Tragiczny, nieudolny, bez pomysłu. W skrócie: kiepski. Taki był zespół Lechii Gdańsk na początku sezonu w poprzednich latach. Gdy wszyscy grzali się w blokach i czekali aż rozpoczną się nowe rozgrywki, kibice Lechii ze zdenerwowania obgryzali paznokcie. To trochę jak szkolny urwis, który czeka aż mama wróci z wywiadówki. Wie, że czeka go lanie, ale nie wie jak temu zaradzić. Dziś sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej. Początek sezonu za nami, piłkarze mają już w nogach 12 ligowych spotkań, a Lechia w tabeli prowadzi. Nie zanosi się, by chciała komuś te prowadzenie oddać.
Nigdy nie rozumiałem w futbolu pewnych zależności. Są dziennikarze, którzy uwielbiają różnego rodzaju wyliczanki, prawo serii, tworzą pewne zależności. Gdy czytam, że zespół X nigdy nie wygrał z zespołem Y na ich boisku, to zaczynam się zastanawiać. Jak to możliwe? W ostatnich 20 latach ani razu nie wygrali z nimi choćby raz? Przecież te 20 lat przez oba kluby przewinęły się 3 pokolenia piłkarzy, które nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego. Tworzy się ideologie i próbuje się im przypisać w miarę spójną logikę. Dla mnie? Przypadek. Nie widzę żadnej zależności, która mogłaby sensownie wytłumaczyć, że – dajmy na to – Pogoń nie wygrała w 1994 roku z Wisłą i dziś znowu przegrać powinna. Żadnej.
Dlatego tym bardziej zastanawiam się, jak taka drużyna jak Lechia regularnie mogła tak źle wchodzić w sezon. Pucharowicz – rozumiem. Trzeba przygotowywać się dużo szybciej do sezonu i godzić obowiązki gry w Europie z rozgrywkami ligowymi. Lechia jednak w pucharach nie grała, a co raz dostawała po głowie od kolejnych rywali. Żadnej zależności znowu jednak w tym wszystkim nie dostrzegam, bo co roku w ekipie biało-zielonych grali inni piłkarze, prowadzeni przez innego szkoleniowca grając przeciwko innym rywalom.
Byli jednak w lipcu i tacy, którzy wieszczyli Lechii kolejne słabe wejście w sezon. Dlaczego? „Bo Lechia zawsze kiepsko wchodzi w sezon”.
Dziś sytuacja wygląda tak – Lechia przewodzi w tabeli z 25 punktami na koncie. Co prawda pierwsze spotkanie biało-zieloni przegrali, ale potem było już znacznie lepiej. Wygrane spotkanie z Jagiellonią, Zagłębiem i Lechem pokazały, że ekipa Nowaka w tym roku nie celuje w „lepszą ósemkę” lub – jak się zwykło w Gdańsku mówić – o „europejskie puchary”. W grę wchodzi tym razem pełna pula, czyli… mistrzostwo Polski. Tak, nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Choć Kowalski z Nowakiem (nie tym Nowakiem) zaczną się zaraz ostentacyjnie pukać po czole emanując swoje niedowierzanie, to wydaje się, że tak właśnie trzeba postawić sprawę w tym momencie. Żeby było jasne – nie dajmy się zwariować. Takie spotkanie, jak te niedawno z Legią tylko pokazuje, jak wiele trzeba jeszcze poprawić.
Dlaczego Lechia? Bo:
- Drużyna, która rok w rok, sezon w sezon dostawała bęcki od każdego na początku sezonu, teraz zaliczyła bardzo dobry start,
- Lechia nie gra już w Pucharze Polski,
- Najgroźniejsi rywale Lechii w walce o tytuł mistrzowski są daleko za jej plecami (Lech – miejsce 7, 9 punktów mniej, Legia – miejsce 13, 12 punktów mniej),
- Legia gra w Lidze Mistrzów. Czyli pomiędzy Koroną, a Cracovią do Warszawy przyleci Real, a między Jagiellonią, a Śląskiem, mistrz Polski uda się do Dortmundu),
- Lechia, mimo że nie zawsze gra dobrze, to wygrywa mecze,
- Legia gra bardzo słabo i meczów nie wygrywa,
Chwila, chwila – wiem! Podział tabeli. Coś, na co przez ostatnie lata najbardziej narzekali właśnie kibice Legii, dziś jest dla nich światełkiem w tunelu. Wydaje mi się, że końcówka października to nie jest odpowiedni moment, by cokolwiek prognozować i nie będę wróżył z fusów na temat tego, jak tabela będzie wyglądała za 18 kolejek. Mogę jednak sprawdzić, co czeka Lechię w kilku najbliższych meczach. Oto terminarz:
- 13 kolejka: Lechia Gdańsk – Piast Gliwice
- 14 kolejka: Arka Gdynia – Lechia Gdańsk
- 15 kolejka: Lechia Gdańsk – Pogoń Szczecin
- 16 kolejka: Lechia Gdańsk – Wisła Płock
- 17 kolejka: Lechia Gdańsk – Górnik Łęczna
Tak wygląda terminarz najbliższych 5 kolejek. Cztery spotkania domowe i jeden wyjazd do Gdyni. Biorąc pod uwagę, że od kiedy stery nad gdańską drużyną przejął Nowak, to w 13 meczach u siebie, gdańszczanie aż 11 spotkań wygrali, raz remisując i raz wygrywając. Gdy skuteczność ta zostanie podtrzymana, świat nie wywróci się nagle do góry nogami i z rywalami, którzy z pozoru nie wydają się zbyt wymagający, Lechia się nie pogubi i zagra swoje, to swoim najgroźniejszym przeciwnikom może jeszcze na tym etapie sezonu odskoczyć. Oczywiście nie jestem szaleńcem, który prognozuje, że Lechia w 5 meczach zainkasuje pewne 15 punktów – nic z tych rzeczy. Spojrzałem jednak również w terminarz Legii. Poza wymienionymi już przeze mnie wcześniej spotkaniami z Realem i Borussią w domu Wojskowi zagrają z Lechem i Cracovią. Trzy mecze wyjazdowe natomiast to kolejno Korona, Jagiellonia i Śląsk.
Na samym końcu chwila o meczu Arki z Lechią, który już niedługo. Ktoś powie – spotkanie derbowe rządzi się swoimi prawami. Kochani, to tylko wasze gadanie. Piłkarze (zarówno Arki, jak i Lechii) mają w nosie, czy na przeciw nich stają rywale z Białegostoku czy Krakowa. Siedzi sobie taki Wojtkowiak z Peszko i cieszą się tylko, że nie muszą nigdzie daleko jechać. Reszta? Bez różnicy. Cała ta otoczka ma tylko podgrzać spotkanie, które tak naprawdę nikogo w obu zespołach nie grzeje. Tak się składa, że podczas ostatnich derbów Trójmiasta z obecnych kadr obu zespołów w meczu zagrał tylko Miroslav Bożok, który w międzyczasie dzielącym ostatnie derby od tych, które dopiero przed nami grał w Bełchatowie, Michalovcach i Łęcznej. Więc emocje będą, ale na trybunach. Piłkarzy ta napinka zupełnie nie dotyczy.
Czy to ma szansę się udać? Trudno powiedzieć. Fakty są jednak takie, że w momencie, w którym Lechia zazwyczaj traciła najwięcej, teraz jest na plusie. Kolejne spotkania, i – co najważniejsze – kolejne mecze u siebie mają to wszystko tylko potwierdzić. Bo gdy drużyna nie jest w formie, a wygrywa spotkania, to chyba nie jest źle, prawda? Cecha klasowych zespołów – tak to ktoś kiedyś mądrze powiedział.