Gdybym nosił głowę w chmurach, to pewnie tekst miałby charakter wyniosły, a jego treść uderzyłaby w Polski Związek Rugby z całym impetem. Mimo szacunku do tej dyscypliny, ludzi, którzy tam pracują i dziennikarskiej frajdy, którą sprawia mi oglądanie i mówienie o rugby, mógłbym napisać coś, do czego mam pełne prawo i co pewnie wiele osób by zrobiło. Ale nie – ja tego nie zrobię.

29 lipca napisałem artykuł na stronie Polsatsport.pl o tym, że Blikkies Groenewald nie będzie już trenerem reprezentacji. Słyszałem, że dowiedziałem się tego od kolegów, którzy na paluszkach przybiegli do mnie, abym mógł o tym napisać jako pierwszy. Rzeczywistość jest nieco inna, gdyż wysypał się ktoś inny, ktoś, kto w rugby siedzi od wielu lat i nie biega przez 80 minut po murawie, tylko współzarządza tym, co się dzieje w tej dyscyplinie w naszym kraju.

Wątpliwości miałem spore, bo mogłem to zamieść pod dywan, a za dwa, trzy, cztery dni powiedzieć dumnie „wiedziałem”, gdy newsa puściłby Tygodnik Koszaliński lub Gazeta Elbląska. Postanowiłem o tym napisać od razu, mając świadomość tego, że narażam się wielu ludziom, których zaboli, że przez zamknięte okno wleciało to pokoju trochę powietrza i coś, co miało być ukrywane do ostatnich chwil i puszczone mimo uszu, wisiało przez kilkadziesiąt godzin na czołówce jednego z największych portali sportowych w naszym kraju.

Odebrałem kilka telefonów umoralniających i sprowadzających mnie na ziemię. Rzekomo napisałem głupoty, w ogóle się nie znam i specjalnie dolewam oliwy do ogniska, przy którym można spokojnie posiedzieć i spędzić miło wieczór. Zostałem odebrany jako prowokator wszczynający awanturę i szukającym dziury tam, gdzie jej nie ma.

Wiedziałem, że PZR w końcu musi napisać oficjalny komunikat w tej sprawie i sam zachęciłem włodarzy do tego, by w końcu była ”kontra”, która potwierdzi moje informacje lub je zdementuje. Poszło dementi, z imienia i nazwiska zostałem oszustem, a redakcja Polsatu Sport niewiarygodnym źródłem informacji, co boli mnie najbardziej. Narażone na złą opinie zostało moje nazwisko (w ogóle się tym nie przejąłem) i redakcja, w której pracuję (tu przejąłem się bardziej).

£ódŸ, 09.09.2017. Polak Szymon Sirocki (P) i Tobias Nygaard(L) z dru¿yny Europy, podczas towarzyskiego meczu rozegranego dla uatrakcyjnienia obchodzów 60-lecia powstania Polskiego Zwi¹zku Rugby, 9 bm. (jkm) PAP/Bart³omiej Zborowski

Nie jestem i jeszcze bardzo długo nie będę osobą, którą trzeba przepraszać. Pewnie nie musi się nikt liczyć z tym co napiszę, bo KAŻDA osoba pracująca z Polskim Związku Rugby zna się na tej dyscyplinie lepiej ode mnie. Ja jestem chłopakiem, który widział kilka meczów, zna paru zawodników, rozumie dyscyplinę i jej zasady. Na pewno jednak w tym wypadku NAPISAŁEM PRAWDĘ, o której wszyscy w związku wiedzieli i którą mimo wszystko ktoś postanowił zdementować.

Rozumiecie? Siedzi 10 osób przy stole i podejmuje decyzję w ważnej sprawie. Jedna z nich po obradach idzie w miasto i gada wszystkim dookoła, co zostało postanowione, po czym  informacja idzie w świat. I następnego dnia ci sami ludzie siadają przy stole, czytają o tym, o czym dzień wcześniej rozmawiali i postanawiają to zdementować, bo TRZEBA TO UKRYĆ przez kolejne tygodnie.

Co to zmieniło? Od 31 lipca do 12 września (43 dni) byłem kłamcą, a związek był dobry i niczego nie wiedział na temat zwolnienia Blikkiesa. Wystarczyło wydać oświadczenie, że były rozmowy, sytuacja jest jaka jest, Blikkies zastanawia się nad swoją przyszłością, bo ma swoje plany – cokolwiek. Ale zostało napisane, że tematu nie ma, dziennikarza poniosło, Blikkies buduje dom pod Łodzią, a jego rodzina zakochała się w polskiej mentalności.

Jeszcze lepsze – minęły 43 dni, a nowego trenera dalej nie ma. Rozumiem – odejście Blikkiesa było przesądzone i wiadomo było, że lada dzień drogi się rozejdą, a w międzyczasie przyszykowany był jego zastępca. Ale nie – związek wiedział o wszystkim, informację dementował, ale liczył, że jednak Blikkies zostanie nie szukając w międzyczasie zastępcy, który dalej będzie ciągnął ten wózek.

Dostrzegam cztery oznaki braku profesjonalizmu:

– członek zarządu, który chodzi i mieli jęzorem na prawo i lewo

– prostowanie dziennikarza i narażanie na osłabienie relacji związku z telewizją, która transmituje mecze reprezentacji rugby

– nie namówienie do zmiany decyzji Blikkiesa przez blisko 40 dni

– nie szukanie zastępcy, który będzie trenerem po Blikkiesie

Polskiemu Związkowi Rugby kibicuję, za reprezentację Polski trzymam kciuki, a przyszłemu selekcjonerowi życzę wszystkiego dobrego. W innej sytuacji o rugby nie napisałbym ani jednego artykułu w życiu. Gniewać na nikogo się nie zamierzam. Najwyraźniej z tego wyrosłem. Widzimy się na kolejnych meczach.

 

KOMENTARZE