Z Maciejem Stachurą, czyli trenerem rugbistów Arki Gdynia podsumowałem zakończony niedawno sezon Ekstraligi. Trochę o tym co było przed laty, trochę o planach na przyszłość. Kilka ciekawych wniosków i zakulisowych informacji. Zapraszam!
Serce Cię bolało jak Lechia trzykrotnie zdobywała mistrzostwo Polski?
Maciej Stachura: Nie, dlaczego? Dla mnie najważniejsze jest to, żeby Arka grała jak najlepiej. Dużo osób mówi o rywalizacji naszej i Lechii, ale o złoty medal od lat biją się również Budowlani, a teraz do ścisłej czołówki dołączyło również Ogniwo. My skupiamy się na sobie, więc dla nas jedyną bolączką było to, że to nie my jestesmy najlepsi w Polsce.
Cofając się do waszego poprzedniego mistrzostwa – tego z 2011 roku, pamiętam, że wiele osób w środowisku rugby to w was widziało potencjał ku temu, żeby ligowe rozgrywki zdominować na kilka następnych lat.
MS: Wiesz co, liga jest już na bardzo wyrównanym poziomie. W tych meczach na szczycie różnice pomiędzy zespołami są naprawdę niewielkie i o tym , kto wygra z danej rywalizacji wyjdzie zwycięsko decydowały szczególy. W finale z 2013 roku my prowadziliśmy z Gdańskiem, a koniec końców przegraliśmy 22:27, więc ta rywalizacja była bardzo zacięta. Wiem, że pojawiały się takie głosy, ale my też mieliśmy po drodze swoje problemy. Poza tym, to jest sport i tu każdy chce wygrać.
Pytałem o to Karola Czyża, pytałem Pawła Lipkowskiego, więc zapytam również i Ciebie – lepiej, żeby mistrz Polski był z Trójmiasta, czy żeby mieszkał gdzieś daleko od morza?
MS: Dla trójmiejskiego rugby lepiej, żeby mistrz Polski był nad morzem. To dodaje prestiżu tej dyscyplinie sportu i takiego lokalnego splendoru, że najlepsza drużyna w Polsce jest z Gdańska, Gdynii czy Sopotu. W ostatnich latach Arka i Lechia szły bardzo mocno i między sobą toczyły walkę o ligowy byt. To cieszy, bo popularność i wiedza o rugby w Polsce jest dzięki temu coraz większa. Gdy weźmiemy pod uwagę również fakt, że Ogniwo zdobyło po dłuższej przerwie medal mistrzostw Polski, to lokalne środowisko rugby może na tym tylko zyskać. Bo ludzie będą się emocjonować spotkaniami już nie tylko Lechii i Arki, ale również sopockiej ekipy, która – trzeba przyznać – również radzi sobie coraz lepiej.
A ten tytuł sprzed roku to był cel/marzenie czy po prostu kolejny krok, który udało się zrealizować?
MS: Kolejny krok. Udało nam się utrzymać przez kilka lat zespół, który coraz dojrzalej wyglądął i który miał wielkie szansę, by w końcu ligę wygrać. Zaprocentowało doświadczenie i rutyna, a mistrzostwo to był taki cel, o którym wielu chłopaków marzyło. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie to osiągnąć – czuliśmy się na to gotowi.
Który tytuł cieszył bardziej – ten sprzed roku, czy ten sprzed 5 laty?
MS: Trudne pytanie. Chyba ten pierwszy. Historyczne mistrzostwo, które miało dla nas wielkie znaczenie. Żeby było jasne – mistrzostwo sprzed roku ma również dla nas ogromne znaczenie.
W tym wąskim gronie faworytów do mistrzowskiego tytułu trzykrotne z rzędu zdobycie złotego medalu na krajowym podwórku po raz ostatni miało miejsce w latach 2002-2002 również za sprawą gdańskiej Lechii. Marzyliście o swoim tryplecie?
MS: Generalnie była taka możliwość, bo bardzo dobrze rozpoczeliśmy poprzedni sezon i przez jesień przebrnęliśmy bez większych problemów. Wrzesień, październik i listopad to była ta Arka, która jeszcze kilka miesięcy wczesniej zdobywała mistrzostwo Polski i tą klasę naszego zespołu widać było w praktycznie każdym spotkaniu. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jesień i wiosna w Ekstralidzie, to zupełnie co innego, ale forma w jakiej weszliśmy w sezon była imponująca.
Arka zawsze walczy o złoty medal?
MS: Pewnie, że tak. A o co niby mamy walczyć? Interesują nas tylko najwyższe cele.
Wróćmy do tych wydarzeń najświeższych – jest lipiec 2015 roku i przygotowujecie się do sezonu, w którym obronić chcecie tytuł mistrzowski. Dla was to niezwykle wymagająca kampania, bo powszechnie wiadomo, że najturdniej jest uciekać przed swoimi rywalami niż ich gonić.
MS: Naszym celem było to, żeby wszyscy zawodnicy byli zdrowi. Gdy tak się dzieje to możemy grać wypracowanym przez nas stylem, dzięki któremu zdobyliśmy tytuł najlepszej drużyny w kraju. Potwierdzeniem moich słów jest zeszła jesień, w której przez całą rundę byliśmy w optymalnej formie i poza jedną porażką z Lechią na wyjeździe, wszystkie spotkania wygraliśmy.
Ja przeglądałem prawdę mówiąc statystyki z zeszłych sezonów i rzadko kiedy zdarza się, by jedna drużyna aż tak zdominowała jesień, jak wy.
MS: Sam widzisz – mieliśmy ten sam skład, który zdobywał mistrzostwo i niejako siłą rozpędu kontynuowaliśmy swoją dobrą passę. Między rozgrywkami była krótka przerwa, więc mieliśmy świeżo w pamięci to, co wydarzylo się na koniec poprzedniej kampanii i to pomagało nam wygrywać kolejne spotkania.
Znakomita jesień pomogła utwierdzić was w przekonaniu, że jesteście najlepszą drużyną w Polsce, czy pojawiło się rozpreżenie i przeświadczenie, że nikt nie jest was pokonać?
MS: Nie myślimy tymi kategoriami. Zawsze staramy się planować przyszłość i skupiamy się na kolejnym spotkaniu, które należy wygrać. Każdy zdawał sobie sprawę, że runda rewanżowa będzie zdecydowanie trudniejsza, bo nasi rywale wzmocnią się zimą zawodnikami z Polski i z zagranicy. My natomiast mieliśmy świadomość tego, że żaden obcokrajowiec nie dołączy do nas w przerwie zimowej.
Czy poza kontuzjami i tym brakiem wzmocnień, o którym przed chwilą powiedziałeś, Arka musiała borykać się jeszcze z jakimiś problemami?
MS: Głównie problem były kontuzje, bo ja pamiętam spotkania, w których brakowało nam ośmiu/dziewięciu zawodników z tego mistrzowskiego składu, a na naszej ławce zasiadało trzech chłopaków. Trudno jest w takiej sytuacji walczyć o tytuł najlepszej drużyny w Polsce.
Rok kalendarzowy zakończyliście w bardzo efektowny sposób, by po wznowieniu rozgrywek przegrać z Ogniwem, wymęczyć zwycięstwo z Pogonią Siedlce i przegrać z Orkanem Sochaczew. To była wypadkowa tego, o czym przed chwilą mówiłeś?
MS: Zdecydowanie. Nie byliśmy w stanie poradzić sobie z tymi problemami i załatać luk w składzie. Zaczęło się to wszystko coraz bardziej rozjeżdżać.
Nikt nie spodziewał się 16 kwietnia, że wygrane spotkanie ze Skrą będzie waszym ostatnim zwycięstwem w sezonie.
MS: No niestety – jak nie idzie, to nie idzie. Te końcówki sezonów zazwyczaj nie szły nam najgorzej. W poprzednich latach nasz zespół wzmacniał chociażby Mateusz Bartoszek czy Craig Bachurzewski, ale teraz mieli oni swoje obowiązki w klubach i wspomóc nas nie mogli.
Arka po tych kilku spotkaniach była zrezygnowana? Czy w zespole wyczuwalny był lęk przed tym, że coś, co jeszcze niespełna rok temu było pięknym snem, teraz może okazać się koszmarem?
MS: My nie czuliśmy lęku przed nikim, ale widzieliśmy, że to już nie jest to. Że nasza forma nie jest najwyższa, a do problemów z kontuzjami doszło jeszcze wiele innych czynników, które w końcowym rozrachunku miały wpływ na wynik sportowy. Zabrakło jakości i tej synergii, która przed rokiem była naszym znakiem firmowym.
Do tego pojawił się ten wyjazd do Irlandii na mecz towarzyski i walkower w meczu z Budowlanymi, o którym bardzo dużo mówiło się swego czasu.
MS: Dostaliśmy zaproszenie na dni polskie w Irlandii przez Leinster, czyli jedej z najlepszych zespołów na świecie i z niego skorzystaliśmy. Ta impreza W Irlandii to wielkie święto nie tylko kulturowe, ale i sportowe, więc propozycja wydawała się dla nas niezwykle kusząca. Złożyliśmy pisemną prośbę do związku i do Budowlanych, żeby przełożyć to spotkanie na inny termin, ale Łódź na naszą propozycję się nie zgodziła.
Budowlani tłumaczyli się tym, że fax otrzymali dzień przed meczem.
MS: Ale tak nie było. Nie chce teraz rozmawiać o szczegółach, bo to członkowie zarządu podjęli decyzję o walkowerze, ale temat był poruszany już dużo wcześniej.
Budowlani nie chcieli o tym wiedzieć szybciej?
MS: Być może. Fakt też jest taki, że nie było zbyt wielu wolnych terminów i pamiętam, że w grę wchodziły jedynie terminy w środku tygodnia. Budowlani to są Budowlani i oni są nastawieni głównie na swoje korzyści i nie interesują ich nasze sprawy.
Jak podchodziłeś do tych decydujących spotkań przeciwko Ogniwu Sopot? Bo mimo wszystko to wy byliście faworytem w meczach o brązowy medal.
MS: Teoretycznie może i byliśmy faworytem, ale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że Ogniwo zrobiła olbrzymi skok jakościowy, tworzą wokół siebie naprawdę fajny klimat i widać, że tam wiele spraw zmierza we właściwym kierunku. Wypadł nam Dawid Banaszek i wiedziałem, że bez niego poradzić sobie z sopocką drużyną będzie niezwykle trudno. To były wyrównane i trudne mecze, w których przy odrobinie szczęścia to my mogliśmy okazać się lepsi. Stało się jednak inaczej i brązowy medal, który w końcowym rozrachunku nie byłby złym rezultatem, przeszedł nam przed nosem i pierwszy raz od wielu lat musieliśmy obejść się bez medalu.
Wiele razy już po sezonie myślałeś o tym, co wydarzyło się przez ostatnie kilka miesięcy? Analizowałeś to, szukałeś przyczyn takich, a nie innych rozstrzygnięć?
MS: Trochę nad tym myślałem, ale bardziej skupiam się na tym, co nas czeka w przyszłości, bo tak naprawdę tylko to ma teraz znaczenie. Musimy spotkać się z zarządem i przegadać kilka tematów. Jest kilka kwestii, o których porozmawiać trzeba i wspólnie trzeba sprecyzować plany, by za rok cieszyć się z lepszych rezultatów.
Jakie jest stanowisko trenera? Będą wzmocnienia?
MS: Najprawdopodobniej przed sezonem nie będzie wzmocnień, a naszym celem będzie to, aby utrzymać ten skład, którym dysponowlaiśmy w poprzedniej kampanii. Chcemy do pierwszej drużyny stopniowo wprowadzać młodzież i zagrać równą, dobrą jesień.
Jakie są zatem cele Arki na kolejny sezon? Znowu walczymy o pełną pulę czy spokojniej podchodzicie do tego, co czeka was w niedalekiej przyszłości?
MS: Spokojnie podchodzimy do kolejnych etapów przyszłego sezonu. Szczególnie, że forma rozgrywek w tym roku jest bardzo dziwna.
Zdecydowanie inaczej to wygląda niż przed laty.
MS: Do końcu roku rozgrywamy puchar, a dopiero potem zaczyna się normalny sezon. Rozgrywki pucharowe podzielono na dwie grupy liczące po cztery drużyny, z czego my jesteśmy z Łodzią, Lublinem i Siedlcami. Czyli w tym roku nie zagramy żadnego spotkania z Lechią i Ogniwem. To nie jest dla klubu dobra informacja, bo nasi kibice do końca roku nie obejrzą żadnego spotkania derbowego.
Widzę, że nie jesteś zadowolony z tego faktu.
MS: Jestem bardzo niezadowolony, bo my gramy dla kibiców, którzy zobaczą nas w tym roku prawdoodobnie trzy razy. Do tego potencjalny finał ma być również wcześniej zaplanowany i wielce prawdopodobne, że odbędzie się on na nautralnym gruncie. Czyli nie mamy się z czego cieszyć, bo te spotkania rozgrywane w Trójmieście z naszymi sąsiadami były od dawien dawna momentami, na które czekało wielu sympatyków Arki.
Dziękuję za spotkanie i życzę więcej uśmiechu, bo widzę, że mimo wszystko trochę Cię te niepowodzenia Arki z zeszłego sezonu dotknęły.
MS: Ja na to wszystko patrzę realnie i staram się obiektywnie patrzeć na naszą sytuację. Musimy wziąć się do roboty i jeszcze więcej pracować nad sobą, bo tylko w taki sposób jesteśmy w stanie znowu grać na miarę własnych oczekiwań.