W czwartek 28 lipca na Stadionie Leśnym w Sopocie odbył się XIX memoriał Janusza Sidły. Jak co roku najlepsi polscy lekkoatleci tłumnie stawili się na trójmiejskiej bieżni, by uczcić pamięć srebrnego medalisty igrzysk olimpijskich z Melbourne z 1956 roku. Ta edycja była o tyle wyjątkowa, gdyż poprzedzała igrzyska olimpijskie, które już za kilka dni rozpoczną się w Rio de Janeiro. Oto co powiedzieli zawodnicy po zakończeniu swoich konkurencji.
Na początku Piotr Małachowski, który wynikiem 65,85 zwyciężył w konkursie rzutu dyskiem:
Na początku wielkie gratulacje za zwycięstwo w tym konkursie, aczkolwiek to nie było dzisiaj najważniejsze.
PM: Zdecydowanie. Organizatorzy jak zwykle bardzo dobrze wszystko przygotowali, koło było znakomite. Ja z Robertem mieliśmy taki plan, żeby tu przyjechać oddać trzy fajne próby, jak ma to miejsce w eliminacjach i pokazać sie z dobrej strony, ale nie wszystko poszło po mojej myśli.
O czym mówisz?
PM: Jechałem samochodem 12 godzin, żeby konkurs rozegrać tak naprawdę w 15 minut. Nie o to chodziło, żeby oddać trzy próby, bo mógłbym to zrobić na treningu. Nie poczułem po prostu tej atmosfery zawodów.
Złoty medal mistrzostw Europy z Amsterdamu to już historia, ale wielu kibiców wierzy w to, że złoto z Amsterdamu zamienisz już niedługo na złoto olimpijskie zdobyte w Brazylii.
PM: To jest moje największe marzenie, ale to na pewno nie będzie łatwe. Zdaje sobie sprawę z tego, że wiele osób sobie tego życzy, ale póki co jeszcze daleka droga.
Polska w swojej historii miała wielu znakomitych lekkoatletów, ale mistrzostwo olimpijskie nie każdemu udało się zdobyć. Tobie też tego brakuje, a to byłaby fantastyczna sprawa i zwieńczenie Twojej znakomitej kariery.
PM: Nie zapeszajmy, nie zapeszajmy. Ja się koncentruje, wy trzymacie kciuki i wspólnie w to wierzmy. Dam z siebie wszystko.
Następnie Sylwester Bednarek, który wynikiem 2:30 wygrał środowy konkurs i pełen optymizmu pakuje walizki na wyjazd do Rio:
Stary, dobry Sylwek Bednarek. Niezłe show nam zaserwowałeś.
SB: Wszystko zmierza w dobrym kierunku i mam nadzieję, że forma wystrzeli na igrzyskach.
Powiedz mi jak się przygotowywałeś do tego sezonu, że forma ze startu na start jest coraz wyższa i przesłanki ku temu, że w Brazylii będzie miłe zaskoczenie są wszechobecne.
SB: Wielka w tym zasługa Michała Lićwinko – sam nie wiem jak on to robi (śmiech). Na pewno do formy doszedłem dzięki bardzo ciężkim treningom i takiej stabilizacji przy skokach na wysokości 2,24-2,26. Teraz liczę, że tych skoków na 2,30 będzie coraz więcej, a już docelowo – na igrzyskach – jeszcze wyżej.
Czas w sporcie bardzo szybko leci i niedawno polski kibic cieszył się z tego, że młody Bednarek zdobywał medal na mistrzostwach świata, a teraz do Rio jedziesz jako doświadczony zawodnik.
SB: (Śmiech). Masz rację. No niestety moją karierę zastopowały kontuzje, bo miałem w międzyczasie dwie operacje kolana i tych startów, które dają doświadczenie nie było tyle, ile bym chciał. Długo byłem nieobecny i dopiero rok temu wróciłem do wielkiego skakania.
Jesteś czarnym koniem w stawce na igrzyska?
SB: Różnie bywa. Jeżeli uda mi się wejść do finału, to mogę namieszać. Każdy kto jest w tej ścisłej czołówce ma szansę, by namieszać i zdobyć medal. Skok wzwyż to często loteria. Ja mam nadzieję, że taką niespodziankę będę w stanie sprawić.
Jaka wysokość powinna dać medal?
SB: Trudno powiedzieć. Ja zdobywałem medal skacząc 2,32, czasami brąz zdobywał zawodnik, który nie przeskoczył poprzeczki na wyokości 2,30. Wiele czynników ma na to wpływ. Jeśli konkurs będzie stał na wysokim poziomie, to myślę, że około 2,36 trzeba skoczyć.
Tym samym pobijesz swoją życiówkę.
SB: Dokładnie. Ale z drugiej strony – kiedy, jak nie na igrzyskach olimpijskich bić życiowe rekordy? Jestem w dobrej myśli.
Dwukrotny mistrz olimpijski – Tomasz Majewski do Rio leci jako najstarszy polski lekkoatleta. To jego czwarte igrzyska olimpijskie:
20,62 – to wynik jako udało się dzisiaj osiągnąć. Przygotowania do Rio zatem wchodzą na ostatnią prostą.
TM: Kurde, trochę żałuję tego dzisiejszego dnia, bo naprawdę bardzo dobrze się czułem, a nie wykorzystałem tego w pełni. Dziś było wszystko, by tu osiągnąć zdecydowanie lepszy rezultat.
Odnoszę wrażenie, że mimo wszystko w miarę zadowolony jesteś ze swojej postawy.
TM: Tak, bo w końcu zaczyna się coś dobrego dziać. Jest lepiej niż było, a forma ma dopiero przyjść. Brakowało mi takiego jednego, naprawdę solidnego, trafionego pchnięcia, którym mógłbym przerzucić granicę 21 metrów.
Pamiętam wywiad, którego udzieliłeś cztery lata temu po igrzyskach, w którym powiedziałeś, że byli lepsi od Ciebie w Londynie, a Ty ich wszystkich najzwyczajniej w świecie oszukałeś.
TM: (śmiech). Ja byłem wtedy naprawdę dobry! Jak się jest dobrym zawodnikiem, to można z trochę lepszymi od siebie wygrać. Problem w tym, że oni są jeszcze lepsi, a ja już niekoniecznie. Do tego jest dłużo młodych zawodników, a ja z drugiej strony jestem najstarszym kulomiotem w całej stawce. Sprobować trzeba, ale ja zdaje sobie sprawę, że walka o złoto będzie bardzo trudna. Trzeba skupić się na innych celach, a celem dla mnie na te igrzyska jest walka o brązowy medal.
Tomaszowi Majewskiemu trudno jest cokolwiek mówić przed igrzyskami, motywować, doradzać, bo to człowiek, który w sporcie już wszystko przeżył i wszystko wie. Stary wyga z Ciebie.
TM: W stawce kulomiotów nie ma już nikogo, kto startował w Atenach, mało kto z Pekinu został. Jestem najstarszy w naszej reprezentacji, więc tym doświadczeniem będę starał się pomóc innym. Ja sobie poradzę.
Dzisiejsze zawody są szczególnie, bo dzięki przekroczeniu granicy 20 metrów…
TM: Zaliczyłem swój start numer 250, w którym tą granicę przekroczyłem. Tak ktoś to sprytnie wyliczył. Niewielu jest takich zawodników na świecie, a – kto wie – może i nikt nie może pochwalić się takim osiągnięciem?
Joanna Jóźwik zajęła podczas memoriału drugie miejsce w nietypowym dystansie na 1000m. Wynikiem 2:34,93 uzyskała drugi najlepszy wynik w tym roku na listach światowych:
Wielkie gratulacje za ten mocny, szybki bieg od samego początku i za ten rezultat – 2:34,93. 1000 metrów nie biega się codziennie, ale mimo wszystko ręce same składają się do oklasków.
JJ: Dziękuję bardzo. Wynik szczególnie cieszy, bo osiągnęłam ten wynik sama, a pacemaker, który miał nam pomagać w tym biegu pobiegł zbyt mocno pierwszą część dystansu i niewiele było z niego pożytku. Dziewczyny nie pomagały mi prowadzić tego biegu, więc musiałam sobie radzić w pojedynkę. Jestem zadowolona, bo są jeszcze rezerwy i przy mocniejszym i bardziej konkurencyjnym wyścigu ten wynik można by było jeszcze wyśróbować.
Mistrzostwa Europa to już historia. Powiedz mi proszę, jak spędziłaś ten czas między Amsterdamem, a igrzyskami.
JJ: Byłam na obozie w Zakopanem, który tak naprawdę zawsze bardzo korzystnie na mnie wpływa. Tam dochodzę do optymalnej formy. Polskie góry dobrze na mnie wpływają, na moje samopoczucie i każdy sprawdzian po Zakopanem jest bardzo dobry, czego efektem jest chociażby ten wynik tu, z Sopotu.
Kiedy wylatujesz do Rio?
JJ: Szóstego sierpnia. Do tamtego czasu spokojnie przygotowuje się do igrzysk w Warszawie.
Czyli wracasz do domu, odpoczywasz, łapiesz trochę świeżości, wylatujesz, aklimatyzujesz się w Brazylii i dajesz nam wiele radości.
JJ: Tak, tak, tak, tak, tak, tak! (śmiech)