Drugi mecz Lechii w tym sezonie, drugi wyjazdowy (żeby było jasne – dla rywala też w rzeczywistości był to wyjazd) i kolejna dawka konsternacji, niepewności oraz znaków zapytania, którą na klatę musiał przyjąć każdy sympatyk gdańskiej drużyny. Cieszy zwycięstwo, komplet punktów i… chyba na tym koniec. Pochylmy się nieco nad rozegranym na neutralnym gruncie w Lublinie spotkaniu zamykającym drugą kolejkę Lotto Ekstraklasy.

Jeszcze nie wszyscy w Gdańsku zdążyli zamówić w pubie pierwsze piwo i zasiąść przed ekranem, a już było fantastycznie. 6 minuta, Sasin fauluje Gamakova na, jak to powiedział Maciej Żurawski, „bardzo żółtą kartkę”, ale dostaje czerwo i praktycznie przez 90 minut Lechia gra w przewadze. Idealny scenariusz. Podopieczni Piotra Nowaka momentalnie przejmują inicjatywę i zamykają Górnika na jego połowie, posiadanie piłki przez nich oscyluje wokół 70%. Krasić strzela czterokrotnie, za piątym razem trafia do siatki i pierwsza połowa kończy się prowadzeniem 1-0. Trochę nisko – myślą kibice –  mogło i powinno być więcej, ale spokojnie – mamy drugą połowę, rywal osłabiony, wlepimy mu jeszcze 2-3 bramki. Inaczej po prostu być nie mogło. Ale było…

Spokojny o rozwój boiskowych wydarzeń szkoleniowiec Biało-zielonych po przerwie ściąga z boiska Krasicia i Gamakova, wchodzą Kovacević oraz Marco Paixao. Kilkadziesiąt sekund po tym, jak na murawie melduje się ten ostatni, drużyna z Łęcznej doprowadza do wyrównania. Chociaż nie, bardziej Lechia sama sobie strzela gola. Zresztą w meczowym protokole ląduje nie kto inny jak Milinković Savić, autor tego trafienia… Asystuje mu Boninho, który wjeżdża w obronę Lechii jak w masełko. Kryminał.

Reakcja  na straconą bramkę to ostatnia rzecz, jaką po stronie pozytywów można po tym meczu dopisać gdańszczanom. Trzy minuty później do siatki trafia Kuświk, ponownie wyprowadzając Lechię na prowadzenie. Wówczas jednak stała się rzecz niesłychana. Albo raczej totalnie niezrozumiała. W szeregach ekipy Nowaka zapanował taki popłoch, jakby to ona w dziesiątkę broniła skromnego prowadzenia w meczu z Realem Madryt. Nie było widać przewagi jednego zawodnika w polu, chęci pójścia za ciosem, dobicia rywala. Była rozpaczliwa obrona Częstochowy, wybijanie piłki na oślep, nerwowe odliczanie końcowych minut. W meczu z grającym półtorej godziny w osłabieniu Górnikiem Łęczna na neutralnym stadionie!! Koniec końców, cel został osiągnięty…

Jak wiemy, Lechia u siebie i Lechia na wyjazdach to dwie inne drużyny i w najbliższy weekend, na Stadionie Energia w Gdańsku mamy nadzieję zobaczyć to znacznie lepsze, nie tylko zwycięskie, ale i tłamszące przeciwników oblicze Biało-zielonych. Kilka rzeczy jednak nie daje spokoju nawet w perspektywie starcia ze strasznie słabą Wisłą Kraków, która w drugiej kolejce Ekstraklasy w Gdyni dała taki pokaz piłkarskiej żenady, że naprawdę ciężko będzie to przebić. Jakie są najpilniejsze zadania Nowaka na najbliższe dni?

1/ Gra obronna. Lechia gra bardzo ofensywnie, w konstruowanie akcji angażuje się duża liczba zawodników, w tym obrońcy, którzy w założeniu powinni grać trójką w linii, natomiast w praktyce skrajni grają prawie jak wahadłowi. Dziś akurat przyniosło to skutek, bo asysty zaliczyli zarówno Gerson jak i Wawrzyniak, ale gdy któryś z nich zapędzi się do przodu, brakuje asekuracji i w przypadku kontry w obronie panuje totalny chaos. Jeśli za model gry ustawieniem 3-5-2 uznamy w obronie reprezentację Włoch bądź Juventus z trójką: Barzagli, Chellini, Bonucci,  to do tego ideału właśnie należy dążyć. Czyli w pierwszej kolejności obrońcy bronią, a swój wkład w atak ograniczają do długiej gały posłanej za linię defensywy przeciwników zagrywanej od wielkiego dzwonu…

2/ Milinkovic Savić po raz drugi w tej rundzie wyszedł w podstawowej jedenastce i po raz kolejny zaprezentował się bardzo słabo. Obrońcy mając za plecami takiego elektryka po prostu nie mogą czuć się pewnie, być może właśnie dlatego w linii defensywnej Lechii panował istny popłoch nawet przy najmniej groźnych akcjach zaczepnych Górnika. Być może warto dać szansę młodemu Podleśnemu, albo kolejną Budziłkowi? Słabsi na pewno nie będą…W poprzednim sezonie Nowak raczej nie miał problemów z rotacją na pozycji bramkarza, a Milinković Savić w obecnej formie nie daje żadnej gwarancji, że w kolejnym meczu znów nie pierdolnie potężnego babola. Chyba już lepiej dać szansę młodym Polakom, tym bardziej przy obecnym limicie przebywających jednocześnie na boisku piłkarzy spoza UE…

3/ Szkoleniowiec gdańszczan próbuje poradzić sobie z brakiem drużyny rezerw stosując rotację (3 zmiany w pierwszym składzie w porównaniu do meczu z Wisłą Płock) i wpuszczając zmienników stosunkowo wcześnie. Krasić spokojnie mógłby pograć znacznie dłużej i zejść przy rozstrzygniętym wyniku, ale grać chcą wszyscy i Nowak najwyraźniej szuka sposobu, żeby uszczęśliwić swoich piłkarzy. I utrzymać ich w rytmie meczowym. I jeszcze te limity. Trzeba będzie kombinować. Strasznie kombinować. Ciekawe co z tego wyjdzie…


Czy po najbliższym meczu o grze gdańszczan będę mógł pisać tylko i wyłącznie w superlatywach?  W końcu zagrają u siebie i to jeszcze przeciw słabej Wiśle. Cały czas będę powtarzał, że Biało-zielonych stać w tym sezonie na podium Ekstraklasy. Co wcale nie oznacza, że Piotra Nowaka i jego piłkarzy czeka łatwe zadanie. Na pewno czeka ich wiele, wiele roboty…

 

A najbardziej fascynuje mnie fakt, że w prawie pół milionowym Gdańsku nie ma ANI JEDNEGO dobrego bramkarza. Spośród kilkunastu, którzy przewinęli się w ciągu kilku sezonów przez Lechię solidnego goalkeepera drużyna nie doświadczyła.

 

 

MICHAŁ FARAN

FOTO: dziennikwschodni.pl

KOMENTARZE