Jakiś czas temu stwierdziłem, że z Michałem Cieślakiem wywiad należy zrobić teraz, bo za kilka lat, gdy będzie mistrzem świata, to nie będzie już takie proste. Jak sam potwierdza – za dwa lata zdobędzie mistrzowski pas. Czekam, kibicuję, wierzę i zapraszam na wywiad. Bardzo charakterny, poukładany i mądry facet. Michał Cieślak, zapraszam!

 

Jadąc do Ciebie na wywiad zastanawiałem się, który polski sportowiec pochodzi właśnie z Radomia. Szczerze? Nie miałem pojęcia.

Michał Cieślak: Jeśli chodzi o sporty indywidualne, to chyba faktycznie zbyt wiele osób nie pochodzi z Radomia. Jeśli chodzi o sporty drużynowe to jest Radomiak i Rosa, więc kilku sportowców by się znalazło.

Ale ja mówię o znanych osobach. Przyglądałem się Tobie podczas gal w Krakowie i w Gdańsku i widzę, że jesteś coraz bardziej popularny. Ludzie podchodzą, proszą o zdjęcie – kiedyś tego nie było.

MC: To na pewno zasługa polsatowskich gal. Dwie ostatnie wygrane, fajne pojedynki, widowiskowe wygrane i ludzie zaczęli mnie poznawać. Tym bardziej żałuję, że nie udało się doprowadzić do konfrontacji z Sillachem, bo jestem przekonany, że bym wygrał, awansował w rankingach i rozpoznawalność byłaby jeszcze większa.

Ktoś pomaga Ci w kreowaniu własnego wizerunku? Chodzi mi o rozpoznawalność.

MC: Nie ma takiej osoby. Wchodzę do ringu i robię to, co najlepiej potrafię, czyli boksuję i wygrywam kolejne pojedynki. Nie jestem typem krzykacza, który będzie wchodził przed walką w pyskówki i odgrażał się na konferencjach prasowych. To nie jest mój styl. Skupiam się tylko na boksie i tylko boks mnie interesuje.

Artur Szpilka dużo gada, głośno komentuje niektóre wydarzenia i jest bardzo popularny. Dereck Chisora wykrzyczał sobie kiedyś walkę o mistrzostwo świata. Nie myślałeś, żeby iść tą drogą?

MC: Nie mam na to parcia, serio. Popularność jest spoko, ale to nie jest moja obsesja. Jeżeli miałbym być rozpoznawalny, to wolałbym, żeby to przychodziło po dobrych pojedynkach i zwycięskich walkach, a nie po bijatyce na konferencji prasowej czy kłótni z moim przeciwnikiem. Nie chcę wchodzić w takie gierki, nie chcę się w to bawić.

Przechodząc do sportu – trochę się u Ciebie dzieje w ostatnim czasie. Walka w Gdańsku, plany by zaboksować w listopadzie na Polsat Boxing Night, by znowu zmienić plany i szykować się na inny termin. Coś już wiadomo?

MC: Trochę się to pozmieniało i nie jestem z tego powodu zadowolony, bo byłem bardzo nakręcony na tę walkę w Krakowie. Postaram się zawalczyć jeszcze raz w tym roku, szykowana jest gala z moim udziałem na 10 grudnia, która organizuje Tomasz Babiloński. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Mówisz o tej samej gali, podczas której do ringu ma wyjść również Krzysztof Włodarczyk?

MC: Diablo też jest szykowany na 10 grudnia?

Tak słyszałem.

MC: Możliwe zatem, że wystąpimy podczas tej samej gali. Póki co czekam na oficjalne potwierdzenie terminu i momentu, w którym ruszą przygotowania.

Odpocząłeś już po walce?

MC: Bardzo ciężko trenowałem przed walką w Gdańsku. Potraktowałem rywala na serio, więc po walce, która sama w sobie nie zmęczyła mnie jakoś specjalnie, musiałem odpocząć. Przez tydzień nie robiłem nic, po prostu odpoczywałem. Potem zacząłem przygotowania do walki w Krakowie, aż do środy, kiedy dostaliśmy telefon, że gala jest odwołana. Szkoda, ale nic z tym nie zrobię. Obecnie trenuję raz dziennie. Nie tylko boks, ale i inne zajęcia ogólnorozwojowe. Jak już będzie coś na sztywno dogadane, to przygotowuję się konkretnie do kolejnego pojedynku.

Czy planując przygotowania do Sillacha brałeś pod uwagę sparingi z Krzysiem Włodarczykiem? On tez miał walczyć w Krakowie.

MC: Wiem, że nasi trenerzy rozmawiali ze sobą i był plan by jeden/dwa sparingi stoczyć. Diablo swoim stylem nie pasował dokładnie pod Sillacha. To inni pięściarze. Był temat, żeby przewalczyć kilka rund z Pawłem Stępniem, ale na tą chwilę to jest już bez znaczenia.

To prawda, że nie wszyscy z Twojego obozu chcieli, byś walczył w Krakowie z Islailem Sillachem?

MC: To jakaś bzdura, nie wiem kto to wymyślił. Ja bardzo chciałem tego pojedynku, moi promotorzy również mają w planach, by moi rywale byli coraz mocniejsi, więc nie wiem skąd w ogóle takie głosy. Mam 27 lat, nie jestem już młody, wiec nie rozumiem, czemu miałbym nie walczyć z kimś poważnym.

Powiedziałeś, że nie jesteś młody. To dobrze, bo wszyscy w świecie boksu cały czas gadają, że młody Cieślak to, młody Cieślak tamto.

MC: Młody już nie jestem – to na pewno. Ludzie tak gadają, bo dosyć późno przeszedłem na zawodostwo i nie mam jeszcze niewiadomo jakiego doświadczenia. Długo walczyłem na amatorstwie, nie wszystko układało się wtedy po mojej myśli. Miało na to wpływ wiele czynników, ale na pewno 27-letni facet nie może wiecznie gadać o sobie, że jest młody. Ja chcę wielkich walk i wielkiego boksu już, teraz. Nie ma na co czekać.

Czym dla Ciebie są polsatowskie gale? To okno na świat i kolejny krok w drodze do tego największego boksu, czy miejsce, w którym chciałbyś na razie zostać?

MC: Polsat robi dla nas dobrą robotę, daje nam możliwość pokazania się przed własnymi kibicami w pojedynkach z dobrymi rywalami. Tym większa szkoda, że do tej walki w Krakowie nie dojdzie. Na pewno moje cele są większe i w przyszłości chciałbym spróbować swoich sił za granicą, ale zdaję sobie sprawę, że pewne rzeczy przychodzą stopniowo i nie wszystko da się osiągnąć od razu.

Nie kombinujesz, by poza walkami w Polsce, próbować swoich sił dodatkowo za granicą?

MC: Jeżeli zawalczę w grudniu, to będzie to mój czwarty pojedynek w tym roku kalendarzowym. To mało?

Pytanie, ile rund przeboksowałeś. Z Palaciosem cztery, w Gdańsku dwie, poprzednio dziewięć. Łącznie – nieco ponad jedna walka.

MC: (śmiech) No faktycznie. Niby rund niewiele, ale do każdego pojedynku musiałem się przygotować. Dużo w tym czasie zaliczyłem sparingów, mierzyłem się z mocnymi rywalami, a to dla „młodego” zawodnika samo w sobie jest sporym doświadczeniem. To, że pojedynki trwały tyle, ile trwały to i dobrze i niedobrze. Fajnie, że wygrywałem przed czasem, a niefajnie, bo mogłem przewalczyć pełen dystans i zebrać doświadczenie, które mogłoby w przyszłości zaprocentować.

Właśnie, chciałem pogadać chwilę z Tobą o tych sparingach. Przed ostatnim pojedynkiem w karierze Tomasza Adamka Góral sparował między innymi z Tobą.

MC: To prawda. Sparowałem z Góralem. Dla mnie to na pewno bardzo cenne doświadczenie. Biłem się też z Mateuszem Masternakiem i to był już zupełnie inny sparing. Master był szybszy, na co innego musiałem zwracać uwagę, skupić się na innych elementach. Wiadomo, że sparing to nie prawdziwy pojedynek i ja nie chcę tego przekładać jeden do jednego i myśleć, co by było, gdybym z którymś z chłopaków zmierzył się w walce o stawkę, ale z tych kontrolnych pojedynków byłem zadowolony. Nie wyglądało to źle.

To prawda, że Adamek musiał Cię hamować?

MC: Trochę mnie studził i dawał swoje wskazówki. Instruował mnie, podpowiadał, uspokajał.

Sparingi traktujesz bardzo serio? Dajesz z siebie maksa?

MC: Na pewno nie maksa, ale do sparingów podchodzę bardzo poważnie. Większość z walk kontrolnych było bardzo mocnych.

Maciej Miszkiń powiedział mi niedawno, że w tej hierarchi polskich pięściarzy występujących w kategorii curiser już teraz stawia Cię wyżej niż Mateusza Masternaka. Na papierze Ty wciąż jednak jesteś dopiero czwartym junior ciężkim w Polsce. Jak Ty się do tego odniesiesz?

MC: Nie patrzę na to z tej perspektywy. Robię swoję i nie zastanawiam się czy Masternak jest lepszy ode mnie czy gorszy. Serio. Boks to jest sport indywidualny i ja nie chcę tworzyć jakiegoś rankingu i sam siebie w nim pozycjonować. Polsko-polskie pojedynki są potrzebne i to już pokazało kilka poprzednich gal. Niech ring wyznacza tę hierarchię i to on zweryfikuje czy lepszy jest ten pięściarz, czy tamten.

Z Masternakiem też wiele razy sparowałeś.

MC: Za pierwszym razem miałem okazję walczyć z nim podczas treningu w Berlinie przed walką z Drozdem. Ja wtedy do dorosłego boksu dopiero wchodziłem, Mateusz już był na poziomie, który kwalifikował go do dobrych pojedynków. Przed walką z Palaciosem też z nim sparowałem i za każdym razem te lekcje były dla mnie bardzo cenne. Starałem się możliwie jak najwięcej z tego wynieść. I to zarówno podczas treningów z Masterem, Diablo, Góralem czy Główką.

Właśnie, powiedziałeś o Główce. Sparowałeś z nim 5 razy przed jego pojedynkiem z Marco Huckiem. Krzysiu wygrał i zdobył tytuł. Podczas tych walk Ty nie odstawałeś od przyszłego wtedy mistrza świata.

MC: Nie odstawałem i to były dobre sparingi. Nie chce przekładać tego na normalną walkę, ale to były dobre pojedynki. Krzysiu był dobrze przygotowany na Hucka, ale ja wiem, że na tym najwyższym światowym poziomie jestem w stanie pokazać się z dobrej strony.

Jakiś czas temu przeczytałem informację, że rok temu otrzymałeś propozycję walki z… Aleksandrem Usykiem. To prawda?

MC: Tak, pojawiła się taka propozycja. Mieliśmy walczyć na Ukrainie.

Czemu nie wyszło?

MC: Byłem wtedy chwilę po kontuzji, miałem na koncie dopiero 8 walk. Jakoś temat ucichł i do pojedynku nie doszło. Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało, bo w tamtym momencie na pewno nie byłem gotowy na Usyka.

Teraz jesteś gotowy?

MC: Myślę, że do końca gotowy nie jestem, ale gdyby ktoś zaproponował mi walkę z Ukraińcem o tytuł mistrza świata, to na pewno bym wziął ją ciemno. Ogólnie, gdybym dostał walkę o pas to bez wahania się na nią decyduję.

Planujesz wyjechać do Stanów Zjednoczonych?

MC: Planuję, coraz więcej o tym myślę i pewnie w końcu do Stanów wyjadę. Nie chcę za kilka lat załować, że nie wyjechałem – może tak. Wiem, że to najbardziej słuszna droga dla każdego pięściarza, największy możliwy boks i kwestią czasu jest to, kiedy zdecyduję się wylecieć za Ocean.

Pewnego poziomu w Polsce nie przeskoczysz.

MC: Dokładnie. Chciałbym wyjechać i chłonąć tego boksu ile tylko będę w stanie. Jestem zdeterminowany, by z dnia na dzień być coraz lepszym pięściarzem i wiem, że jestem to w stanie osiągnąć. Do tego jednak muszę wyjechać. Może na początek na kilka tygodni, potrenować w innym środowisku, zaliczyć kilka wartościowych sparingów i zobaczyć jak ten amerykański boks wygląda od kuchni. Mówię – nie zamykam się na nowe rozwiązania. Wiem, że droga na szczyt łatwa nie jest i nie boję się ciężkiej pracy. Jestem na to gotowy.

Obecnie kategoria wygląda jednak w ten sposób, że dominują w niej pięściarze z Europy. Usyk, Lebiediev, Drozd, chwilę wcześniej Główka czy Huck. Walki też przeważnie odbywają się w Europie.

MC: Nie chcę aż tak daleko w przyszłość wybiegać z planami. Zobaczymy co przyniesie los. Wiem, że tak jest, masz rację. Nie chcę jednak o tym mówić póki co.

Masz obsesję doskonałości?

MC: Coś w tym jest. Słyszałem już takie opinie na swój temat kilkukrotnie. Na pewno jestem osobą, która najlepiej czuję się w sportach indywidualnych. Grałem w piłkę za małolata, ale od początku coś mi w futbolu nie pasowało. Chciałem być odpowiedzialny sam za siebie i mieć bezpośredni wpływ na wszystko, co robię. Boks taki jest. Pracujesz na siebie przez jakiś czas, dzięki czemu wygrywasz walkę za walką. To dla mnie zawsze było ogromną motywacją do jeszcze cięższej pracy.

Charakter masz idealny jak na pięściarza. Trochę przypominasz mi Tomka Adamka. Żadne psiu-bziu w głowie, twardo stąpasz po ziemi. Grzeczny, profesjonalny, ukierunkowany na sukces.

MC: Psychika jest moją bardzo mocną stroną. Bez tego w boksie na pewno nie da rady nic osiągnąć. Najwięcej siedzi w głowie i jeżeli tam wszystko nie jest poukładane tak, jak należy, to nie można myśleć o największych triumfach. Na tę chwilę uważam, że psychika pomaga mi w mojej karierze. Zobaczymy jak będzie dalej.

Gdy dostaniesz pierwszy mocny cios w głowę, bo takiego jeszcze w dotychczasowej karierze nie otrzymałeś.

MC: To prawda, jeszcze się nie zdarzyło. Mocną psychikę i plan na walkę ma każdy, kto wychodzi do ringu. Optyka zmienia się w momencie, gdy dostaniesz cios. Wtedy wszystko wywraca się do góry nogami.

Ależ jesteś pewny siebie.

MC: Boks to jest taki sport, że musisz być pewny siebie. Każdy jest pewny siebie, a przynajmniej takiego zgrywa. Gdyby było inaczej, to na pewno nie byłoby mowy o wygraniu jakiegokolwiek pojedynku. Głowa przede wszystkim.

W ogóle mam wrażenie, że podczas gal jesteś tak naładowany, że aż strach do Ciebie podejść. To Twój sposób na koncentrację?

MC: Tak, taki już jestem. Tydzień przed walką nie myślę za bardzo o pojedynku, normalnie się zachowuję, żartuję. Gdy jednak przychodzi ważenie, spotkanie z moim przeciwnikiem i zaczyna udzielać mi atmosfera walki, to zaczynam żyć we własnym świecie. Nawet trenerzy wiedzą, że najlepiej jest ze mną zbyt wiele nie gadać, bo lubię się zamknąć w sobie i w ten sposób się koncentrować.

Jesteś na fali wznoszącej i przygotowując się do tej rozmowy wiele razy czytałem o Twoich kolejnych sukcesach i wygranych walkach. Mało było o mniejszych lub większych porażkach i momentach zwątpienia, które też jednak Ci się przytrafiały.

MC: Momentów, w których nie wszystko układało się po mojej myśli, było kilka. Na pewno to, że w wieku 15 zmarł mi ojciec. Poszedłem do pracy, musiałem zarabiać pieniądze i pomagałem mamie, by utrzymać dom. Zdarzały się przerwy od boksu, bo będąc na amatorstwie nie było z tego kasy, a ta była niezbędna do życia. Trenowalem, pracowałem, miałem trochę trudniej niż moi równieśnicy, ale to mnie nakręcało. Wiedziałem, że jak to przetrwam i dam radę to w przyszłości będzie mi zdecydowanie łatwiej. Po części tak się dzieje. Zarabiam na boksie, żyję z boksu, co kiedyś było moim marzeniem. Wiadomo, że człowiek chce więcej i więcej, ale na wszystko przyjdzie czas. U mnie pieniądze od bardzo dawna są ważne w życiu, ale to wynika z tego, że nie zawsze było kolorowo. To mnie wiele nauczyło.

Czy dla młodego chłopaka, który pochodzi z tak małej miejscowości, jaką jest Radom, trudniej jest się przebić do wielkiego sportu? Czy nie było planów, by już kilka lat temu przenieść się do Warszawy i tam kontynuować swoją karierę?

MC: Nie było takiego planu, by wyjechać z Radomia, bo miałem tu tak naprawdę wszystko, by boksować. Miałem klub, miałem trenera, rodzinny dom, znajomych, więc nie potrzebowałem niczego więcej, by robić to, co wtedy robiłem. Najgorzej jest się przebić – to jak wszędzie. Swoją wartość jednak udowadniałem na mistrzostwach Polski, gdzie raz zdobyłem srebrny medal, raz złoty i moje nazwisko zaczęło być coraz bardziej rozpoznawalne, a ja ceniony jako pięściarz.

Asia Jędrzejczyk powiedziała mi niedawno, że zna swoje najgroźniejsze rywalki, wie jak one trenują, wie jak się prowadzę i właśnie świadomość tego, z kim ona rywalizuje na co dzień, pozwoliła jej uwierzyć w to, że będzie mistrzynią świata. Jak jest u Ciebie? Patrzysz na swoich rywali i widzisz, że masz coś, czego im brakuje?

MC: Nie patrzę na swoich rywali. Ja nazywam się Michał Cieślak i wiem jak ja trenuję, ile ja zapierdzielam dzień w dzień, ile sam z siebie daję na treningach, jak się prowadzę i ile wyrzeczeń kosztuje mnie to, bym kiedyś spełnił swoje największe marzenie, jakim jest zdobycie tytulu mistrza świata. Każdy pięściarz ma swoje mocniejsze strony i te słabsze, nad którymi musi pracować. Ja pracuję, codziennie się poprawiam i w końcu pas zdobędę.

Dobra, kiedy? Konkrety poproszę.

MC: Za dwa lata. Będę miał 29 lat i wtedy zdobędę tytuł mistrza świata. Tak to sobie zaplanowałem i tak będzie.

 

 

KOMENTARZE