Ostatnio usłyszałem pytanie – Czemu tak mało wywiadów przeprowadzasz z piłkarzami? Szczerze? Nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Nie analizowałem, czy za dużo jest pięściarzy, czy za mało żeglarzy. Miałem pomysł na rozmowę, wpadła mi jakaś idea do głowy, dzwoniłem i próbowałem umówić spotkanie. Choć przyznaję – wywiadów z piłkarzami zbyt wielu nie ma.

Żeby było jasne – piłka nożna to moja ulubiona dyscyplina sportu. Uwielbiam oglądać boks, śledzę zawody lekkoatletyczne. Czasami ziewam na ligowych meczach rugby, ale generalnie też interesują mnie losy Ekstraligi. Piłkę jednak oglądam najczęściej. Skłamałbym mówiąc, że czekam przez cały tydzień na mecz ligi włoskiej – nic z tych rzeczy. Czy wygra Milan, czy Inter – obojętnie. Jednak gdyby ktoś zapytał mnie dziś, w której dyscyplinie czuję się najpewniej, wiem najwięcej, to chyba byłby to właśnie futbol. Gdyby ktoś włączył mecz piłkarski, w którym nie kibicuję żadnej ze stron, nie znam obu ekip (jakaś egzotyczna liga) to nie miałbym problemu, by obejrzeć to spotkanie. Oglądanie rugby w lidze francuskiej lub Akademickich Mistrzostw Kalifornii w lekkiej mnie nie interesuje. Chwilę popatrzę, spojrzę na poziom zawodów, ale po chwili przełączam dalej. Strata czasu na niepotrzebne zaśmiecanie sobie głowy czymś nie potrzebnym mi do życia.

Do piłkarzy mam jednak dosyć specyficzne podejście. Ogólnie staram się w życiu nie generalizować. Nie każda blondynka jest głupia, nie każdy Cygan myśli tylko o tym, by ukraść Ci portfel z kieszeni. Nie uważam również, że stereotyp współczesnego piłkarza jest w 100% zgodny z tym, jak kreuje go opinia publiczna. Przywykło się mówić, że piłkarze mają dużo pieniędzy, szybkie samochody, ładne (niekoniecznie) mądre dziewczyny i nie potrafią zgrabnie złożyć trzech zdań w języku polskim. Bez konkretnych przykładów –  nie zawsze tak jest. Część piłkarzy ma całkiem normalnie wyglądające kobiety i jeżdżą normalnymi samochodami. Wielu to znakomici mówcy. Mają więcej pieniędzy niż przeciętny Kowalski, ale nie zawsze szastają nimi na prawo i lewo – po prostu nie pasuje to do ich stylu bycia.

Nie gadam zbyt często z piłkarzami, bo nie sprawia mi to zbyt wielkiej przyjemności. Nie widzę też najzwyczajniej w świecie sensu rozmawiania z nim tylko dlatego, że ten kopie piłkę. Zastanawiam się – ilu mamy w polskiej lidze DOBRYCH zawodników? No ilu? 10? Maksymalnie. Gadanie z kimś, kto w piłkę jest co najwyżej przeciętny, jego sportowy poziom oscyluje między słabym, a bardzo słabym, a jego osoba nie wzbudza we mnie żadnych emocji, nie ma sensu. Chyba, że sensem jest słuchanie o realizowanych założeniach taktycznych, koncentracji, wierze we własne umiejętności i chęci robienia progresu w każdym treningu – mnie takie tematy w ogóle nie ciekawią. Nie chcę o tym gadać.

Weźmy na przykład Darka Michalczewskiego. Swego czasu Tiger był najlepszym pięściarzem na świecie. Bił rekord za rekordem, powalał na deski kolejnych przeciwników. Dziś Darek jest biznesmenem. Ma interesy w Polsce i za granicą, kluby fitness, napój energetyczny sygnowany swoim nazwiskiem oraz sieć internetową, która za kilka lat będzie liczącym się producentem tych usług na rynku. Do tego występy w telewizji, wydana przed rokiem książka, wywiady, małe dziecko, rodzina. W skrócie – cały czas jest zajęty. Chciałem kiedyś zrobić wywiad z Darkiem. Myślę – czemu nie? Kibicowałem mu jako młody szczyl, oglądałem jego walki. Był jednym z bohaterów mojego dzieciństwa. Wpisuje numer telefonu, dzwonię, mówię o co chodzi. Darek jest zdziwiony, odnoszę wrażenie, że lekko go telefonem zaskoczyłem. Umówiliśmy się na konkretną godzinę u niego w klubie. Przychodzę chwilkę wcześniej, a mój rozmówca już na mnie czeka. Pamięta o wywiadzie (nie potwierdzałem spotkania dzień wcześniej jak mam to w zwyczaju), wie z kim będzie rozmawiał i na jakim portalu wywiad zostanie zamieszczony. Rozmawiamy z 30 minut (może dłużej) po czym sam Darek zdziwiony pyta, czy to już koniec. Po spisaniu wszystkiego wywiad wysyłam mu do autoryzacji, a on oddzwania i prosi, abym poprawił jedno pytanie z ankiety prawda/fałsz, którego nie zrozumiał. Mistrz świata, biznesmen, milioner. Jeden telefon i robimy wywiad. Przy kawce i bez spiny. W miłej atmosferze i luźnej gadce po wyłączeniu dyktafonu gadamy o tym, z kim planuje przeprowadzać kolejne wywiady i jak idą interesy.

I tu wracam do piłkarzy. Chcę zadzwonić do występującego w naszej lidze zawodnika. Dzwonię raz, drugi i trzeci. Nie odbiera. Piszę sms-a. Informuję o co chodzi, w czym rzecz i uprzedzam, że wieczorem znowu zadzwonię. Najczęściej po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa. Czasem ktoś odpisze zdawkowe – Nie mam czasu, nie jestem zainteresowany. W niektórych klubach (pewnie już w większości w polskiej lidze) wygląda to tak, że chcąc porozmawiać z piłkarzem, najpierw musisz kontaktować się z rzecznikiem prasowym. Z jednej strony dobrze, bo jeśli robisz swoją robotę uczciwie, jesteś rzetelny, to rzecznik (który zna specyfikę branży) może Ci w tym pomóc. Zazwyczaj rozumie z kim i o czym można zrobić ciekawy wywiad. W praktyce wygląda to niestety tak, że zanim coś takiego załatwisz to musisz skontaktować się z rzecznikiem (który zawsze jest zawalony robotą – zero szydery), póżniej czekać aż on spotka się z piłkarzem i będzie pamiętał o tym, że ktoś chce z piłkarzem X pogadać. Potem natomiast musi pamiętać, żeby Ci odpowiedzieć, że tego i tego dnia ten i ten piłkarz nie może się spotkać (bo zazwyczaj nie może). Musi odprowadzić dzieci do przedszkola lub ma w ciągu dnia dwa treningi po dwie i pół godziny i nie da rady. W skrócie – nawet jeśli ten piłkarz chciałby się spotkać i pogadać, to zazwyczaj wszystko przechodzi przez ręce osoby trzeciej. I nie zważywszy na to, czy rzecznik ma dobre, czy złe intencje, to cały proces się wydłuża. Trzeba czekać, przypominać się, dzwonić. A gdy już nawet jest szansa spotkać się i pogadać, to zwykle odbywa się to w  głupio wyznaczonych terminach, a czas, w którym masz piłkarza do dyspozycji jest skrócony do minimum. W kwadrans musisz zrobić wywiad, który poruszy wszystkich Twoich czytelników.

Nie rozumiem tego. Możnaby przecież normalnie, jak w przypadku wcześniej wspomnianego Darka, dać pełną dowolność. Chcesz gadać? Gadaj! Jesteś dorosły, media mają duży wpływ na Twój wizerunek. Idź do telewizji, udziel wywiadu i kreuj samego siebie. Tym czasem wszystko jest jakoś bezsensownie regulowane i dawkowane.

Żeby było jasne – to, że ja nie rozmawiam z piłkarzami (lub jak ktoś może powiedzieć – oni nie gadają ze mną) może być również związane z tym, że mój blog to nie jest Przegląd Sportowy czy Weszło, których każdy zna i każdy wie, kim są. Może wpływ na to ma też to, że ja nie piszę o piłce cukierkowo i wspaniale, jak robią to niektórzy dziennikarze w innych portalach czy gazetach. Nie chwalę piłkarza za to, że ten kopnął dokładnie piłkę słabszą nogą lub przebiegł w meczu 10 km. Mi to nie imponuje, mnie to nie zachwyca. Może gdybym słodził za każdym razem, doceniał bylejakość i klaskał na zawołanie – może wtedy byłoby inaczej. Gdybym jednak taki był, pisał co piłkarze chcą czytać i chwalił, gdy piłkarze chcą być chwaleni to i tak przed rozmową musiałbym dzwonić do klubu w sprawie wywiadu. Do Michalczewskiego, Jędrzejczyk, Włodarczyka czy Khalidova możesz zadzwonić bezpośrednio, po prostu. Jak dorosły człowiek do dorosłego człowieka.

Zdaję sobie sprawę z tego, że piłkarze, przez to, że są najbardziej popularni w Polsce, mogą mieć dziennikarzy dosyć. Są dwa typy dziennikarzy. Ja przynajmniej tak to widzę już teraz – na początku swojej drogi w tym zawodzie. Są redaktorzy, którzy na serio chcą pogadać. Którzy czytają grę, mają pojęcie. Przygotowują się do wywiadu i nie zaczynają rozmowy z Ewą Piątkowską od prymitywnego – dlaczego akurat boks? Wiedzą, że w często krótkiej rozmowie należy przekonać do siebie rozmówcę. Najzwyczajniej w świecie zdobyć jego zaufanie i sympatię. Niekoniecznie przez czułe słówka i nieszczere uśmiechy. Często przez własne zdanie, osobowość i charyzmę. To trochę jak z super atrakcyjną dziewczyną, do której podbija pół klasy. Nie zawsze ten, który nosi jej plecak na przerwach i przynosi czekoladki jest tym najfajniejszym.

Wiele razy rozmawiałem z piłkarzami po meczach w tak zwanej strefie mieszanej. Moim zdaniem – najgłupsza część tego zawodu. Za każdym razem musisz zadać zawodnikowi te same pytanie. Zmienia się tylko jedna rzecz – czy przegrali i trzeba jak Matka Teresa podtrzymywać ich na duchu, czy wygrali i trzeba ich chwalić pod niebiosa. Gdy piłkarz z drużyny, która spotkanie wygrała jest Twoim rozmówcą, zadanie jest proste. Sam pędzi do Ciebie, staje w pierwszym szeregu przed dziennikarzami i nie potrzebuje nawet jednego pytania, by płynąć na fantazji przez kilka ładnych minut. Sytuacja zmienia się jednak, gdy piłkarze przegrają. Wtedy wiesz, że czeka Cię niełatwe zadanie. Musisz liczyć się z tym, że piłkarz się obrazi. Może strzelić focha, że był słabszy od swojego przeciwnika po drugiej stronie boiska. Jesteś pierwszy w kolejce, więc jest duża szansa, że zbierzesz gorzkie żale za wszystkich. Często jest również tak, że nikt się przy Tobie nie zatrzyma. Nie i koniec. Co prawda tydzień wcześniej gadał z Tobą z uśmiechem od ucha do ucha przez 10 minut aż Ci ręka zdrętwiała od trzymania mikrofonu, ale dziś ma depresję i rozmawiać nie zamierza. Wtedy musisz złapać kogoś (musisz zrobić materiał z meczu niezależnie od wyniku spotkania) kto zawsze coś powie. Tak, jak Sebastian Mila w Lechii czy niegdyś Michał Żewłakow w reprezentacji Polski. Ty po takiej setce wracasz do domu spełniony tylko w kilku procentach, bo znowu Twoi odbiorcy posłuchają tego samego Mili lub tego samego Żewłakowa. Zaczynasz kibicować obojętnej Ci wcześniej drużynie, bo nie chcesz zostać wyrzucony z pracy za brak kreatywności. Bo gdy za tydzień Lechia przegra, to znowu musisz gadać z  Milą. Reszta po raz kolejny może mieć Cię w dupie.

Piłkarzom też się nie dziwię. Weźmy na przykład Jakuba Wawrzyniaka. W Polsce od wielu lat panuje moda na wyśmiewanie się z lewego obrońcy reprezentacji Polski. „Grajcie na Wawrzyniaka, on jest słaby” zna cała Polska. Kuba na przykład z dziennikarzami nie rozmawia. Nie wiem, czy jest to spowodowane właśnie tą szyderą skierowaną w jego stronę. Może zbyt dużo wywiadów udzielał za małolata i teraz daje się wykazać innym? Nie mam pojęcia, serio. Kiedyś jednak, przed meczem z Termalicą, Lechia Gdańsk wydelegowała właśnie Wawrzyniaka na przedmeczowy briefing, czyli spotkanie z dziennikarzami, który odbywa się przed każdym pojedynkiem. Briefing był w piątek, mecz w niedzielę, tydzień później był kolejny mecz ligowy, a dopiero za dwa tygodnie spotkanie towarzyskie reprezentacji Polski, na które Kuba dostał powołanie od Adama Nawałki. Wawrzyniak wchodzi do sali konferencyjnej, staje przed dziennikarzami i redaktor (dokładnie pamiętam, który to był as) zadaje mu pytanie o spotkanie z Serbią. O minuty, które chciałby zagrać w meczu reprezentacji, samopoczucie i konkurencję o miejsce w wyjściowym składzie na lewej stronie defensywy. Dobrze? Kuba za 2 dni gra z Termalicą, kilka dni później ma kolejne spotkanie, a zapytany w pierwszym pytaniu zostaje o kadrę, na którą jedzie za dwa tygodnie.

Więc tak jak już powiedziałem – słowo „dziennikarz” nie jest ulubionym słowem żadnego piłkarza. Jestem się w stanie założyć, że w sytuacji, w której rzecznik przychodzi do takiego Wawrzyniaka i pyta go o wywiad, to ten częściej przed oczami ma tego debila od pytania z Serbią, niż chłopaka, który chce pogadać o czymś bardziej ambitnym.

Czy będę rozmawiał z piłkarzami? Na pewno. Na pewno nie raz pojawi się wątek piłki nożnej i rozmowa z zawodnikiem, który ma poukładane w głowie, dobrze rokuje lub swoją charyzmą ubarwia nasz szary polski futbol. Gdybym jednak miał dzwonić do Pana X, który nigdy nie ma czasu, musiałbym zmieniać dla niego wszystkie swoje plany, wyczekiwać na średniego polskiego ligowca, który NICZYM mi nie imponuje, którego nie cenię jako sportowca. Który nie robi na mnie wrażenia swomi osiągnięciami i na końcu miałbym dostać przysłowiowy kwadrans na zadanie kilku bezsensownych pytań, to chyba mi się nie chce. Chyba wolę zadzwonić do Darka i zapytać go o to, który z Polaków zdobędzie w przyszłości mistrzostwo świata w boksie. Bo w takiej krótkiej rozmowie, tak samo jak we wspomnianym już wywiadzie tuż po meczu, bardzo łatwo można wyjść na kompletnego debila. A gdybym miał wskazać, co bardziej działa mi na nerwy – głupi dziennikarz, czy głupi piłkarz, to zdecydowanie wybrałbym to pierwsze. Z głupiego piłkarza to przynajmniej można się pośmiać.

 

Poza tym wywiad z Michalczewskim to można sobie chociaż fajnie umieścić w dziennikarskim portfolio. Byle kopaczyna nie zrobi na nikim żadnego wrażenia.

KOMENTARZE