Jeżeli niektórzy w dalszym ciągu mają wątpliwości co do tego, jaki poziom sportowy prezentuje Lechia, to dziś z pewnością zostaną one rozwiane. Nie beniaminek z Płocka, nie grająca na obcym stadionie Łęczna ani cienki jak dupa węża Śląsk, tylko Jagiellonia Białystok – to najbliższy ligowy rywal biało-zielonych. I to nie na swoim stadionie, gdzie radosny futbol w wykonaniu gdańszczan jest gwarantem kolejnych trzech punktów, a wyjazd, który po raz kolejny może ekipę Nowaka zweryfikować. Czy Lechia w końcu rozegra dobre spotkanie na wyjeździe? I czy Jaga to drużyna, która może w tym sezonie aspirować do czegoś więcej niż tylko do walki o wygranie grupy spadkowej na koniec sezonu?
Oczekujemy na spotkanie, w którym nie ma faworyta. Bo i wygrana gospodarzy i trzy punkty zainkasowane przez Lechię są w niedzielne popołudnie tak samo prawdopodobne. Gdańszczanie – choć nie zachwycają- skrupulatnie ciułają punkciki i ich licznik po pięciu ligowych kolejkach pokazuje 10 oczek. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę, że teoretycznie najgroźniejszym przeciwnikiem ekipy znad morza był jak do tej pory wrocławski Śląsk, to zdrowy rozsądek podpowiada nam, że wejście w sezon Lechia miała wyjatkowo bezbolesny. Mimo, że Krasic i spółka zdają się wyglądać ze spotkania na spotkanie coraz lepiej, to ich występ w Białymstoku jest dla wszystkich niewiadomą. Potencjał piłkarski i zwyżkowa forma każą myśleć, że pierwszy poważny w tym sezonie test wypadnie korzystnie. Doświadczenia z ostatnich spotkań wyjazdowych ten optymizm studzą i podpowiadają, by Jagiellonię bardziej szanować. Mimo, że w kontekście walki o ligowe medale na koniec sezonu, ekipa z Białegostoku została przez sympatyków Lechii już na wstępnie pominięta.
Do czego zmierzam? Patrząc na wszystkie zespoły w polskiej lidze, analizując ich składy, trenerów, budżety i potencjał piłkarski nie widzę powodu, dla którego Lechia miałaby się obawiać wyjazdu do Białegostoku. Oczywiście wiem, że sierpień to nie jest moment, w którym trzeba być w dobrej formie. Wiem również, że Jagiellonia przed własnymi kibicami potrafi dobrze grać w piłkę i wygrać z każdym rywalem. Wiem, że Michał Probierz bardzo chciałby pokonać Lechię, bo ma z tym zespołem porachunki do wyrównania. Uważam jednak, że niepowodzenia w Płocku czy Wrocławiu nie są spowodowane znakomitą dyspozycją tychże zespołów, a ułomnością Lechii. Lechii, która spokojnie mogła pozamiatać i jednych i drugich i dziś z pierwszego miejsca w tabeli obserwować, jak wygląda walka za jej plecami w grupie pościgowej. Tymczasem wpadka w niedzielę po raz kolejny rozpocznie dyskusję nad Dream-Teamem, którego wielkość jak do tej pory potwierdzają tylko mecze u siebie.
Jak będzie? Otwarty mecz, w którym i jedni i drudzy będą chcieli przejąć inicjatywę nad wydarzeniami boiskowymi. Jeżeli dobry dzień bedzie miał Krasic(czemu miałby go nagle nie mieć?), a z letargu w końcu obudzi się Rafał Wolski, to Lechia powinna wygrać walkę o piłkę. A może gra z kontry? Gdańszczanie mają świetne warunki do tego, by oddać piłkę rywalowi i spróbować zaskoczyć go grą z kontrataku. I mimo że w dalszym ciągu będę upierał się przy swoim, że to Lechia powinna umieć narzucić rywalowi swój styl gry, bo jest lepszym zespołem, to wynik tą tezę może bardzo szybko obalić. Skromne 1:0, nawet po stałym fragmencie gry przy 30% posiadaniu piłki będzie dobrym rezultatem. Mimo, że każdy w Gdańsku liczy tak naprawdę na coś więcej, na coś ekstra.
Chyba, że coś mądrego znowu wymyśli Vanja Milinkovic-Savic. Wtedy taktyka, budżety, trener, personalia, stadion i cała reszta przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.