Robert Parzęczewski to aktualnie jeden z najbardziej perspektywicznych polskich pięściarzy. Porozmawiałem z nim i próbowałem dowiedzieć się, czy obecna sytuacja na świecie powoduje tylko negatywne uczucia, czy mimo wszystko stara się szukać w niej pozytywów. Czy Arab jest gotowy na walki o wielkie tytuły? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że podczas najbliższych pojedynków nie będzie mógł liczyć na armię swoich kibiców i że skończył się czas walk na przetarcie? Czy dalej będzie zarobione pieniądze przeznaczał na rozwój i ile kasy zostaje z gaży solidnego polskiego boksera? Zapraszam do przeczytania wywiadu!

 

Wywiad pierwotnie ukazał się na portalu Infosport.pl i można go przeczytać również TUTAJ.

Niedzielne południe to czas przed treningiem, po treningu czy całodziennego odpoczynku?

Robert Parzęczewski: Niedziela to dzień odpoczynku. Spacer z psem po lesie to jedyna aktywność, ale treningu dziś nie robię. Można śmiało powiedzieć, że wygląda to tak, jak w czasie normalnych przygotowań. Od poniedziałku do soboty treningi, w niedzielę wolne i odpoczynek.

Z twoim zdrowiem wszystko w porządku? Rodzinka zdrowa?

RP: Tak, wszystko w porządku. Dbamy o siebie, staramy się nigdzie nie wychodzić, tylko wtedy, gdy już naprawdę trzeba opuszczam dom, także wszystko jest w najlepszym porządku.

Jak znosisz tę całą sytuację? Widziałem, że odkurzyłeś starą siłownię i tam pracujesz nad swoją formą.

RP: Jedni mają lepsze warunki do trenowania, inni gorsze, ale trzeba sobie jakoś radzić i coś robić, żeby kompletnie się w tym czasie nie zapuścić. Wiadomo, że to, co robię, czyli głównie treningi siłowe, to tylko podtrzymanie aktywności na tyle, na ile jest to możliwe. Nie ma mowy, żeby w ten sposób przygotowywać się do walk, ale na pewno pomoże organizmowi cały czas być na jakichś obrotach. Z trenerem Grzegorzem Krawczykiem mamy od poniedziałku do piątku dostęp do salki treningowej, gdzie jest worek i tam robimy zajęcia bokserskie. Nie chodzi o to, żeby cały czas być w topowej formie, bo to nie ma żadnego sensu, ale na pewno ruch jest wskazany i trzeba coś robić. U rodziców w kamienicy na strychu odkurzyłem starą siłownię, w której kiedyś z kolegami zaczęliśmy dźwiganie ciężarów. Jakub Chycki rozpisał mi ćwiczenia, które mam wykonywać i staram się jak tylko mogę, aby przez tę przerwę nie narobić sobie dużych zaległości. Właśnie rozpoczynam dietę, którą rozpisał mi mój dietetyk Marcin Gardyk, bo trzeba pomału trochę schodzić z wagi. Nie ukrywam, że chciałbym jak najszybciej wrócić i móc stoczyć kolejny pojedynek.

https://twitter.com/garnekmedia/status/1248991954949550081?s=20

Trzeba przyznać, że twoja przerwa trwa bardzo długo.

RP: To prawda. Z polskich pięściarzy jestem w jednej z najgorszych sytuacji, bo nie walczyłem już ponad pół roku, a wiadomo, że jak nie walczę, to nie zarabiam. Na jeden okres przygotowawczy wydałem sporo kasy, ale nie byłem zdolny do pojedynku, później znowu dużo wydałem, ale pojawiła się sytuacja z koronawirusem, także chciałbym bardzo móc w końcu wyjść do ringu. Mówi się o 11 lipca, jako dacie kolejnej gali, na której miałbym wystąpić. Staram się być w dobrej myśli i wierzę w to, że do tej gali dojdzie. Nie chcę zakładać nawet czarnych scenariuszy, bo to nic nie zmieni.

Mówisz teraz o tym, z czego wielu sportowców nie zdaje sobie sprawy. Sport to wcale nie jest taka piękna przygoda, jak się wielu osobom wydaje.

RP: Na szczęście udało mi się odłożyć jakąś sumę, bo już trochę boksuję. Nie byłem na tyle głupi i nie wydawałem na nowe samochody, tylko cały czas jeżdżę starym autem, bo wiedziałem, że kasa kiedyś może się przydać. Wiadomo jednak, że jak duża kupka by nie była, to z każdym miesiącem maleje. Dochodów nie ma, a koszty normalnego życia cały czas są.

Fiodor Czerkaszyn powiedział mi ostatnio, że bardzo cieszy się, że pandemia przyszła tuż po jego walce. Współczuje jednocześnie tym, którzy teraz czekają na kolejne pojedynki.

RP: Dokładnie tak. Stoczyli walkę, zrobili robotę, wykonali swoje obowiązki, zarobili, więc mogą teraz poluzować. Dla kogoś jednak, kto w ringu nie był długo, ten czas się wydłuża. Dlatego chciałbym w końcu zaboksować i trochę się odkuć finansowo. Móc pokazać swoje umiejętności w ringu i wygrać kolejną walkę.

Jesteś wciąż względnie młodym sportowcem, więc ta aktywność jest koniecznością. Okres przygotowawczy, trzymanie diety, robienie wagi, sparingi – to wszystko uczy, nie tylko walka.

RP: Dokładnie tak. Gdy pięściarz jest cały czas w reżimie treningowym, to inaczej żyje. Wie, że to wszystko ma sens i jest się do czego przygotowywać. Wydaje dużo pieniędzy na swoich sparingpartnerów, ale doskonale rozumie, że to wydatek konieczny do tego, aby robić progres i cały czas się rozwijać.

11 lipca do data pewna, niepewna czy na ten moment tylko plan, któremu daleko do realizacji?

RP: Rozmawiałem z Mariuszem Grabowskim i powiedział, że chce, aby wydarzenie odbyło się tego dnia. Czy tak będzie? Mam nadzieję, ale wiadomo, że są organy państwowe, które mogą te plany pokrzyżować i nic z tym nie zrobimy. Czy taka gala, bez udziału publiczności, będzie się opłacała organizatorom? Nie wiem, trudno mi się wypowiedzieć. Drugie pytanie: z kim miałbym zawalczyć tego 11 lipca? Mariusz ma wielu zawodników, więc będzie mógł zrobić polsko-polskie pojedynki. Z kim ja miałbym się zmierzyć? Nie widzę nikogo w naszym kraju, z kim mogę skrzyżować rękawice, biorąc pod uwagę wszystkie czynniki i warunki na krajowym podwórku. Rywal zza granicy raczej nie przyleci, być może będzie mógł przyjechać, ale tego też nie wiemy, bo nie wszyscy będą chcieli boksować. Pojawia się wiele pytań, a na ten moment nie znamy na nie odpowiedzi.

Nie zamartwiasz się trochę tym, że twoja kariera może teraz wyhamować? Wszystko szło zgodnie z planem – walki w telewizji, coraz wyżej na karcie z coraz lepszymi pięściarzami. Teraz wszystko może stanąć i trzeba będzie wrócić do momentu sprzed – dajmy na to – dwóch lat.

RP: Staram się o tym nie myśleć i się nie dołować. Nie będę ukrywał, że liczę na szansę zagraniczną. Nie tylko my w Polsce mamy problemy, ale na całym świecie wszystko wywróciło się do góry nogami i zagraniczni pięściarze też mogą mieć mniej szans do boksowania i nie będą mieli rywali, a wtedy rozpoczną się poszukiwania, na czym ja mogę skorzystać. Taki David Lemieux nie będzie miał rywala, to ja z chęcią podejmę wyzwanie i się z nim zmierzę. Jestem gotowy na wyzwania i wielkie walki, może to odpowiedni czas, żeby stawać czoła takim wyzwaniom.

Zwłaszcza, że Lemieux miał walczyć z Robertem Talarkiem, więc jego sztab obserwuje polski rynek.

RP: Dokładnie tak. Dlatego, gdybym dostał taką propozycję, to na pewno bym ją przyjął, pojechał na jego teren i jestem przekonany, że wygrałbym z nim.

Pozytyw z tej całej sytuacji to na pewno to, że walk i gal może być mniej, ale wszystkie będą o coś. Organizatorzy będą rezygnować z wydarzeń, które nikomu nic nie dają. To dobra informacja dla ciebie, że droga do wielkich wyzwań może być krótsza? Że szybciej trzeba będzie skoczyć na głęboką wodę?

RP: Tak, to na pewno dla mnie dobra informacja, bo ja jestem gotowy na naprawdę duże pojedynki. Ja już mówiłem wielokrotnie, że liczę na walkę o tytuł mistrza Europy. Na tym poziomie mogę rywalizować za chwilę i wierzę, że tak się stanie. Za uczciwe pieniądze byłbym w stanie przyjąć wyzwanie Billy Joe Saundersa i z nim powalczyć o tytuł mistrza świata. To jedyny czempion w mojej kategorii, z którym widziałbym swoje szanse i nie bałbym się takiego wyzwania. Mógłbym fizycznie i ciągłym pressingiem go zamęczyć. Niczego mu nie ujmuję – to świetny zawodnik, ale byłby najłatwiejszy do pokonania przeze mnie na ten moment.

Rozumiem, że myślisz już tylko o kategorii super średniej. Porzuciłeś dywizję półciężką.

RP: Dokładnie tak. Mimo tego, że aktualnie ważę więcej, to będę zbijał kilogramy do kategorii super średniej. Mam nadzieję, że do 30-stki na pewno uda się trzymać tę wagę, a może nawet i dłużej.

Różnica między tymi kategoriami nie jest duża i trzeba się do zbijania wagi przyzwyczaić – taka praca, nic nie poradzisz.

RP: Dokładnie tak. Nawet jeżeli w lipcu walki nie będzie, to będę chciał przygotować się do tego terminu normalnie i zrobić wagę, aby organizm się od tego nie odzwyczaił. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby tak długo być poza limitem kategorii super średniej.

W programie „W Ringu” widziałem cię w studiu, to na pierwszy rzut oka posturą przypominałeś Krzysztofa Włodarczyka lub Tomasza Adamka, a nie Roberta Parzęczewskiego.

RP: To prawda, nawet jak Mateusz Borek przyjechał do Katowic do Jakuba Chyckiego, u którego akurat trenowałem, to przeraził się, jaki jestem duży. Gdy dowiedziałem się, że gala kwietniowa jest odwołana, to od razu zjadłem lody i popuściłem pasa. Wcześniej nie katowałem się, bo miałem problemy zdrowotne i pozwalałem sobie jeść to, na co miałem ochotę. Teraz już jednak biorę się za siebie, bo coś się ruszyło i być może niedługo będzie walka.

Robert, czy ty poza tymi lodami i kilogramami, których trochę przybrałeś, jesteś wzorem profesjonalizmu w podejściu do sportu? Dużo w siebie inwestujesz, wydajesz własne pieniądze na sparingpartnerów. Bardzo dbasz o to, aby sprzedawać na swoje pojedynki bilety, marzysz o wielkich tytułach. Tak to powinno wyglądać?

RP: Jestem bardzo ambitny i gdy już coś robię, to zawsze staram się dawać z siebie maksa. Jeżeli mam się do czegoś nie przykładać, to wolę w ogóle tego nie robić. Skłamałbym mówiąc, że w ogóle nie myślę o pieniądzach, bo wiadomo, że za coś trzeba żyć i ten aspekt również jest istotny. Nie boję się jednak w siebie inwestować, bo jestem przekonany, że to wróci z potrójną siłą. To fundament do dalszego rozwoju – inwestowanie w siebie. Nie miałem kariery amatorskiej, walcząc pierwsze walki trudno jest się nawet zwyciężając czegokolwiek nauczyć. Dlatego wydaję pieniądze na sparingi, na trenerów, na fizjoterapeutów czy trening przygotowania fizycznego.

Tomek Adamek mówił wielokrotnie, że mocne sparingi są kluczem do osiągania sukcesów.

RP: Bo tak jest! Na sparingach zawodnik uczy się eliminować błędy. Cieszę się z pracy, którą wykonałem przez ostatnie pół roku, bo jestem przekonany, że mimo tego, iż nie było walki, to dużo nowych rzeczy przećwiczyłem i to zaprocentuje. Współpracuję z Jakubem Chyckim i to również może mieć sporo pozytywów w przyszłości.

Podobało mi się, jak sam siebie krytykowałeś po walce z Patrickiem Mandy. Nie czarowałeś, nie wybielałeś siebie, nie tłumaczyłeś słabszej dyspozycji. Szczerość przede wszystkim.

RP: Staram się być szczery i zawsze mówić to, co myślę. Przede wszystkim chcę być uczciwy wobec samego siebie. Jeżeli coś jest białe, to nie powiem, że jest czarne, bo ktoś mi za coś zapłaci. Czasami na tym tracę, oczywiście  nie mówię niektórych swoich przemyśleń, ale nie działam wbrew sobie.

Każdy organizator bardzo ceni sobie takich zawodników, jak ty. Takich, którzy wypełniają kibicami kolejne sektory na obiekcie.

RP: Bardzo zależy mi na promocji. Jest wielu kibiców, którzy przyszliby beze mnie na halę i kupili bilet. Wiedzą jednak, że kupując je ode mnie pomagają mi, bo mam z tego jakiś procent. Do tego odbierając wejściówki można się spotkać, porozmawiać, co uważam również jest bardzo istotne. Póki nie zarabiam nie wiadomo jak dużo za walki, to trzeba być kreatywnym. Należy wychodzić naprzeciw fanom. Starać się robić wszystko, żeby boks się opłacał, sprawiał radość i aby było dla kogo walczyć.

Teraz, przynajmniej w najbliższym czasie, nie będzie procentu od kibiców, bo gale najprawdopodobniej będą odbywały się bez udziału publiczności.

RP: Zdaje sobie z tego sprawę, ale nic z tym nie zrobimy. Pan Andrzej Kostyra zapytał mnie ostatnio, czy jestem gotowy na cięcie gaż za gale w związku z obecną sytuacją na świecie. Odpowiedziałem, że u mnie nie ma czego ciąć, bo nie zarabiam tyle pieniędzy, żeby można było tę wypłatę jeszcze pomniejszać. Nie dostaję za walki 100 czy 80 tysięcy złotych. Dużo inwestuję, ale mimo wszystko udaje się za każdym razem cokolwiek odłożyć. Gdyby wypłaty zostały zredukowane, to trzeba by było  do interesu dokładać, a to nie ma większego sensu. Przygotowywać się na 70% też nie ma co, bo ambitnie patrzę w przyszłość i chcę zawsze dawać z siebie maksimum. Także nie będę rezygnował z jakiegoś elementu przygotować, żeby tylko wyjść na swoje.

Ktoś ci pomaga kreować wizerunek? Zmieniłeś pseudonim, zmieniłeś piosenkę na wejście do ringu, udzielasz się na Facebooku, o tych biletach już mówiliśmy.

RP: Dużo decyzji sam podejmuję, ale jest sporo osób, które mi pomagają. Trener Grzegorz Krawczyk jest w to bardzo zaangażowany, moja partnerka, rodzina. Wysłucham ich opinii i staram się podejmować najlepsze decyzje. Trener dużo czasu mi poświęca i ja już wiele razy o tym mówiłem, że dopóki tylko będzie chciał, będziemy współpracować.

Powiedz mi proszę na koniec, czy jest plan, żeby na dłużej wyjechać z Polski? Nie mówię na kilka tygodni, ale np. na pół roku czy rok, żeby przygotowywać się w USA lub Wielkiej Brytanii do kolejnych pojedynków.

RP: W Częstochowie i na Śląsku mam prawie wszystko, żeby przygotować się do walk. Brakuje tylko jednego – sparingpartnerów. Im lepszy rywal, a celuję w coraz lepszych przeciwników, tym wypadałoby zrobić mocniejsze sparingi. Zaczynają się z tym problemy, bo to sporo kosztuje. Zawodnicy liczący się na świecie chcą za taki przyjazd naprawdę kupę kasy i nie mogę sobie na to pozwolić. Na pewnym etapie tacy zawodnicy nie jeżdżą, tylko sami zapraszają i tak to wygląda. Jest plan, żeby może kiedyś wyjechać gdzieś na dłużej i trenować, przygotowywać się. Jeżeli jednak sytuacja na świecie nie wróci do normalności, to za kilka miesięcy trzeba będzie za pracą wyjechać z trenerem za granicę i tam kombinować. Spróbować odnaleźć się w nowej rzeczywistości i może tam przygotowywać się do kolejnych walk?

KOMENTARZE