„Nie analizuję jakoś specjalnie występu w Rio, choć nie chcę o nim zapominać. Byłam w Rio, przekonałam się na własnej skórze czym są igrzyska olimpijskie, zdobyłam cudowne doświadczenie i przeżyłam fantastyczną przygodę. Myślenie o Rio nie powoduje, że na mojej buzi pojawia się uśmiech. Nic z tych rzeczy. Sportowa kariera to jednak nie tylko te wspaniałe momenty. To również porażki i tego nikt nie jest w stanie ominąć. Wyrzucanie z siebie i odcinanie się od tego, co było, nie ma sensu. To miało miejsce, było dla mnie bardzo ważne i w gruncie rzeczy cieszę się, że było dane mi to przeżyć. Świat się na tym nie kończy i ja wierzę, że to musiało się wydarzyć, by w przyszłości móc świętować jeszcze niejeden sukces.” Wywiad z aktualną mistrzynią świata w żeglarstwie, olimpijką z Rio, Małgorzatą Białecką.
Jesteś osobą popularną?
Małgorzata Białecka: Hmmm, czy ja wiem. Może popularność to nie jest najlepsze słowo, ale mieszkańcy Sopotu raczej wiedzą kim jest Gosia Białecka. Przez ostatnie kilka miesięcy w wielu miejscach wisiały plakaty z olimpijczykami sopockich klubów, którzy polecą na igrzyska do Rio de Janeiro. Ja też byłam na tych zdjęciach, więc ludzie pewnie zdążyli mnie trochę poznać.
Zawsze miałem wrażenie, że Sopot bardzo pielęgnuje sport i dba o swoich sportowców. Byłem na kilku spotkaniach, podczas których bardzo ciepło wypowiadał się o was Prezydent miasta, Jacek Karnowski.
MB: Prezydent Jacek Karnowski żyje losami miasta, losami mieszkańców. Gdy ja chcę go zaprosić na jakieś ważne sportowe wydarzenie, to nawet jeśli nie ma czasu, przyjedzie chociaż na 3 minuty, by się z nami spotkać. Zawsze podejdzie i zainteresuje się, czy wszystko w porządku i bardzo dba o sopockich sportowców. Gdybym na przykład dostała propozycję, by zmienić klub i zmienić miasto, które będę reprezentować i daliby mi za to większe pieniądze, to na pewno bym tej propozycji nie przyjęła. Jestem dumna, że reprezentuję Sopot i tu w dalszym ciągu będę trenować.
Cofnijmy się w czasie o niecałe 12 miesięcy. Jest Październik 2015 rok. Jedziesz na mistrzostwa świata, które odbywają się w Omanie. Jaki był wtedy Twój cel?
MB: W tamtym momencie byłam faworytką do wygrania kwalifikacji na igrzyska olimpijskie. Dla każdego z polskiej kadry cel mógł być tylko jeden – zdobyć przepustkę, która uprawnia do wyjazdu na igrzyska. Wiedziałam, że o to miejsce będę rywalizowała z Zosią Klepacką i wiedziałam, że muszę dać z siebie absolutnie wszystko, jeżeli chce polecieć do Rio.
I kwalifikację udało się uzyskać. Kilka miesięcy później znowu odbyły się mistrzostwa świata. Przygotowywałaś się specjalnie pod tamte zawody, czy po prostu wyjazd na regaty do Izraela był kolejnym etapem przygotowań pod Rio?
MB: Mistrzostwa świata w Izraelu potraktowałam treningowo. To był kolejny etap przygotowań do igrzysk. Oczywiście to, że wygrałam regaty i zostałam mistrzynią świata było czymś niesamowitym. Byłam bardzo zaskoczona, bo to nie był mój cel na tamten sezon. To, co najważniejsze i najlepsze dla mnie, miało przyjść dopiero w Brazylii.
Bardzo często imprezy odbywające się w roku olimpijskim są traktowane przez sportowców po macoszemu. Jak było w Izraelu?
MB: Moim zdaniem to były najmocniej obsadzone Mistrzostwa Świata od wielu lat. Po pierwsze, wielu żeglarzy traktowały te regaty, jako generalną próbę przed igrzyskami. Po drugie, nie każdy jadąc do Izraela, miał już kwalifikację olimpijską. Żeglarze musieli zatem walczyć na 100%, jeżeli chcieli sobie zagwarantować udział w igrzyskach olimpijskich. A poza tym, wygranie takich regat na kilka miesięcy przed igrzyskami to również przewaga psychologiczna. Wygrywasz i pokazujesz wszystkim dookoła, że jesteś mocny i w Rio też stać Cię na zwycięstwo. Wracając do pierwszej myśli – nie uważam, by ktoś odpuszczał.
Nie bałaś się, że zwariujesz po zdobyciu mistrzostwa świata? Mateusz Kusznierewicz mówił mi niedawno, że on po złocie zdobytym w Atlancie widział, że świat dookoła niego zaczął się zmieniać i pokus było coraz więcej.
MB: Wiesz, czego trochę mi zabrakło po sukcesie w Izraelu? Ja wtedy przygotowywałam się cały czas do igrzysk. Byłam w mocnym treningu i nie było czasu, żeby odetchnąć i świętować ten sukces. Gdyby igrzyska były rok później, to mogłabym się tym sukcesem trochę delektować. Tymczasem, w biegu odebrałam gratulacje od Prezydenta Andrzeja Dudy, Prezydenta Sopotu, spotkałam się kilka razy z dziennikarzami i musiałam dalej trenować, by swoją dobrą dyspozycję powtórzyć na igrzyskach. Zabrakło czasu, w którym mogłabym celebrować tak fantastyczny sukces. Przez to, że kilka miesięcy później było Rio, w którym już tak dobrze mi nie poszło, zostałam nieco zapomniana. Gdyby igrzyska były nie w 2016, a w 2017 roku, to ten czas na szczycie wydłużyłby się.
Dużo udzieliłaś wywiadów po zdobyciu mistrzostwa świata?
MB: Sporo.
Pytam, bo dopiero wtedy tak naprawdę ludzie zaczęli interesować się Gosią Białecką.
MB: Zainteresowanie moją osobą zaczęło się w momencie, gdy zakwalifikowałam się na igrzyska. Wtedy zaczęli dzwonić dziennikarze, ludzie dzięki temu poznawali kim jestem. Bardzo często nie było mnie w Polsce, więc nie miałam problemu z popularnością. Gdy jednak byłam na miejscu, to cały czas były jakieś spotkania, konferencje, wywiady. To jednak część tej pracy, nie ma co narzekać.
Jak reagowałaś na zainteresowanie swoją osobą mediami?
MB: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Na pewno obecność mediów nie była dla mnie czymś nowym. Przez to, że trenujemy pod szyldem Energa Sailing, cyklicznie robione są reportaże z naszych zawodów, o tym jak trenujemy i jak nasza grupa wygląda od środka. Oczywiście też mam swoich ulubionych dziennikarzy, z którymi lubię porozmawiać i to nie tylko o sporcie. Są moimi znajomymi.
Łatwiej było oswoić się z sukcesem mając przy sobie starszych kolegów, którzy przed laty zdobywali najwyższe laury? Mówię tu o Przemku Miarczyńskim czy Piotrze Myszce.
MB: Tak, na pewno czułam ogromne wsparcie. Przemek doskonale wiedział, co czułam po zdobyciu mistrzostwa świata. Wiedział również, jak zabolały mnie igrzyska olimpijskie, na których mi nie poszło. Ludzie pamiętają, że Miarczyński zdobył brązowy medal na igrzyskach w Londynie ale zanim zdobył ten brąz, to na igrzyskach był trzykrotnie i musiał zadowolić się też na przykład 16 miejscem. Wiedział, co ja czuję i na swoim przykładzie podpowiadał mi w wielu kwestiach. Z Piotrem Myszką również mamy dobre relacje, mimo że nie trenujemy w jednym klubie.
Z jakim nastawieniem na igrzyska olimpijskie jedzie mistrzyni świata?
MB: Jechałam do Rio, by dać z siebie wszystko i wypaść jak najlepiej. Chciałam powalczyć o medal – to chyba naturalne.
Czułaś presję przed igrzyskami?
MB: W pewnym momencie pojawiły się głosy, że wiele osób bardzo liczy na nasze medale. Pojawiały się pytania – A co, jak nie będzie podium? Zaczęto pompować balonik i razem z Piotrem Myszką jeszcze przed wyjazdem do Rio mieliśmy złoto w kieszeni – tak przynajmniej trąbiły media. Te głosy, które dochodziły do nas zewsząd, może nie wywierały presji, ale dawały do zrozumienia, że wiele osób na nas liczy i będzie przyglądało się naszym występom w Rio.
Jak Ty na to reagowałaś? Motywowało Cię to?
MB: Gdy patrzę na tę sytuację z perspektywy czasu to dochodzę do wniosku, że w trakcie swojej drogi do Rio padłam ofiarą własnego ‚,przemotywowania”. Nie wiem, czy zrozumiesz o co mi chodzi. Kiedy kilka miesięcy wcześniej zdobyłam mistrzostwo świata, trzeba było się uspokoić i po prostu utrzymać dobrą formę. Oczekiwania – również moje własne względem siebie – rosły z dnia na dzień. Ciężko trenowałam, nakręcałam się na igrzyska i być może zabrakło trochę luzu. Może należało trochę więcej odpoczywać? Sama narzuciłam sobie dość szybkie tempo, czego ostatecznie mój organizm nie wytrzymał i w kluczowym momencie pojawiło się osłabienie i choroby.
Byłaś zbyt pewna siebie?
MB: Nigdy nie jestem pewna siebie.
Nie wierzę.
MB: To znaczy jestem pewna siebie, muszę być pewna, ale nigdy nie lekceważę przeciwniczek. Nie czułam się dużo lepsza od innych dziewczyn i nie patrzyłam na nie z góry. Obecnie światowa czołówka jest na tak wyrównanym poziomie, że przy odrobinie szczęścia praktycznie każdy mogłby regaty wygrać. Koncentrowałam się więc na sobie, wierzyłam we własne umiejętności, ale nikogo nie lekceważyłam i nie mówiłam, że jako mistrzyni świata muszę rozwalić wszystkich na igrzyskach.
Siadasz sobie czasami w fotelu i myślisz o igrzyskach? Czy tyle czasu już minęło, że skupiasz się na czymś innym?
MB: Nie analizuję już jakoś specjalnie występu w Rio ale nie chcę też o nim zapominać. Byłam w Rio, przekonałam się na własnej skórze czym są igrzyska olimpijskie, zdobyłam cudowne doświadczenie i przeżyłam fantastyczną przygodę. Myślenie o Rio nie powoduje, że na mojej buzi pojawia się uśmiech. Sportowa kariera to jednak nie tylko te wspaniałe momenty. To również porażki i tego nikt nie jest w stanie ominąć. Cała droga do Rio, ponad rok przygotowań i sam start to był bardzo ważny dla mnie czas i w gruncie rzeczy cieszę się, że było dane mi to przeżyć. Tym razem nie wyszło najlepiej, ale świat się jeszcze nie kończy i ja wierzę, że tak musiało być, by w przyszłości móc świętować jeszcze nie jeden sukces.
Ależ jesteś ambitna.
MB: Jestem. Nie potrafię robić czegoś na 99%. Gdy jeżdżę rowerem, biegam albo gram w jakąś najprostszą grę też muszę być najlepsza. Uwielbiam rywalizację i smak zwycięstwa.
Rowerem też nie jeździsz tylko dla zabicia czasu.
MB: Oczywiście, że nie! (śmiech) Zawsze daję z siebie wszystko. Dopóki nie padnę, to z roweru nie zejdę!
Porozmawialiśmy o tym co było, teraz trzeba ustalić, jakie masz plany na przyszłość. Jak będzie wyglądało Twoje najbliższe kilka/kilkanaście miesięcy?
MB: Obecnie czekam na operację kolana. Muszę wyciąć kawałek łąkotki. Niby nic poważnego, ale zabieg trzeba zrobić. Jeśli wszystko pójdzie dobrze przez około miesiąc będę wyłączona z ostrzejszych treningów. Ostatnie dwa miesiące poświęciłam na jeżdżenie po lekarzach i leczeniu mniejszych lub większych urazów. Wydaje mi się, że teraz jest najlepszy czas, żeby takimi sprawami się zająć. Jeśli nie będę zdrowa, to dalsza kariera zbyt długo nie potrwa.
Od pływania rozumiem odpoczywasz?
MB: Od pływania tak, ale mam bardzo dużo innych obowiązków. Na pewno nie siedzę w domu i nie czekam, aż nadejdzie kolejny sezon i będę mogła iść na trening. Miałam dużo spotkań, konsultacji lekarskich, zajęcia z fizjoterapeutą, do tego rower, trening funkcjonalny w Rehasport clinic. Właściwie cały czas coś robiłam, bo nie potrafię wysiedzieć bezczynnie w domu.
A kiedy wznawiasz treningi?
MB: Cały czas się ruszam, staram się utrzymywać w miarę dobrą formę, żeby później nie zaczynać od zera. Po operacji pojadę pewnie na obóz leczniczy w góry i tam zacznę się wdrażać do sezonu. A takie poważne przygotowania, już stricte żeglarskie, to pewnie od nowego roku. Wtedy wrócę na deskę i do normalnego reżimu treningowego.
Jakie cele na przyszłość ma mistrzyni świata?
MB: Celem w dłuższej perspektywie są na pewno igrzyska w Tokio. Kilka najbliższych lat będzie podporządkowane pod kolejną olimpiadę, bo bardzo chcę na niej wystąpić i tam powalczyć o medal.
W następnym roku na mistrzostwach świata w Tokio oczywiście wystartujesz.
MB: Oczywiście, wystartuję. Chcę wykorzystać moment, kiedy jestem mistrzynią świata i niczego mi nie brakuje, żeby dobrze sie przygotować do kolejnego sezonu. W profesjonalnym sporcie, nawet jeśli na chwilę odpuścisz, to od razu wypadasz z czołówki do której powrót jest bardzo trudny. Potrzeba niewyobrażalnie wielkiej pracy i nakładów finansowych, aby to uczynić. Trzeba kuć żelazo póki gorące, tym bardziej, że lubię sport i taką pracę.
Czego Ci życzyć? Zdrówka – to już wiem.
MB: Zdrowie jest chyba najważniejsze, o czym niestety cały czas się przekonuję na własnej skórze. Może jeszcze trochę szczęścia? Tego nigdy za wiele:)