Vital Heynen zdobył z reprezentacją Polski mistrzostwo świata i wywalczył drugie z najważniejszych treofeów w karierze trenera siatkówki. Biało-czerwoni pod jego przewodnictwem obronili tytuł najlepszej ekipy globu wywalczony przed czterema laty.
Dzisiaj Heynen jest naszym narodowym bohaterem i człowiekiem, który obok Kurka, Kubiaka i Nowakowskiego jest najczęściej wymieniany w kontekście wielkich sukcesów kadry. Taki stan jednak będzie trwał niedługo, euforia minie bardzo prędko. Odcinanie kuponów i radość z wielkiego triumfu jest bowiem krótka. Niestety – Heynen jeszcze nie ma pojęcia, jak szybko immunitet utraci i zacznie być krytykowany.
Przed czterema laty brązowy medal na mistrzostwach świata zdobyła reprezentacja Niemiec. Kto był wtedy trenerem naszych zachodnich sąsiadów? Tak, tak, własnie Heynen. Minęły cztery lata, a Niemców na światowym czempionacie nawet nie było w fazie grupowej.
Jak myślicie: jak zapamiętany został Heynen przez niemieckich kibiców? Jako ktoś pozytywny czy negatywny?
Również w 2014 roku niemieccy piłkarze wygrali mundial, w tym roku nawet nie wyszli z grupy. W obu turniejach Neuera i resztę prowadził Joachim Loew. W Rosji nie poszło, kibice skrytykowali występ swoich ulubieńców i nie zostawili na piłkarzach suchej nitki. Jakie są jednak finalne decyzje ich krajowego związku? Fakt, było słabo, ale Loew to w dalszym ciągu znakomity fachowiec. Nie ma sensu zmieniać czegoś, co od dłuższego czasu funkcjonuje dobrze, a po prostu raz przestało działać.
U nas jednak Stephan Antiga, trener siatkarzy z 2014 roku, nie mógł liczyć na taką wyrozumiałość. Po zdobyciu mistrzostwa wiele osób mimo wszystko zaczęło podważać jego umiejętności, wyczucie, nosa do powołań itp. Gdyby robili to kibice, nikt by się tym nie przejął – hejterzy zawsze będą hejtować. Ale i ekspertom, ludziom, którzy są zapraszani do telewizyjnego studia, zaczęło przeszkadzać, w jaki sposób kadrę prowadzi Antiga.
– Dwóch lat straconych ze Stephanem Antigą nie da się zamieść pod dywan. Niewykorzystane szanse na pewno zostały naszym kadrowiczom w głowach. Nie dość, że Francuz zostawił naszą reprezentację rozbitą i nie było w niej prawdziwego zespołu, to jeszcze miała ona problem mentalny, ponieważ nie tworzyła grupy fajnych chłopaków. De Giorgi w ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle pokazał natomiast, że mądrą pracą i dyscypliną można wiele zdziałać. Nasi reprezentanci bardzo ciężko trenują, nawet po 7 godzin dziennie. Dla niektórych z nich to nowość, a dla mnie norma w profesjonalnych drużynach. Dodatkowo warto wspomnieć, że w zespole zostały wyznaczone bardzo jasne zasady – co wolno i czego nie wolno. Jeśli będą one cały czas przestrzegane, to wydaje mi się, że jest spora szansa na bardzo dobry wynik – powiedział Maciej Jarosz, były trzykrotny wicemistrz Europy w siatkówce w jednym z wywiadów.
W normalnym kraju, takim rozumiejącym sport i pewne procesy, które w nim zachodzą, byłoby trochę inaczej. Najpierw był sukces, potem trzeba było opracować plan, co zrobić, by go powtórzyć, następnie stopniowo go wdrażać, by później znowu odnieść sukces. Niestety – w ciągu czterech lat naszą kadrę prowadzi właśnie trzeci trener. Pan Jarosz wyrok na temat Antigi wydał nieco ponad dwa lata po złotym medalu mistrzostw świata i ponad półtora roku przed tym, gdy udało się tytuł obronić.
Heynen doskonale zna się na siatkówce, lepiej niż ktokolwiek inny w naszym kraju, ale nie zna się na „polskości” i Polakach. Więc mu podpowiem, z racji tego, że w pełni dobrze mu życzę jako człowiekowi: Panie trenerze, życzę spijania szampana przez tydzień, miesiąc, może dwa – jak najdłużej się da i liczę, że skończy pan przygodę z naszą kadrą. Niech pan idzie do innego kraju – wszędzie pana wezmą z otwartymi rękoma i tam spróbuje przekazywać pan swoją filozofię tego sportu. U Polsce, czyli państwie, który szybko zapomina, za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał, że to pan prowadził ten okręt, który wygrał mundial. Dziś wszyscy kłaniają się w pas, klepią po plecach, otwierają drzwi w knajpie i stawiają piwo – tak będzie jeszcze przez chwilę. Niedługo jednak będzie pan najgorszy, bo drużyna przestanie wygrywać i nieco spuści z tonu – doskonale wiemy przecież, że prędzej czy później tak się właśnie stanie.
Życzę panu tego, żeby został pan kimś, kim w skokach jest dziś Wojciech Fortuna. Facet skoczył w życiu raz, zdobył złoto olimpijskie i złoto mistrzostw świata. Do dziś jest zapraszany do studia w roli eksperta, każdy chce mieć tak zacnego gościa w swoich szeregach przy byle okazji. Jako autor ogromnych sukcesów w naszym sporcie nazwisko „Heynen” zawsze będzie otwierało wszystkie drzwi. Może pan trenować egzotyczną reprezentację, która gra na co dzień o skrzynkę śliwek i nikt takiej decyzji nie będzie krytykował. Dlaczego? Bo miał pan taki kaprys, z którego nie trzeba się tłumaczyć. Gdy jednak w Polsce na moment ściągnie pan nogę z gazu, przez chwilę będzie wiodło się gorzej, od razu znajdą się tacy, którzy wyciągną pistolet i zaczną w pana na ślepo strzelać.
Dariusz Michalczewski powiedział mi kiedyś w wywiadzie, że ostatnie dwa pojedynki w karierze przegrał, bo skupiał się już na biznesie, a nie na sporcie. Dodał jednak, że dlatego dziś tak dobrze mu się wiedzie, bo z mistrzem każdy chce rozmawiać wtedy, gdy ten jest na szczycie, a nie wtedy, gdy przegrywa. Status byłego mistrza na nikim nie robi wrażenia, nie działa na wyobraźnię. Heynen z polską ekipą prawdopodobnie więcej już nie osiągnie. Szkoda by było, gdyby tak zasłużony dla polskiego sportu człowiek został zwolniony kiedyś z pracy i znienawidzony przez tych, którzy go dzisiaj kochają.