Jędrzej Stęszewski do prezes PLFA. Pierwszy mecz w futbolu amerykańskim rozegrano w naszym kraju w 2006 roku, a dziś rodzime rozgrywki liczą już 81 zrzeszonych zespołów. Niedzielny finał odbędzie się w Łodzi, choć wcześniej grano już w Warszawie, Wrocławiu i Białymstoku. Czy rugbiści są dla nich konkurencją? Czy Polsat jest szansą na lepszą przyszłość? Ile trwa organizacja takiego wydarzenia? Skąd na to pieniądze? Zapraszamy do przeczytania naszego wywiadu!
Wywiad ukazał się na portalu www.laczynaspasja.pl i można go przeczytać również TUTAJ.
Jak wyglądają ostatnie dwa, trzy tygodnie przed finałem PLFA? Pytam od strony organizacyjnej.
Jędrzej Stęszewski: Teraz to już część wykonawcza. Planowanie i organizowanie wszystkiego odbyło się dużo wcześniej – kilka miesięcy temu. Obecnie czas na kosmetykę, dopinanie szczegółów. Nasz świetny zespół organizacyjny pracuje w ostatnim tygodniu na miejscu. Przygotowanie wszystkiego, piknik, malowanie boiska dwa dni przed meczem, postawienie bramek – część realizacyjna. To wszystko wymaga bardzo dużej koncentracji i dbania o detale. Nie chcemy po prostu o niczym zapomnieć. Nie boimy się o to, że coś nie wypali, bo mamy już na tyle doświadczenia, że wiemy jak sobie radzić z poszczególnymi elementami przygotowań. Na tym etapie skupiamy się na promocji.
Kiedy po raz pierwszy usiadł pan ze sztabem swoich ludzi i rozpoczął dyskusje na temat tegorocznego finału?
JS: Idealny model to taki, w których rozmowy zaczynają się ponad rok wcześniej. Po zakończeniu finału jak najszybciej chcemy wiedzieć, co będzie za rok, choć idealnie byłoby mieć zaplanowanych kilka finałów wprzód. Chcielibyśmy wiedzieć już dziś, gdzie i kiedy odbędzie się mecz w 2019 roku. Nie zapominajmy, że ubiegamy się o dotację z miasta, gdyż organizujemy imprezę, która jest bardzo złożona i droga. To nie jest tylko sam mecz, ale też piknik i oprawa całego wydarzenia, więc jest kilka elementów, które wchodzą w skład tej imprezy. Budżetowanie miast odbywa się w cyklu rocznym, co w kontekście ich partycypacji w wydarzeniach utrudnia ogłoszanie wydarzeń z większych wyprzedzeniem.
Ile kosztują bilety na ten mecz?
JS: Najtańsze bilet można kupić za 15 zł. Koszt biletów z pewnością nie jest barierą dla osób, które chcą przyjść w niedzielę na stadion i obejrzeć sportową imprezę na wysokim poziomie. Nie chcemy robić imprez za darmo, bo wychodzimy z założenia, że jeżeli coś jest za darmo, to nie ma wysokiej jakości. Inną sprawą jest to, że przy tak kosztownych imprezach jak Superfinały musimy dywersyfikować przychody.
Skąd macie pieniądze na zorganizowanie takiego wydarzenia?
JS: Imprezy są drogie, wiec mamy kilka źródeł przychodów. Są sponsorzy, środki z miasta plus pieniądze z biletów oraz sprzedaży produktów PLFA – to tak w skrócie. Miasto planuje wydatki na okres całego roku, więc nie jest możliwe planowanie takiego wydarzenia jak finał na – przykładowo – dwa lata do przodu.
Jak wy, jako futbol amerykański, stoicie w hierarchii łódzkiego sportu? Ostatnio mecze siatkarzy w Lidze Światowej, wcześniej reprezentacja rugby, Widzew Łódź, sporadycznie sporty walki. Jak wy się plasujecie?
JS: Myślę, że miasto widzi w nas spory potencjał . Pierwszy mecz w Polsce w futbolu amerykańskim odbył się właśnie w Łodzi – w 2006 roku. Cały czas przybywa zespołów z naszej dyscypliny w Polsce. Kiedyś były zaledwie 4, w 2013 roku 73, a teraz 81. Cały czas się rozwijamy, choć najważniejsza jest jakość i umiejętności prezentowany przez te zespoły. Wracając do Łodzi – to miasto stojące piłką. Kibicowsko znakomicie radzi sobie Widzew, który pobił rekord sprzedanych karnetów tej wiosny. Łódź jest spragniona futbolu. Do tego dochodzi rugby. W tej dyscyplinie sportu są znakomite tradycje. Jest drużyna, która co roku walczy o medale mistrzostw Polski, więc zainteresowanie samo się generuje. My szukamy swojego miejsca w Polsce. Łódź jest znakomicie usytuowana lokalizacyjnie. Centrum Polski, dobry dojazd ze stolicy. Czego więcej chcieć?
Była Warszawa, Białystok, Wrocław – nie macie swojego miejsca.
JS: Tak, ale chcemy pojawiać się w nowych miejscach. Zorganizowanie finału w danym mieście pomaga drużynie, która z niego się wywodzi bez względu na to, czy dana drużyna występuje w tym finale czy nawet danej klasie rozgrywkowej. Liczymy, że Wilkom Łódzkim to też pomoże w promocji. Z resztą, ich drużyna jest mocno zaangażowana w promocję tego meczu, co jest już tradycją w PLFA. Pojawiając się z Superfinałem na różnych stadionach w całej Polsce poszerzamy grono naszych potencjalnych odbiorców. Docieramy do ludzi, którzy z futbolem amerykańskim nie mieli wcześniej do czynienia.
Kiedy będziecie w takim momencie, w którym ktoś na hasło „Futbol Amerykański” odpowie przykładowo: – Futbol Amerykański? A, to w Łodzi grają, widziałem w telewizji. Kiedy będziecie postrzegani i identyfikowani z konkretnym miejscem?
JS: Do tego potrzebna jest cały czas edukacja. Podczas każdego spotkania spiker tłumaczy zasady kibicom, którzy przychodzą na mecz. Niektórzy się denerwują, bo wiedzą o co w tej dyscyplinie chodzi i w jaki sposób zdobywa się punkty, ale to jest potrzebne, żeby „młodsi bracia” również to wiedzieli i również mogli wszystko rozumieć. Myślę, że jakąś markę już w Polsce mamy. W ogóle, wiele rzeczy robiliśmy jako pierwsi. Jako druga dyscyplina w naszym kraju rozegraliśmy swój mecz na Stadionie Narodowym. Wprowadziliśmy pewne rozwiązania związane z piknikiem przed stadionem. Do tego jeśli chodzi o reklamowanie się, to wprowadziliśmy motywy, których nikt nie stosował. Nie mieliśmy nieograniczonego budżetu, musieliśmy mocno kombinować i kalkulować, żeby miało to ręce i nogi. Gdyby nasz budżet był większy, to pewnie wiele rzeczy robilibyśmy w inny sposób, ale umiejętnie rozkładaliśmy wydatki i wydawaliśmy środki, którymi dysponowaliśmy.
Mecze finałowe organizujecie sami, prawda?
JS: Od samego początku wszystko organizujemy sami, nie wspieramy się żadną agencją PR-ową ani eventową. Od zabukowania umowy z miastem, przez promocję, organizację aż po współpracę z mediami – wszystko robimy sami. Transmisja telewizyjna sama się nie dzieje – trzeba poświęcić temu mnóstwo czasu. Dopiąć wszystkie szczegóły, przygotować część graficzną przez wirtualne boiska, edukowanie realizatorów, dołożenie do tego wszystkiego statystyk – to bardzo skomplikowany mechanizm.
Wielkie firmy chcą z wami współpracować?
JS: W 2012 roku zorganizowaliśmy finał na Stadionie Narodowym, choć pierwotnie planowaliśmy zrobić to rok później. Śmiejemy się czasami, że nie wyszło nam i zorganizowaliśmy finał na Narodowym. Wtedy to było pełne ryzyko, obawialiśmy się, że nie będziemy gotowi na tak duże wydarzenie na takim obiekcie. Teraz jest jakby łatwiej, bo mamy większe doświadczenie, ale też źródeł dochodu jest więcej. Wtedy kilka osób patrzyło na nas przychylnym okiem, bo grupa pasjonatów mówiła w miarę sensownie o swoich planach, ale było też sporo takich, którzy pukali się w czoło i patrzyli na nas jak na nieracjonalnie myślące osoby. To była zagrywka va banque. Naszą zaletą jest to, że ze wszystkich świadczeń i umów, które podpisaliśmy, zawsze wywiązujemy się z nawiązką. Nie robimy sobie i partnerom złego PR-u. Jeden prezydent może zadzwonić do drugiego i wypowiedzieć się temat współpracy z nami. Nie boimy się tego, że opinia będzie dla nas niekorzystna. Nigdy nie mieliśmy żadnej wpadki, ale też należy dodać, że miasta bardzo angażują się w promocję naszych imprez. Współpraca zawsze przebiega bardzo dobrze. Myślę, że nie obie strony są zadowolone.
Rozpoczynając negocjacje z miastem Łódź zaczynacie rozmowę od tego, że kilka lat temu robiliście finał na Stadionie Narodowym i daliście radę?
JS: Ktoś może zapytać, dlaczego skoro kiedyś byliśmy na Narodowym i było tak super, to czemu znowu tam nie jesteśmy. Nie zaczynamy rozmów od tego, bo inne, mniejsze stadiony, są idealne do tego, by rozgrywać tam mecze. Weźmy na przykład obiekt we Wrocławiu. Na mecze Śląska przychodzi niewielu fanów. Bardzo trudny temat. Nam się udało przyciągnąć na trybuny 14 tysięcy kibiców, co uważam za bardzo dobry wynik. Lepiej być dobrą niszą niż słabą masówką – tak powiedział kiedyś któryś z nas i trafił w sam środek tarczy.
W kolejnych latach będziecie chcieli zorganizować ponownie finał w Warszawie? Czy odpuszczacie stolicę?
JS: Nie, na pewno nie odpuszczamy Warszawy. Wrócimy tu i rozmawiamy o rozegraniu finału na PGE Stadionie Narodowym lub stadionie Legii. Jesteśmy otwarci na różne opcje i uważam, że dojrzeliśmy już do tego, by ponownie w stolicy zorganizować mecz.
Rugbiści są dla was konkurencją czy pomagają wam w promocji?
JS: Uważamy, że każda dyscyplina sportu, bez różnicy, czy jest to siatkówka, piłka nożna czy rugby pomagają nam w promocji. Ludzie interesują się bardzo często sportem, a nie tylko jedną konkurencją. Chcą poszerzać swoją wiedzę i zakres oglądanych sportów. Chodzi o to, żeby wyjść z domu i ruszyć się na stadion. Zawsze powtarzamy, że nie możemy odcinać się od ojca, bo futbol amerykański wywodzi się od rugby i piłki nożnej. Po co mielibyśmy zrywać z czymś, co mamy niejako w DNA? Choć rugbiści czują naszą presję i dosyć otwarcie mówią, że jesteśmy dla nich konkurencją. My jednak w drugą stronę takich emocji nie kierujemy, nie mamy nic do rugby. Trzymamy kciuki za ich kolejne sukcesy.
Czy zainteresowanie rugby w Łodzi pomoże również wam? Cieszycie się, że na meczu reprezentacji Polski z Holandią było 8 tysięcy ludzi?
JS: Tak, zdecydowanie. Rugbiści zrobili bardzo dobrą robotę, pozostaje nam tylko gratulować. Walczymy o podobną frekwencję.
Transmisja finału w 2013 roku odbyła się w nSport. Teraz zagościcie w Polsacie Sport. To dla was szansa?
JS: Zdecydowanie. Jesteśmy od kilku lat obserwowani przez dużych graczy wśród telewizji sportowych. Bez kompleksów poszliśmy negocjować najpierw propozycję, a później warunki współpracy z Panem Dyrektorem Marianem Kmitą, który doskonale wiedział, czym się zajmujemy i jaka jest jakość organizowanych przez nas wydarzeń, w tym także poziom realizacji transmisji. Temat Polsatu był już w naszych głowach wcześniej, ale wtedy byliśmy jeszcze zbyt krótko w tym biznesie i mieliśmy za mało doświadczenia, żeby wzbudzić zainteresowanie słonecznej stacji. Musieliśmy nie tylko pokazać swoją jakość, ale również w kolejnych latach ją udowodnić. Nie śpieszyliśmy się, bo nie wszystkie nasze działania mają swój efekt od razu. Na niektóre rzeczy trzeba poczekać. My byliśmy cierpliwi, bo wiedzieliśmy przez cały czas, że idziemy w dobrym kierunku. Dla nas Polsat Sport jest sporą szansą, bo stacja ma wiele kanałów sportowych. W TVP Sport byliśmy ograniczeni do jednego programu. Polsat potrafi promować sport, co dla nas jest okazją pokazania się szerszej grupie kibiców i zrobienia milowego kroku.
Teraz odbywa się Euro U-21 właśnie na antenach Polsatu. To dla was chyba też dobrze, prawda?
JS: Zdecydowanie. Kibice siedzą przed telewizorem i oglądają mecze piłkarskie. Zobaczą, że jest nasz finał, to część z nich na pewno zostanie i go obejrzy. Stworzyliśmy miniaudycję promującą te wydarzenie. Wydaje mi się, że zachęca do tego, by przyjść na stadion lub obejrzeć mecz go w telewizji. Wizualnie będzie mecz bardzo fajnie wyglądał, bo dużą uwagę przykładamy do elementów graficznych, więc z pewnością wiele osób będzie zadowolonych, że wygląda to bardzo widowiskowo i profesjonalnie.
Wy chyba dużą uwagę przywiązujecie do tych dodatkowych aspektów, prawda? Oprawa, piknik, wszystko, co nie jest bezpośrednio związane z samym sportem.
JS: Tak, ale to wynika też z tego, że u nas bardzo trudno jest wykreować konkretne postaci. W boksie czy MMA zawodnik wygra dwie walki, udzieli kilku wywiadów i zaczyna kreować swój wizerunek. U nas jest wielu znakomitych graczy, których można poznać po sylwetce, gdyż z daleka wszyscy wyglądają bardzo podobnie. Nie mówię, że nie mamy „indywidualności”, ale trudniej jest identyfikować danego zawodnika z czymś konkretnym, co jest jego i tylko jego. Ale wracając do pytania – tak, przywiązujemy do tego sporo naszej uwagi. Wykonujemy to bardzo starannie, dbamy o wszystko, o co można zadbać jak najlepiej potrafimy. Kilka lat temu poziom sportowy był już na tyle dobry, że mogliśmy spróbować się przebijać z transmisjami w telewizji. Spotkałem się nawet z opinią wielu ludzi, którzy przypadkowo włączyli mecz, że po kilku minutach mieli wrażenie, że spotkanie odbywa się w USA. Tak wysoka była jakość transmisji i tak płynnie, szybko oraz profesjonalnie to wyglądało. To na pewno nas bardzo cieszy. To bardzo budujące.
Wielokrotnie mówił pan, że wy futbolu amerykańskiego dopiero się uczycie. Czy to nie zniechęca osób, które chcą zobaczyć mecz na najwyższym poziomie?
JS: Najważniejsze w sporcie jest to, żeby rywalizacja dostarczała emocje i była wyrównana. Gdy do końca nie wiadomo, kto spotkanie wygra, to poziom sportowy schodzi na dalszy plan. Takie samo jest też moje życzenie przed niedzielą. Chciałbym zobaczyć widowisko, które będzie trzymało w napięciu do ostatnich sekund. Ze strony organizacyjnej jestem spokojny, że damy sobie radę. Mam nadzieję, że Łódź będzie dla nas szczęśliwa i jeszcze tu wrócimy.