W ostatnich latach przyjęło się mówić, że polski boks schodzi na psy. MMA, nie no, polskie MMA zyskuje z każdą kolejną zorganizowaną galą. Boks? Kto to ogląda? Przecież za 10 lat ta dyscyplina kompletnie przestanie ludzi interesować.

Ja mam tę niewdzięczną rolę, że stoję w rozkroku – pomiędzy MMA i boksem. Z jednej strony od dłuższego czasu pracuję przy mieszanych sztukach walki, z drugiej jednak 1 stycznia kilka sekund po północy marzę w pierwszej kolejności od kilku lat o tym, abyśmy znowu mieli zawodowego mistrza świata. Ci, którzy najbardziej szermierkę na pięści atakują, być może nie wiedzą, że w naszym kraju mieliśmy czterech zawodowych mistrzów świata. Dwóch z nich dierżyło tytuły w dwóch różnych kategoriach wagowych, trzeci dwukrotnie wchodził na szczyt. Ale to szczegół – w tej rozmowie być może mało istotny fakt, o którym wypada jednak pamiętać.

Co rozumiemy przez stwierdzenie, że boks schodzi na psy?

– jeżeli chodzi o aktualne zainteresowanie obiema dyscyplinami – tutaj MMA bije boks na głowę

– jeżeli chodzi o tempo rozwoju obu dyscyplin – MMA to Pendolino, boks stare Regio

– jeżeli chodzi o liczbę ciekawych gal organizowanych w Polsce – boks powinien się wstydzić, MMA może pękać z dumy

Ale jeżeli chodzi o poziom sportowy tych najlepszych… w tym aspekcie jest już równo, bardzo równo. Kto wie, czy może nawet boks nie może patrzeć na swojego młodszego kolegę z góry.

No właśnie – co jest miernikiem? Oglądam od wielu lat piłkarską Ekstraklasę, dostrzegam schemat, który oglądamy niemalże co roku.

1. Letnie okienko transferowe, najlepsze ekipy w kraju kupują piłkarzy, którzy mają dać jakość

2. Nowy trener układa wszystko po swojemu, drużyny wychodzą na prostą

3. W zimę mamy kolejne wzmocnienia, które jeszcze bardziej poprawią jakość gry

4. Drużyna X zdobywa mistrzostwo Polski

5. Przegrywamy latem w pierwszych fazach eliminacji, kompromitujemy się, piłkarze są sprzedawani, trener zwalniany

6. Zaczynamy budować wszystko od nowa

Gdy już nam się wydaje, że jest dobrze, poziom sportowy się podnosi, drużyna gra jak nigdy, to po chwili przegrywa jak zawsze. Na sukcesy międzynarodowe trzeba poczekać rok i to przyjmując najbardziej pozytywny scenariusz, który od kilku lat się jeszcze nie wydarzył.

I to jest właśnie miara sukcesu – rywalizacja z najlepszymi z innych krajów. Z ekipami z Rosji, Niemiec, Bułgarii czy Czech. Nie walka Pogoni Szczecin z Legią Warszawa czy Wisly Płock z Górnikiem Zabrze. W takich meczach ktoś musi z kimś wygrać, bo tak już w sporcie jest. Czy jednak najlepszy faktycznie jest dobry i coś potrafi przekonujemy się później – w momencie, gdy wskakujemy do głębokiego jeziora i nie wiemy, co może nas w nim spotkać.

Tymczasem wielu kibiców w naszym kraju obserwuje krajowe MMA i są oni przekonani, że każdy zawodnik, który trenuje na co dzień stójkę, zapasy i parter jest trzy razy lepszy od tego, który obija godzinami worek bokserski. Skąd takie przekonanie? Zerknąłem na wszystkich naszych zawodników, którzy rywalizują na co dzień w UFC. Tak, skupiłem się na amerykańskiej organizacji, bo to największa liga na świecie i to tam walczy się o najwyższe laury. (ostatnie 3 walki)

Jan Błachowicz: wygrana, wygrana, wygrana

Joanna Jędrzejczyk: przegrana, wygrana, przegrana

Karolina Kowalkiewicz: p, p, p

Marcin Tybura: w, w, w

Michał Oleksiejczuk: p, p, w

Marcin Prachnio: p, p, p

Krzysztof Jotko: w, w, w

Bartosz Fabiński: p, w, w

Oskar Piechota: p, p, p

David Zawada: w, p, p

Mateusz Gamrot: p

Łącznie: 14 wygranych i 17 przegranych.

15 pozostałych zawodników, którzy byli w przeszłości w UFC, wygrało łącznie w historii 23 walki i przegrało 46, co pokazuje, że najlepszym naszym reprezentantom, nie zawsze wiodło się super. Mamy aktualnego mistrza UFC, mamy Asię Jędrzejczyk, która dzierżyła pas i być może zaraz znowu o niego powalczy, mamy Jotko i Tyburę, którzy są na fali i mogą sporo namieszać. Mamy też takich, którzy po epizodzie w UFC wracają do kraju i od nowa układają swoje kariery.

Pięściarzy trzeba natomiast rozpatrywać nieco inaczej, bo oni nie walczą w żadnej lidze czy federacji. Zwycięstwo nie jest równe zwycięstwu, rekord okraszony jedną porażką nie może budzić aż takiego szacunku, jak w przypadku dorobku zawodników w MMA. Gdy jednak patrzę na najlepszych naszych pieściarzy:

Michał Cieślak – walczył w 2020 roku o tytuł mistrza świata

Maciej Sulęcki – walczył w 2019 roku o tytuł mistrza świata

Krzysztof Głowacki – walczył w 2019 roku o tytuł mistrza świata

Mateusz Masternak – zdobył w 2018 roku tytuł mistrza Europy

Kamil Szeremeta – jeszcze w 2020 roku ma zawalczyć o tytuł mistrza świata

Ewa Brodnicka – w październiku po raz szósty będzie broniła tytułu mistrzyni świata

Ewa Piątkowska – to niedawna była mistrzynią świata

Adam Kownacki – 18 miejsce w światowych rankingach

Krzysztof Włodarczyk – 11 miejsce w światowych rankingach, w 2017 roku walczył o tytuł mistrza świata

Czyli – generalnie – nie ma tragedii. Ja wiem, że te rankingi bokserskie to momentami jest śmiech na sali i nie ma co się na nie specjalnie powoływać. Rozumiem, że kobiecy boks woła o pomstę do nieba i patrząc na walki Brodnickiej ciężko jest mieć do tego jakiś mega szacunek. Nie można jednak kompletnie olewać tego, że w najbliższych walkach Głowacki i Szeremeta powalczą o pasy mistrzowskie, Główka niedawno stał przed taką szansą, podobnie jak Cieślak i Sulęcki. To co, chyba tak bardzo źle z nami nie jest, prawda? Chyba ten boks, momentami źle zarządzany i wewnętrznie pogmatwany, mimo wszystko trzeba trochę szanować, czyż nie?

Nie deprecjonuję MMA, nie bronię boksu i na odwrót – bardzo bym sobie życzył tego, aby wszystkim wiodło się super i aby Tybura, Jędrzejczyk czy Jotko zwyciężali i zdobywali tytuły mistrzowskie. Wpadł mi jednak w oko jeden Tweet po weekendowej walce Mateusza Gamrota, który zainspirował mnie do napisania tego tekstu. Zostawiam was z nim i statystykami powyżej. Miernikiem klasy boksu w Polsce nie jest to, że jakiś tam średniaczek ledwo wygrał na punkty z zapaśnikiem (Runowski vs Rutkowski) czy inne tego typu pierdoły, które zbierają lajki, wywołują sporo szumu, ale z prawdziwym sportem nie mają wiele wspólnego. Prawdę zawsze mówi sport na najwyższym poziomie, którego nie można naciągnąć. Który, jak podczas dodawania dwóch liczb, zawsze pokazuje właściwy wynik.

Czy MMA tak bardzo wyprzedza w tym aspekcie boks, że można się z niego szyderczo śmiać?

KOMENTARZE