Kochamy takie niespodzianki. Maria Andrejczyk o ponad 3 metry pobiła rekord Polski w rzucie oszczepem i wygrała eliminacje do olimpijskiego finału, który odbędzie już w czwartek w nocy. Majka z automatu stała się zatem jedną z faworytek do medalu w konkursie głównym, by nie powiedzieć główną rywalką Barbory Spotakowej w walce o olimpijskie złoto. 67,11 to nie tylko nowy rekord Polski i najlepszy w tym roku wynik na świecie, ale również 16-ty najlepszy rezultat w historii żeńskiego oszczepu.

Kim jest Maria Andrejczyk? To dwudziestoletnia dziewczyna pochodząca z Suwałk, zawodniczka miejscowego klubu LUKS Hańcza. Swoją przygodę ze sportem zaczęła w szóstej klasie szkoły podstawowej, gdy jej obecny trener, czyli Karol Sikorski, dostrzegł ją podczas szkolnych zawodów. Wówczas młoda Marysia biegała na 600 metrów i rzucała piłeczką palantową. Po kilku treningach, 400-gramowym oszczepem przekroczyła granicę 30 metrów, co w tej kategorii wiekowej jest sporym osiagnięciem. – Widać w niej spory potencjał, tak skwitował to wtedy Sikorski.

4 lata później Andrejczyk po raz pierwszy wystartowała za granicą. Nie udało się jej awansować do konkursu finałowego podczas mistrzostw świata juniorów młodszych w Doniecku, by rok później zająć 5 miejsce podczas światowego czempionatu, tym razem już juniorów, w amerykańskim Eugene. Gdy pod uwagę weźmiemy fakt, że rok później Majka wygrała mistrzostwa Europy w Eskilstunie, możemy dojść do wniosku, że rekord Polski pobity w olimpijskich eliminacjach nie był dziełem przypadku, a konsekwentnie realizowanym planem wprowadzania utalentowanej dziewczyny z Suwałk do wielkiej lekkoatletyki.

Dziś postawa Marii zadziwiła cały świat. Swój własny rekord Polski pobity o ponad 3 metry? Żaden problem. Utarcie nosa Spotakowej? Proszę bardzo. Warto jednak zauważyć, że podczas tegorocznych lekkoatletycznych mistrzostw Europy Andrejczyk zajęła… 13 miejsce, a do zakwalifikowania do wielkiego finału zabrakło jej 20 centymetrów.

Oczywiście, że do medalu olimpijskiego medalu jeszcze daleka droga. Wiadomo, że eliminacje rządzą się własnymi prawami, a podczas walki o medal Ci najlepsi są w stanie maksymalnie się zmobilizować i dać z siebie nie 100, a 120%. Na dziś fakty są jednak takie, że podczas wszystkich tegorocznych rzutów, nikt oszczepu nie posłał tak daleko, jak Maria. Maria, która ostatniego słowa jeszcze nie powiedziała, jest nieprzewidywalna, a której osiągnięta w eliminacjach odległość 67,11 zagwarantowałaby olimpijskie srebro przed czterema laty.

Wiecie, czego obawiam się najbardziej? Że do konkursu głównego pozostało zbyt dużo czasu. Że gdyby Maria rzucała dziś, z rana, gdy ta euforia wciąż jej towarzyszy, byłoby łatwiej. Tymczasem medialna nagonka wokół jej osoby, zainteresowaniem dziewczyną, która jeszcze niedawno była w cieniu swoich starszych koleżanek i kolegów, może ją przerosnąć. Zacznie myśleć, kalkulować i analizować pewne fakty i to nie wyjdzie jej na dobre. Z drugiej strony – jeśli nie teraz, to kiedy? W pewnym momencie życia każdego sportowca pojawia się moment, w którym trzeba zmierzyć się odpowiedzialnością i presją. W którym błędy z lat młodzieńczych przestają być wybaczane.

Sama sobie Marysiu zgotowałaś ten los. Chciałaś rower, to teraz pedałuj. Powodzenia.

KOMENTARZE