Miało nie być o Lechii. Miało nie być o derbach Trójmiasta, bo sam mecz w moim odczuciu na to nie zasłużył. Więc rozpisywał się na temat realizowania taktyki, super rezerwowego Błąda, zmarnowanej setki Kuświka ani rewelacyjnego Jałochy między słupkami nie zamierzam. Będzie za to o Flavio Paixao, któremu puściły styki. Wszystko przez to, że piłkarz Lechii zgłupiał na oczach całej Polski.

Lechia, która do szatni schodziła z jednobramkowym prowadzeniem, po przerwie kontrolowała sytuację na boisku. Nie dominowała nad drużyną z Gdyni, nie stwarzała sobie zbyt wielu klarownych sytuacji do zdobycia bramki, nie gniotła swojego rywala spychając go do głębokiej defensywy. Z mojej perspektywy – była drużyną lepszą piłkarsko, choć – jak to w piłce często bywa – to nie gwarantuje dowiezienia korzystnego rezultatu do końca spotkania. Arka po serii błędów w obronie gdańszczan doprowadziła do wyrównania. Dzięki temu złapała oddech, uwierzyła, że jest to w stanie wygrać. Mecz zaczął się od nowa. Gdy i jedni, i drudzy mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, wybitnym debilizmem pokazał się on, Flavio Paixao.

Nie wiem. Nie mam pojęcia, co strzeliło mu do głowy. Być może naoglądał się wczoraj MMA i nasłuchał Jurasa? Być może ktoś wczoraj obraził jego dziewczynę i uciekł, przez co Flavio nie mógł mu wymierzyć sprawiedliwości i dziś postanowił się na kimś wyżyć? Możemy to sobie tłumaczyć na różne sposoby, ale choćbyśmy zebrali się nawet w 14 tysięcy osób zebranych na stadionie, to NIKT nie będzie tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. O tym, że między nim, a Krzyśkiem Sobierajem wrzało w kilku stykowych sytuacjach podczas meczu, było widać od pierwszych minut. W końcu nastała 86 minuta spotkania. Moment, w którym tak naprawdę wszystko mogło się rozstrzygnąć. Moment, w którym podczas całego spotkania padło najwięcej goli w poprzednim sezonie Ekstraklasy. Gdy rywal jest zmęczony, nakreślona w przerwie taktyka coraz częściej zaniedbywana, a piłkarze zmęczeni. I Lechia zamiast przycisnąć Arkę i postarać się wyprowadzić decydujący cios musi przyglądać się, jak jeden z jej piłkarzy zaczyna bawić się w Bruce’a Lee. Bez kontaktu, w sytuacji, w której inteligentni napastnicy łapią oddech i rozkminiają, jak zadać decydujący cios, Flavio postanowił pokazać całemu światu, jak radzi sobie we wszechstylowej walce wręcz. Wysoko podniesiony łokieć skierowany prosto w twarz obrońcy żółto-niebieskich. Co potem? Pretensje do sędziego, a jakże! Nie dość, że zwariowałem i okazałem się największym szaleńcem w piłkarskiej Polsce, to jeszcze szukam sprawiedliwości będąc w pełni przekonany, że nie mam racji. Dla mnie? Krańcowy przykład ludzkiej głupoty pokazany w kilka sekund.

O tym jednak, że mecz piłkarski rozgrywa się nie tylko w nogach, ale przede wszystkim w głowach piłkarzy, chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Tym razem Portugalczykowi przegrzała się głowa. Nie wytrzymał ciśnienia. Flavio zwariował i nie mógł poradzić sobie w sytuacji, gdy ktoś wywierwał na nim presję. Kto wie, być może Sobieraj chodził za nim i przy każdej nadażającej się okazji szeptał mu do ucha wierszyk ubliżający jego rodzinie? Może obrażał jego ojczyznę lub po prostu wyzywał go od najgorszych umiejszając jego piłkarskim umiejętnościom? Tego się jednak nie dowiemy. I pomimo, że mecz zakończył się sprawiedliwym 1:1, to w tej psychologicznej przepychance to Paixao został brutalnie znokautowany przez Sobieraja. Choć jeszcze przed meczem wydawałoby się, że piłkarska jakość wyraźnie przemawia za Flavio. Jak widać – głowa nie idzie w parze z tym, co idzie wypracować na treningu. Panie Paixao, nad głową też można popracować! Są ludzie, którzy się w tym specjalizują.

I tak sobie myślę, że trochę się temu Flavio upiekło. Bo gdyby Lechia przegrała, to wtedy zaczęłaby się dyskusja i analiza tej boiskowej błazenady. W tej sytuacji jednak znajdą się tacy, którzy będą jego zachowania bronić. Bo Pan Piłkarz miał swoje powody. Prosimy Pana Piłkarza nie denerwować, bo ten jeszcze strzeli focha.

KOMENTARZE