„Ochy” z prawej, „achy” z lewej. Wszyscy zachwycają się Tomaszem Adamkiem i jego formą, którą wypracował już po kilku tygodniach treningów w Łomnicy. Dziennikarze tłumnie jeżdżą do Osady Snieżka i relacjonują to, co robi były dwukrotny mistrz świata. Wszystko – co ważne podkreślenia – ponad miesiąc przed pierwszym gongiem na Polsat Boxing Night VII.
Forma Górala cieszy, bo nie walcząc ponad rok i deklarując bokserską emeryturę, śmiało można by było się zapuścić, a do Polski przylecieć z brzuszkiem i bez kondycji. Adamek trenował w międzyczasie, obijał worek i biegał po New Jersey. Robił wszystko, by na wypadek powrotu nie musieć zaczynać od zera. By rozpoczynając przygotowania do kolejnej walki nie martwić się nadwagą i sercem, które bije jako szalone po przebignięciu kilku kilometrów.
O ile postawę Adamka należy pochwalić, bo rdzy nie przybrał w międzyczasie takiej, jaką mógł przybrać, o tyle dziwią mnie głosy ekspertów, który obecny obóz przygotowawczy Adamka już teraz uważają za wyjątkowy. Janusz Pindera, który w boksie widział absolutnie wszystko, twierdzi, że takiego Adamka jeszcze w życiu nie widział. Mateusz Borek powiedział, że Góral trenera powinien był zmienić kilka lat temu, bo na końcu współpracy pomiędzy Bloodworth’em, a Adamkiem, to ten drugi więcej uczył pierwszego niż na odwrót. Zastanawiam się po prostu, czy nie za szybko na takie osądy już dziś. Kilka dni po tym, gdy polski ex champion po raz pierwszy wyszedł do rundy sparingowej.
Wydolność dwudziestolatka i zwierzęca dynamika – podobno to wszystko znowu jest po stronie Adamka. – Jest lepiej niż pięć, sześć lat temu – grzmią fachowcy na alarm. Okej, wszystko fajnie, ale czy to aby na pewno jest normalne? Czy będący na emeryturze pięściarz, który cztery tygodnie temu odpowiadał dziennikarzom na banalne pytania odnośnie sensu powrotu między liny, jest dziś w momencie, by oceniać poprzednie przygotowania? Sięgając pamięcią wstecz przypominam sobie Adamka, który zawsze był szybki, pewny siebie i miał za sobą najlepsze w karierze przygotowania. Gdy przychodziła porażka lub zwycięstwo po słabym pojedynku, to wtedy wychodziły brudy, których wcześniej nikt nie poruszał. Może więc dzisiejsze głosy, które dochodzą do nas z Łomnicy, też nie są nic warte? Może po prostu ktoś próbuje wcisnąć nam kit mówiąc, że Adamek dopiero teraz pokaże, na co go tak naprawdę stać w wadze ciężkiej?
Wierzę, a w zasadzie chcę wierzyć, że będzie dobrze. Póki co nie interesują mnie odczyty ze sporttestera, tętno spoczynkowe tuż po przebudzeniu i poziom zakwaszenia po porannym bieganiu. Chcę oglądać dobrego, szybkiego i mocno bijącego Adamka, który oszukuje zegar biologiczny i pokazuje środkowy palec wszystkim tym, którzy wątpią w funkcjonowanie organizmu sportowca po czterdziestce. Nie chciałbym jednak, by wszyscy mądrzy w naszym kraju od szermierki na pięści biadolili, że teraz jest super, a kiedyś było źle. Teraz będą same zwycięstwa, a kiedyś to nie miało prawa się udać. Pamiętam po prostu, gdy wstawałem nad ranem i kibicowałem Adamkowi. Pamiętam zwycięstwa i porażki. Wtedy zawsze była szybkość i porażka nie wchodziła w grę. Nigdy nie było słabych punktów i za każdym razem forma życiowa niosła Górala po trzeci w karierze pas mistrzowski.
Więc nie pompujmy, poczekajmy. I tak ring wszystko zweryfikuje.