Michał Adamczewski to trener od przygotowania fizycznego, który obecnie współpracuje z ONICO AZS Politechniką Warszawską. Ma pod swoimi skrzydłami ponadto wielu zawodników, których prowadzi indywidualnie. W przeszłości pracował w Koronie Kielce, Lechii Gdańsk oraz Wiśle Kraków, a w wywiadzie powiedział, dlaczego Jakub Wawrzyniak jest dla niego wzorem profesjonalisty. Jak wiele zależy od przygotowania fizycznego i dlaczego dobre relacje z drużyną pomagają w osiąganiu dobrych wyników. Kto jest jego mentorem i dlaczego nigdy nie będzie w pełni zadowolony z wykonanej przez siebie pracy. Zapraszam!
Wywiad ukazał się na portalu www.laczynaspasja.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Piłkarze odpoczywają, siatkarze mają wolne, koszykarze są na wakacjach. Ty jednak na brak zajęć nie narzekasz.
Michał Adamczewski: Nie, absolutnie, cały czas mam co robić. Prowadzę wielu zawodników indywidualnie, więc są oni teraz przeze mnie „dopieszczani”. Okres przygotowawczy z ONICO AZS Politechniką Warszawską rozpocznie się na początku sierpnia. W klubie stworzyła się fajna ekipa, z trenerem Stephanem Antigą w roli trenera i Pawła Zagumnego w charakterze Dyrektora Sportowego, więc najprawdopodobniej będziemy mieli wszystkie warunki stworzone do tego, by trenować i w spokoju przygotowywać się do kolejnego sezonu.
Chyba lubisz okres przygotowawczy, co?
MA: Ja? Każdy okres ma swoje plusy i minusy. Pracy przeważnie jest tyle samo, różnica polega tylko na specyfikacji treningu. Ja jako trener, w okresie przygotowawczym mam więcej czasu na takie elementy jak rozgrzewka, rozciąganie – organizmy więcej pracują, więc trzeba dbać o dobre przygotowanie do treningu. Mam też troszkę więcej czasu na trening siłowy, wszystkie elementy muszą funkcjonować bez zarzutu, jeżeli drużyna czy zawodnik chcą wejść w sezon w optymalnej formie. Nad przygotowaniem fizycznym pracuje się jednak przez pełne 12 miesięcy. Ja swoją pracę lubię i staram się cały czas uczyć oraz poszerzać wiedzę.
W czasie urlopu też trwa okres pracy nad przygotowaniem fizycznym?
MA: To wszystko zależy od zawodnika i od tego, w jaki on sposób podchodzi do swoich obowiązków. Są w naszej lidze piłkarze, którzy zwrócili się do mnie z prośbą, abym pomógł im w przygotowaniu fizycznym. Zależy im na tym, chcą się w tym aspekcie poprawić. Wiadomo, że w czasie wakacji trudniej jest utrzymać rygor i pracować nad sobą, ale profesjonalista znajdzie godzinkę w ciągu dnia, żeby porozciągać się i zrobić odrobinę ćwiczeń siłowych. Mięśnie są wtedy w tak zwanej aktywacji i po powrocie do klubu zawodnik nie narzeka na ból. Cechy motoryczne nie schodzą do nie wiadomo jakiego poziomu i organizm jest praktycznie gotowy do tego, by rozpocząć okres przygotowań do kolejnego sezonu.
Robisz odczyt badań wydolnościowych po dwutygodniowym odpoczynku od treningów i łapiesz się za głowę?
MA: Nie, dlaczego? Tylko raz w swojej karierze nie złapałem wspólnego języka z drużyną i w klubie tym nie pracowałem długo.
Mówisz o Koronie Kielce, prawda?
MA: Tak, chodzi o Koronę. Tam się nie dogadaliśmy, nie wszyscy słuchali moich poleceń. Generalnie gracze robią to, co im sugeruję. Gdy zaplanowany jest wcześniej okres przygotowań do sezonu, to pewne zajęcia trzeba wykonać. Taka kolej rzeczy – są elementy, bez których nie można podejść do sezonu. W Koronie akurat nie byłem, gdy drużyna przygotowywała się do rozgrywek. Od razu musiałem nadrobić przygotowanie fizyczne chłopaków, bo mieli ogromne braki, co przekładało się bezpośrednio na wyniki, które wtedy Korona osiągała. Oni wtedy byli w stanie rozgrywać spotkanie co 14 dni. Problem polegał na tym, że w profesjonalnym futbolu w piłkę się gra dwa razy w tygodniu. Myślę jednak, że po czasie każdy zrozumiał, co nie wyglądało tak, jak powinno wyglądać. Ja jestem dziś w zupełnie innym miejscu, też trochę się zmieniłem (śmiech), oni też nie są tymi samymi zawodnikami. Każdy ma się dobrze.
Jak my wyglądamy na tle innych lig europejskich pod względem przygotowania fizycznego?
MA: Trzeba sobie powiedzieć jasno: największy problem, z jakim się zmagamy, to problem infrastrukturalny. Jeżeli będziemy mieli do dyspozycji idealnie boisko, które będzie przypominało stół, to będziemy w stanie zaplanować lepiej okres treningów pod kątem cech motorycznych. Piłkarze będą grali dzięki temu szybko, będzie właściwa arytmia – przyśpieszenie, zwolnienie. Jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne, to Legia prowadzona przez Besnika Hasiego wyglądała dużo gorzej niż Jacka Magiery. Pokazały to chociażby mecze z Realem Madryt czy Borussią Dortmund, podczas których drużyna prowadzona przez Trenera Magierę wyglądała coraz lepiej. Bardzo często w piłce dany zawodnik jest w stanie zagrać lepsze spotkanie, gdy jest dobrze przygotowany fizycznie do meczu. Bardzo często za ocenę, czy dany zawodnik jest gotowy do grania w poważną piłkę, służy jego wyjazd za granicę. Jeżeli pojedzie do lepszej ligi i mocniejszego klubu, będzie jednym z wielu, konkurencja będzie duża i tam sobie poradzi, to będzie świadczyło, że fizycznie również nie odstaje od swoich konkurentów. Bardzo często jest jednak tak, że mimo wszystko polski piłkarz nie może sobie z tym poradzić i przegrywa tę rywalizację. Choć oczywiście są i tacy, który pod względem przygotowania fizycznego nie odstają i radzą sobie. Sławek Peszko dla przykładu jest fizycznie znakomicie przygotowany do gry i spokojnie poradziłby sobie w innej lidze. Lukas Haraslin również szybkościowo i wytrzymałościowo mógłby wyjechać za granicę i tam grać z powodzeniem.
Haraslin pojechałby – przykładowo – do Seria A i tam miałby szanse na regularne występy?
MA: Nie wiem, trudno mi powiedzieć. Od roku z nim nie pracuję, a 12 miesięcy to bardzo dużo czasu, żeby zrobić i sporo dobrego, ale i sporo złego jeżeli chodzi o przygotowanie fizyczne.
Co jest najważniejsze w przygotowaniu fizycznym?
MA: Intensywność. Sztuką jest utrzymanie możliwie jak najwyższej intensywności na równym, dobrym poziomie. W poszczególnych fazach spotkania być w stanie funkcjonować na tym samym wysokim tempie.
Głośno swego czasu mówiło się o Sebastianie Mili, który w Śląsku Wrocław wziął się za siebie, schudł kilka kilogramów, a potem zdobył gola przeciwko Niemcom na Narodowym. Sam wielokrotnie powtarzał, że musiał poprawić swoje przygotowanie fizyczne.
MA: Sebastian wykonał wtedy przeogromną pracę. Miałem okazję rozmawiać z Tadeuszem Pawłowskim i on był pod wrażeniem pracy, jaką wykonał wtedy Sebek. W dalszym ciągu uważam, że on byłby w stanie pod względem fizycznym wrócić na najwyższy poziom i jeszcze w ekstraklasie namieszać. To jednak zależy od wielu czynników, jak konkurencja w zespole, szczęście, podejście.
Często piłkarz staje przed lustrem, patrzy na siebie i dochodzi do wniosku, że musi coś ze sobą zrobić, żeby wskoczyć na wyższy poziom?
MA: Dla mnie dramatyczną sytuacją jest, gdy zawodnik ma kilka kilogramów za dużo. W profesjonalnym sporcie to jest niedopuszczalne. Sebek odrobił lekcję, wziął się do pracy i później czerpał z tego korzyści. Myślę, że na jego przykładzie wielu piłkarzy mogłoby się wzorować i również nad sobą pracować. Tak naprawdę przyczyn „kożuszka” na brzuchu może być wiele i przykład każdego z piłkarzy to oddzielna historia. Należy jednak się zastanowić, czy wszystko przez kontuzję, złą dietę, alkohol czy problemy rodzinne. Naprawdę, nie ma zależności, ale ważne, żeby nie dopuścić do tego, by tych kilogramów było za dużo.
Nie zawsze kilka kilogramów za dużo to zły prognostyk.
MA: Zdecydowanie. Czasami piłkarz jest o kilka kilogramów cięższy, ale zyskuje na tym siłowo, jest bardziej postawny, mniej podatny na kontuzje. Są takie przypadki. Dodatkowe kilogramy w postaci mięśni pomagają mu zbudować lepszą formę. Najważniejsza jest ich jakość, a nie ilość.
Bałeś się kiedyś, że twój piłkarz pojedzie na urlop i wróci do treningów z nadwagą?
MA: Dawno nie spotkałem się z sytuacją, żeby nadwaga piłkarza mnie przeraziła. Nie jestem w stanie ocenić, czy dany piłkarz dobrze się odżywiał i czy nie wypił przypadkiem za dużo alkoholu. Każdy zawodnik indywidualnie sam podejmuje decyzje. Życie go na koniec rozlicza i wystawia mu rachunek za swoje czyny. Gdy rozpoczyna się okres przygotowawczy, to ja jestem osobą, która musi ocenić, w jakiej formie piłkarz przystępuje do treningów po przerwie
Tomasz Adamek przygotowywał się ostatnio do walki na Polsat Boxing Night i po testach wydolnościowych Jakub Chycki powiedział, że Góral jest fizycznie na poziomie piłkarza z czołowego klubu ekstraklasy. To jest w ogóle możliwe?
MA: Każda dyscyplina ma swoją specyfikację wysiłku i każdy sport jest inny. Nie można określić, czy Adamek wytrzymałby 90 minut biegając na intensywności Peszki, a czy Sławek dałby radę walczyć przez 12 rund. Nie jesteśmy w stanie tego wyliczyć. Trzeba zauważyć, że Tomek walczy dwa razy w roku, a Peszko rozegrał w ciągu roku przykładowo 37 meczów. Dlatego z Jakubem Chyckim nie mogę się zgodzić, gdyż nigdy nie zdecydowałbym się na porównanie siatkarza, koszykarza, piłkarza i rugbisty. To są zupełnie inne sporty i różna forma przygotowania fizycznego. Samo porównanie ludzi z dwóch różnych dyscyplin sportu zalatuje troszeczkę amatorszczyzną, pytanie jak Adamek wytrzymałby mój test zwrotnościowy biegnąc w parze ze Sławkiem Peszką. Stawiam dobrą kolację na Sławka, jestem pewny, że Góral wyplułby płuca i mogłoby to grozić kontuzją.
Piłkarze lubią mocno trenować przed sezonem?
MA: Mnie jako trenera nie interesuje, czy zawodnikom chce się przygotowywać pod względem fizycznym, czy też nie. Pewną pracę trzeba wykonać i to nie podlega żadnej dyskusji. To jest ich zawód. To zawsze powtarza Jakub Wawrzyniak, który w moim przekonaniu jest wzorem jeśli chodzi o podejście do treningu. Naprawdę, to profesjonalista z krwi i kości. Mentalnie jest wzorowo ukierunkowany pod wykonywany zawód, jego świadomość jest naprawdę ogromna. Kuba zawsze mówi, że granie w piłkę, to jest praca. Przychodząc na trening, przychodzisz do pracy. Fajnej, ciekawej, do której można przyjść uśmiechniętym, ale to jest praca. Dyskusja na temat tego, czy na treningu trzeba będzie zrobić 10 powtórzeń po 300 metrów, czy 20 po 200, nie ma żadnego sensu. Profesjonalne podejście wyklucza marudzenie czy dyskusję na takie tematy, gdyż każdy skupia się na tym, co ma zrobić i nic więcej go nie interesuje. Każdy zdaje sobie sprawę, że dzięki temu konto jest zasilane co miesiąc takimi pieniążkami, a nie innymi, żony mogą sobie pozwolić na to, co chcą, a dzieci mają dobry start, bo rodziców na to stać. A że wysiłek jest duży, ból mięśni towarzyszy praktycznie przez cały czas i nie ma czasu na odpoczynek? To na swój sposób przyjemne. Ja pamiętam, że wracając z treningu do domu z zakwasami czułem się szczęśliwy. Gdy odpoczywałem, to było mi nieswojo.
Michał, ale Kuba ma na swoim koncie 49 meczów w reprezentacji, grę za granicą w poważnej lidze, występy w Legii. Nie każdy tak myśli i nie każdy ma takie osiągnięcia.
MA: Ale dlaczego ma rozegrane 49 meczów w kadrze? Bo jest tytanem pracy. Wzorem profesjonalizmu. Przygotowanie mentalne i fizyczne jest u niego na takim poziomie, że nikt nie ma prawa mu niczego nigdy zarzucić. Nawet przez ten profesjonalizm wyszła ta jego wpadka dopingowa. Przez to, że chciał być jeszcze lepszym zawodnikiem wziął suplementy, do których wcześniej nie przywiązał uwagi, nie sprawdził i tak wyszło. Przedobrzył. Nieświadomie się nadział, ale zamysł był taki, żeby to jeszcze bardziej go rozwinęło.
Pytanie, ilu piłkarzy idzie jego drogą.
MA: Myślę, że coraz więcej mimo wszystko. Pracowałem w Koronie i Lechii i widziałem dwa różne podejścia do piłki nożnej, aczkolwiek skłamałbym mówiąc, że w Kielcach nie było profesjonalistów. Podejście do treningu, samodyscyplina, motywacja – to wszystko było jednak na zupełnie innym poziomie. W Lechii wyglądało to zdecydowanie lepiej.
Po przeczytaniu biografii Grzegorza Króla zacząłem powątpiewać w ten szeroko rozumiany profesjonalizm u piłkarzy.
MA: To wszystko się zmienia, wszystko ewoluuje z każdym rokiem. Spójrz, ile pieniędzy kilka sezonów temu dostawały kluby za prawa telewizyjne z Canal +. Różnica z każdym sezonem jest ogromna. Jest więcej kasy, poziom z roku na rok się podnosi, mamy coraz bardziej wyrównane rozgrywki, o czym świadczy chociażby ten sezon, w którym do ostatniego meczu cztery drużyny walczyły o mistrzowski tytuł. To wszystko ma wpływ na to, że zawodnicy zaczynają wyłapywać coraz to nowe czynniki, nad którymi można popracować i których poprawienie może pomóc im jeszcze poprawić swój poziom. Jak to mówi Tomasz Hajto: chodzi o detale. W takiej Lechii dla przykładu, zawodnicy walczą o tym, żeby w ogóle załapać się do składu meczowego. Każdy robi wszystko, by wskoczyć do drużyny i zagrać. Musi nad sobą pracować, musi pracować indywidualnie nad swoimi brakami.
Paweł Kryszałowicz powiedział mi kiedyś, że po pracy pod okiem Felixa Magatha w Niemczech powrót do Polski i granie u Dana Petrescu nie były dla niego niczym szczególnym. Wszyscy narzekali, że jest ciężko, a on śmiał się, bo nie robiło to na nim żadnego wrażenia.
MA: Znowu – nie można tak uogólniać. Podam ci pewien przykład. Marika Popowicz bierze na przysiad 150 kilogramów. Ewa Swoboda, z którą przez dwa lata współpracowałem, nie wzięła nigdy więcej niż 85. Mimo tego potrafiła wygrać z Mariką na 100 metrów o 0,3 sekundy.
Ale Ewka to wyjątkowy talent.
MA: Tak, ale ten talent też trzeba było umiejętnie zabezpieczyć, żeby nie nabawił się kontuzji ani nic z tych rzeczy. Trzymaj drugi przykład, tym razem z piłki. Mario Maloca. Gdy dostanie ciężki trening interwałowy i zapomni się o tlenie to będzie w pewnym momencie gubił koncentrację. Gdy jednak potraktuje się go odpowiednio tlenowo, to będzie grał bardzo dobrze, pewnie, niektóre ruchy będą wykonywane automatycznie, gdyż gospodarka energetyczna wysiłku będzie prawidłowa. O Magathcie krążyły opinie, ale dziś trening wygląda nieco inaczej i nie wrzuca się wszystkich piłkarzy do jednego wora. Każdy piłkarz to osobny organizm i o tym trzeba pamiętać. Nie mówię, że Magath był złym trenerem, na ten czas miał dobre wyniki, ale gdzie on jest dzisiaj? Kogo trenuje? Choć, żeby nie było – nie mówię, że teraz by sobie nie poradził.
Kim ty się inspirujesz w swojej pracy? Oglądasz inne ligi i zwracasz i uwagę na przygotowanie fizyczne piłkarzy?
MA: Nie, nie patrzę, choć oczywiście obejrzę czasami mecz Ligi Mistrzów. Moim mentorem jest Mieczysław Bogusławski, a fascynuje mnie rozwiązywanie problemów, które się pojawiają na drodze. Lubię pogłębiać swoją wiedzę, odkrywać nowe horyzonty. Podoba mi się praca trenera od przygotowania fizycznego w Realu Madryt. To znakomity fachowiec, a niech chociażby o tym świadczy to, że Zidane przychodząc do Realu od razu zdecydował się na zatrudnienie właśnie jego – to był jego pierwszy transfer i do tego jaki dobry. Nie mam jednak tak, że próbuję kogoś odwzorować i szukać w internecie kompilacji z jego treningami. Nie próbuję tego odwzorowywać.
Czujesz czasami satysfakcje z wykonanej przez siebie pracy?
MA: Czasem, ale jest to tylko chwila, bo wychodzę z założenia, że zawsze jest co poprawić. Czasami jest dobrze, ale nie można myśleć, że nie może być lepiej. Gdy tak myślisz, to musisz skończyć pracować w tym zawodzie i znaleźć sobie inne zajęcie. To droga donikąd, cały czas należy pracować nad rozwojem, nie można spoczywać na laurach.
Co jest oznaką dobrze wykonanej przez ciebie pracy?
MA: Kłopot bogactwa. Gdy trener ma wszystkich zawodników do dyspozycji, każdy jest zdrowy i gotowy do gry. Gdy zawodnik pauzuje, to tylko przez żółte kartki. Gdy byłem w Lechii, to jedynym zawodnikiem, który wypadł z gry, był Michał Mak. Reszta, poza drobnymi urazami, była zdrowa. Nikt po za Michałem nie miał operowanego kolana ani poważnego problemu z więzadłami czy naderwanym mięśniem. Moim osobistym sukcesem nie było wejście do ósemki czy zajęcie miejsca na podium. Moją zasługą było to, że Piotr Nowak miał wszystkich zawodników gotowych do gry i mógł wybierać, kogo chce posłać na boisko. Okres przygotowawczy, i jeden, i drugi, przepracowaliśmy w pełni – nie było ani jednego piłkarza kontuzjowanego. To jest coś, co mi dało bardzo dużo satysfakcji.
Ktoś cię za to w Lechii docenił?
MA: Po jednym meczu Piotr Nowak wszedł do szatni i podziękował mi oraz całego sztabowi medycznemu za znakomicie wykonaną pracę. Mieliśmy trzy mecze w ciągu tygodnia, tryb grania sobota-wtorek-niedziela, a potrafiliśmy pokonać Jagiellonię 5:0 i wyglądać znakomicie pod względem fizycznym. Choć trzeba przyznać, że za granicą mój zawód jest bardziej doceniany. W Polsce każdy widzi piękne gole i efektowne obrony. Na zachodzie trener od przygotowania fizycznego ma dużo większe renomę i jest bardziej ceniony. Może niedługo tak samo będzie w Polsce. Mam taką nadzieję.