Mirosław Żórawski, czyli dyrektor sportowy Budowlanych Łódź udzielił mi wywiadu tuż przed spotkaniem Pucharu Polski w rugby przeciwko Ogniwu Sopot. Wczoraj na stronie pojawił się wywiad z kapitanem Sopocian, dziś głos w tej sprawie zabrał przedstawiciel mistrzów Polski. Zapraszam!

Jak się czujecie? Udziela wam się już atmosfera tego, co wydarzy się jutro w Łodzi o godzinie 13?

Mirosław Żórawski: Zdecydowanie. Jesteśmy gotowi na jutrzejsze spotkanie i bardzo chcemy wygrać, by sięgnąć w 2016 roku po podwójną koronę, czyli coś, co udało się osiągnąć ostatnio w 2009 roku, kiedy to ja byłem trenerem Budowlanych i w jednym roku sięgnęliśmy po oba trofea. Przebieramy już nogami pod stołem, chcemy wyjść na boisko już teraz i pokazać na co nas stać. Muszę przyznać, że jestem w dobrej myśli przed jutrzejszym meczem i cieszę się, że po raz pierwszy w tym turnieju będziemy mieli do dyspozycji wszystkich zawodników naszego zespołu. Wcześniej zawsze ktoś wypadał przez kontuzje – raz był to Vertyletskyi, raz Reksulak, innym razem Pogorzelski nie był w pełni sił. Jutro będzie inaczej, jutro mamy ten komfort, że każdy może wystąpić.

Historia sportu pamięta takie przypadki, w których zawodnicy rezerwowi zastępujący tych podsawowych radzili sobie bardzo dobrze i nie było widać tych braków. W waszej grze jest co poprawiać?

MŻ: Z pewnością. Mieliśmy swoje problemy kadrowe, jutro na szczęście już nie musimy się z nimi borykać i to mnie bardzo cieszy. Pięć z sześciu spotkań udało nam się wygrać, ale to nie były łatwe mecze. W trzeciej kolejce ulegliśmy ekipie z Siedlc, więc mankamenty w naszej grze były i jeśli chcemy jutro zdobyć puchar, to musimy się ich wystrzegać. Ogniwo gra ciekawe rugby i jeśli my nie zaprezentujemy się dobrze, będziemy popełniali wiele niewymuszonych błędów, to oni będą potrafili to wykorzystać.

Zdaje sobie Pan sprawę z tego, że właśnie te spotkanie z Pogonią było najczęściej analizowanym meczem przez trenerów Ogniwa?

MŻ: Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę. Nie wyobrażam sobie sytucji, w której ktoś by tego nie robił. Bardziej Karola Czyża i ludzi z jego sztabu interesuje mecz, który przegraliśmy, niż ten, w którym pokonaliśmy drużynę z Lublina 52 do 7 – to naturalne.

W moim odczuciu mieliście trudniejszą grupę w Pucharze Polski. Zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?

MŻ: Też tak uważam. Szkoda, że nikt nie pomyślał, aby po sześciu spotkaniach rozegrać półfinały, w których zespoły z obu grup mogłby się skonfrontować na krzyż – pierwszy z naszej grupy z drugim zespołem z tamtej i na odwrót. Wtedy mielibyśmy większe rozeznanie, kto na jakim poziomie znajduje się jeszcze przed finałem. Co do jednej rzeczy nie ma jednak wątpliwości – zarówno my, jak i Ogniwo byliśmy najlepsi w swoich grupach. To pokazało boisko, a ono nigdy nie kłamie. Sopocianie mieli u siebie Lechię, od której okazali się lepsi, my mieliśmy Pogoń. W finale zatem zagrają ze sobą dwie obecnie najlepiej grające ekipy w kraju.

Które spotkanie z Lechią wy analizowaliście bardziej wnikliwie? Pierwsze czy drugie?

MŻ: Niestety to drugie. Niestety, bo stało one na niższym poziomie. Mamy ten mecz nagrany, sztab trenerski analizował je bardzo wnikliwie i swoje na temat Ogniwa wiemy. To jednak, że dobrze rozpracowaliśmy swojego rywala o niczym nie świadczy. Każdy mecz jest inny i ten jutrzejszy też będzie rządził się swoimi prawami. Ogniwo wie dużo o nas, my o nich. W tym nie upatrywałbym naszej przewagi.

Co jest najlepszego w drużynie Ogniwa?

MŻ: To, że są nieprzewidywalni. Od 2003 roku, kiedy to Ogniwo zaliczyło znakomity sezon, drużyna ta spuściła z tonu. Na dłuższy czas nie była widoczna w rywalizacji o najwyższe cele w Polsce z tymi najlepszymi, a dziś znowu jest w czubie. Mówiłem to już dwa lata temu. Zespół znad morza wykonuje stopniowy progres i kwestią czasu jest, kiedy namieszają w walce o medale. Tak się stało i ja się bardzo z tego cieszę. Doceniam ten skok jakościowy, bo to nie jest łatwe zadanie, a im to się udało.

Czy wpływ na wasze podejście do jutrzejszego spotkania ma to, co wydarzyło się przed rokiem? Mówię o 21 listopada i spotkaniu, które Ogniwo wygrało z wami 34:20. Co ciekawe, to było pierwsze zwycięstwo Sopocian nad waszę ekipą od ponad 12 lat.

MŻ: My na to w ten sposób nie patrzymy, nie wracamy do tego spotkania, ale wtedy to dla wielu sympatyków rugby była spora niespodzianka. Byliśmy faworytem w meczu, którego ostatecznie nie potrafiliśmy wygrać. Dziś nie nazywamy się faworytem. Jesteśmy mistrzem Polski, ale nie wywieramy na sobie presji. Wiemy, że finał to dosyć specyficzne spotkanie, trochę inne niz zwykła rywalizacja o ligowe punkty i wszystko na boisku może się wydarzyć.

Wy siebie nie stawiacie w roli faworyta, ale media i kibice już tak. Atut własnego boiska, aktualny mistrz Polski…

MŻ: Zdajemy sobie sprawę, że na papierze jesteśmy faworytem, ale chcę jeszcze raz powtórzyć moją wcześniejszą wypowiedź – doceniamy Ogniwo Sopot. Mamy do nich szacunek. To, że gramy na własnym boisku? Super sprawa. To, że jesteśmy mistrzem Polski i ewentualna porażka byłaby odebrana przez wielu jako sensacja? Wszystko się zgadza. Nie dopuszczamy do siebie informacji, że może nam się nie udać – nie ma takiej opcji. Rozgraniczamy jednak bucowatość od pewności siebie.

Pan bardzo ciepło wypowiada się na temat Ogniwa, a Piotr Zeszutek w kwietniu mówił mi, że obecnie Budowlani są najlepiej zorganizowanym i najlepiej grającym klubem rugby w Polsce. Jak Pan się do tego stwierdzenia odniesie?

MŻ: Cieszę się z takim zdaniem Piotrka i muszę nieskromnie powiedzieć, że zdaje sobie sprawę, że to wszystko zaczyna coraz lepiej wyglądać. Przez 30 lat byłem trenerem, od kilku lat jestem dyrektorem sportowym w Budowlanych. Pamiętam wszystki zmiany i krok po kroku budowanie tego, co mamy teraz. Jestem zadowolony z kondycji klubu, ze sportowego poziomu zespołu. Chcemy się jednak rozwijać i mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziemy wyglądać coraz bardziej profesjonalnie.

W środowisku rugby pojawiło się wiele kontrowersji na temat Pucharu Polski. Jak Pan się odniesie do samych rozgrywek, formuły rozgrywania tego sezonu i poziomu sportowego? Gdzieś pojawiają się głosy, że za rok Pucharu Polski może już nie być.

MŻ: Pucharu Polski na pewno nie będzie i chyba dobrze, że tak się stanie, bo ktoś na siłę próbował wskrzesić rozgrywki, które nie miały szans, aby na stałe zagościły w kalendarzu polskiego rugby. Nadano im poważną rangę chcąc kibicom dostarczyć dodatkowych emocji, co moim zdaniem się nie udało. Nie oszukujmy się – sportowo również nie wyglądało to rewelacyjnie. Niektórzy odpuszczali celowo, wielu osobom nie było to na rękę.

Emocje już się udzielają? Słyszę w głosie pasję, ekscytację.

MŻ: Dobrze słyszysz. Nie mogę się doczekać. Jutro jest Dzień Niepodległości, czyli święto narodowe. Po raz pierwszy tak ważne spotkanie zostanie rozegrane właśnie 11 listopada. Cała otoczka wokół meczu, również z tego względu, będzie zatem wyjątkowa. Do tego dwie najlepsze drużyny w kraju, mecz o finał, wielu kibiców. Naprawdę czuję, że czeka nas znakomite sportowe widowisko. Spotkanie wyjątkowe, w którym wygra drużyna lepsza. Mecz, w którym oba zespoły będą chciały pokazać to, co mają najlepszego do zaoferowania. Wierzę, że pokażemy dobre rugby. Wierzę, że to my wygramy.

 

KOMENTARZE