Dwa i pół miesiąca to szmat czasu. W tym czasie można przygotować się do matury, mimo że przez całe trzy lata było się największym leserem w szkole. Można przejechać pół świata na rowerze i przebiec 30 maratonów. Można też wyleczyć kontuzję i nabrać głodu do uprawiania sportu. O kogo chodzi? O Krzysztofa Głowackiego, który w poniedziałek wraca do treningów.

Czasami czas bardzo szybko leci. Ledwo rozpoczyna się rok szkolny, pojawia się pierwszy dzwonek, by chwilę później wraz z rodziną wspominać bliskich nad grobem. Jeszcze wczoraj obchodziliśmy Święto Niepodległości, a już dziś ubieramy choinkę i dzielimy się opłatkiem. Wiecie o czym mówię, prawda? No właśnie – czasami czas zasuwa jak opętany. Dzień za dniem pędzi w takim tempie, że często tracimy rozeznanie. Wtorek czy środa? Piątek czy sobota?

Gdy jednak na coś czekamy, tak nasz świat już tak prędko nie wiruje. Patrzymy błagającym wzrokiem na kalendarz z nadzieją, że przyspieszymy czas. Każdy dzień, tydzień, miesiąc dłuży się w nieskończoność. Kibic boksu w Polsce od dawna lekkiego życia nie ma. Najpierw czekaliśmy na Krzysztofa Włodarczyka, by ten w końcu wrócił na ring po porażce z Drozdem, by teraz wyczekiwać kolejnej walki Artura Szpilki. Na domiar złego, po porażce Krzysztofa Głowackiego z Ołeksandrem Usykiem stało się jasne, że pochodzący z Wałcza pięściarz również od boksu będzie musiał odpocząć. Wszystko przez kontuzję prawej ręki, która po wrześniowym pojedynku była operowana.

Wczoraj świat obiegła jednak dobra informacja – z ręką jest już wszystko w porządku. W poniedziałek Krzysiek przyjechał do Warszawy i rozmawiał z trenerem Fiodorem Łapinem. Jak powiedział mi dzisiaj Andrzej Wawrzyk – Główka już pali się do pracy. Czuje się dobrze i marzy o tym, by jak najszybciej wrócić na salę. Prognozowany powrót na ring? Wiosna 2017 roku.

I to jest dla wszystkich sympatyków szermieki na pięści znakomita nowina. Odnoszę bowiem wrażenie, że obecna sytuacja polskich pięściarzy jest dobra. Czemu tylko dobra? Bo brakuje nam mistrza świata. Jeszcze kilkanaście lat temu na bokserskiej mapie świata jedynymi nazwiskami kojarzonymi za granicą były te Gołoty i Michalczewskiego. Chwilę później cieszyliśmy się sukcesami Adamka i Włodarczyka, by teraz mieć naprawdę w czym wybierać. Do pełni szczęścia brakuje nam pasa. Tytułu, którego od ponad dwóch miesięcy w Polsce brakuje.

Ostatnio bardzo dużo myślę o kategorii cruiser w naszym kraju. Z jednej strony mamy czterech dobrych pięściarzy w tej wadze. Z drugiej jednak w najbliższym czasie każdemu z nich bardzo trudno będzie powalczyć o pas mistrzowski. Odnoszę wrażenie, że zdecydowanie łatwiej byłoby zorganizować pojedynek o tytuł przykładowemu Włodarczykowi, gdyby wciąż mistrzem był Główka. Jeden drugiego ciągnąłby promocyjnie za uszy, a wspólny interes i nasze narodowe dobro mogłoby tylko w tym pomóc. Tymczasem chcąc znowu mieć nad Wisłą posiadacza pasa czempiona trzeba czekać cierpliwie na swoją szansę i pokazać się z dobrej strony na obcej ziemi.

A właśnie to wydaje się być w tym wszystkim najtrudniejsze. Obawiam się również, że te dni, które dzielą nas do kolejnych mistrzowskich walk szybko nam nie miną. Wiem natomiast, że pas mistrzowski bardzo dobrze czuje się w naszym kraju. On nam pasuje. On jeszcze musi do nas wrócić.

KOMENTARZE