolon to steryd anaboliczny, który najczęściej jest używany przez ciężarowców, a jego celem jest zwiększenie siły przez sportowca. W mniejszym stopniu, pomaga on również „przypakować” sportowcowi, ale zakładam, że w przypadku naszych koksiarzy to akurat nie było potrzebne (chyba, że są aż tak głupi). Specjaliści uważają, że „popularność” leku wśród sztangistów można argumentować tym, że naprawdę działa i mniej niż inne niedozwolone substancje niszczy organizm sportowca.

Sposób podania? Zazwyczaj dożylnie, bo wtedy działa najszybciej i najlepiej. Bywa również podawany w innej formie, na przykład w tabletkach, ale wtedy jego przydatność jest dużo mniejsza i zamierzony efekt daleki od zakładanego.

Tłumaczenie tomasza zielińskiego jest oczywiste – bidulek kompletnie nie wiedział, że w jego organizmie znajduje się nandrolon. Przygotowywał się w spokoju do igrzysk olimpijskich, jadł kurczaka z ryżem, całość popijał wodą, a dietę urozmaicał sobie łososiem i batatem. Ogólnie – jest niewinny, a tylko w dziwnym zbiegu okoliczności i podstawionej „świni” widzi szansę, w końcu dojść do tego, kto był tym złym człowiekiem, chcącym pogrzebać medalowe szanse braci zielińskich na medale w Brazylii.

A więc, panowie zielińscy – jeżeli ktoś podawał wam nondrolon dożylnie, to zakładam, że musieliście być tego świadomi. Nikt was, biednych misiaczków, co to nie mają wystarczającej siły, by Pani pielęgniarce nie pozwolić wbić igły nie omamił, byście o całym zajściu nie pamiętali. Gdy jednak zdecydowaliście się, by nie ryzykować kłuciem(bo to przecież zostawia ślady) i wzieliście tabletkę, w której jest nandrolon, to jeszcze bardziej gratuluje wam głupoty. Po pierwsze, zdawaliście sobie sprawę z tego, że to co robicie jest zakazane, a mimo wszystko się na to zdecydowaliście. Po drugie, musieliście sobie przecież zdawać sobie sprawę z tego, że tak naprawdę może wam to w ogóle nie pomóc. To znaczy dumnie, między kumplami, będziecie mogli powiedzieć, że jesteście koksiarzami, czym pewnie w towarzystwie zabłyśniecie. Nie pomoże wam to jednak zbytnio w progresie sportowym. Czyli bierzecie, bo lubicie, a nie dlatego, że to pomaga i może ułatwić drogę po olimpijski medal.

I oczywiście biedny żuczek tomuś i adrianek będą teraz kajać się i szukać winnych. Może prezes związku? Może trenerzy? Słuchajcie, a może ktoś z rywali był tą „świnią”? Ja jednak w przypadki nie wierzę. Spośród ciężarowców, którzy biorą udział w igrzyskach olimpijskich tylko kilku wpadło na koksie. Czyli był to zaledwie pewien odsetek sportowców oszustów, którym nie wyszło. Mówienie, że bierze KAŻDY mnie nie przekonuje. Gdyby brał KAŻDY, to nie rozdanoby medali. A ktoś zdobędzie w Rio złoto, ktoś srebro, a ktoś brąz. Chyba, że rywale biorą lepiej, dlatego nic im nie udowodniono. W takim razie gratki dla nich – byli lepsi. A chyba właśnie o bycie lepszym w sporcie chodzi.

 

A adrianowi zielińskiemu nie tylko dożywotnio zabroniłbym startów, ale i zabrał emeryturę olimpijską, którą dzięki złotemu medalowi zdobytemu w Londynie sobie zagwarantował po zakończeniu kariery. W innym wypadku można brać – góra na to przyzwala.

 

KOMENTARZE