Choć to jeszcze nie jest oficjalna informacja, to wszystko wskazuje, że Blikkies Groenewald nie będzie już dłużej trenerem reprezentacji Polski. Śmiem nawet twierdzić, że już nim nie jest. Gdzie bliżej przystawić ucho, tam pojawiają się wiadomości, że drogi szkoleniowca z RPA i Polskiego Związku Rugby rozjechały się na dobre.
Popytałem, podzwoniłem, próbowałem się czegoś dowiedzieć. Nikt nie chce powiedzieć nic więcej niż „Blikkies już nie jest trenerem”. Krajowy związek milczy, prawdopodobnie czekał z ogłoszeniem tej informacji w najbliższych dniach. Pytania, na co czekał i kiedy ma zamiar o tym poinformować, póki co pozostają bez odpowiedzi.
Prawdopodobnie nie dowiemy się dokładnie, o co poszło i dlaczego Blikkies już z kadrą pracował nie będzie, bo wątpliwe, aby opinia publiczna usłyszała coś więcej niż zdawkowe „Współpraca Polskiego Związku Rugby z Blikkiesem Groenewaldem została rozwiązana za porozumieniem stron”. Strzelam, że tak to będzie wyglądało, brudy nie zostaną wyciągnięte i wszystko zostanie zamiecione pod dywan. Tak wygodniej będzie dla obu stron, bo skoro decyzja została już podjęta w tej kwestii to lepiej ran nie rozdrapywać.
Więcej jak pewne, że konflikt pomiędzy stronami się jednak pojawił. Dlaczego?
- bo obie reprezentacje Polski nie obniżyły za kadencji Blikiesa poziomu swojej gry
- bo Blikkies miał prowadzić kadrę bardzo długi czas, a nie tylko przez rok i 2 miesiące
- bo poprzedni trenerzy, czyli Tomasz Putra i Marek Plonka pracowali z kadrą długo (Putra 7 lat, Płonka 3 lata)
- bo zawodnicy byli zadowoleni ze współpracy z trenerem
- bo efekt projektu „Blikkies selekcjonerem obu reprezentacji” miał być widoczny za kilka lat, a nie od razu
- bo w Polsce nie ma osób, którzy mogłyby przejąć jego funkcję
- bo – tu opinia wielu ludzi z polskiego rugby – to znakomity fachowiec i drugiego takiego w naszym kraju nie ma
I mimo tych wszystkich argumentów Blikkies trenerem obu naszych reprezentacji już nie jest. Chyba nie na wyrost jest opinia, że musiało pójść o coś więcej, prawda?
Teorii na ten temat powstanie jeszcze bardzo dużo, bo po opublikowaniu tej informacji na Facebooku poruszenie w komentarzach było ogrome. W zdecydowanej większości przeważał hejt na Polski Związek Rugby i dużo osób dosyć odważnie wypowiadało swoje niezadowolenie z zainstniałej sytuacji. Przez nieco ponad rok pracy z obiema kadrami i po osiągnięciu bardzo przeciętnych wyników znalazła się spora rzesza ludzi, którzy stanęli za Blikkiesem murem. Mając do wyboru poparcie nowego człowieka w polskim rugby, a działaczy, których przedstawiać nie trzeba, komentujący te doniesienia nie mieli wątpliwości: Blikkies był spoko, związek spoko nie był.
Wśród różnych opinii na temat szkoleniowca z RPA najczęściej pojawiała się ta, że Blikkies to profesjonalista. Czytałem co prawda, że źle traktuje swoich zawodników, ktoś zarzucił, że nie lubi krytyki i nie chce słuchać porad innych ludzi, które będą wymagały od niego zmiany decyzji. Jego musi być na wierzchu, chce robić wszystko po swojemu, jest przekonany o swojej nieomylności. Jednego nie potrafili zarzucić mu nawet ci, którzy za Blikkiesem nie przepadali i którzy nie będą za nim tęsknić nawet przez sekundę: facet znał się na swojej robocie i był profesjonalistą w każdym calu.
I całkiem możliwe, że właśnie o brak profesjonalizmu ludzi, w których towarzystwie się obracał, miał największe pretensje. Przyjechał do Polski człowiek, który widział rugby na zdecydowanie wyższym poziomie. W RPA zapewne organizacja, kultura oraz mentalność tego środowiska są na innym levelu. Mając taką wiedzę, przesiąkając tamtym sposobem spojrzenia, dorastając w południowej Afryce, Blikkies siłą rzeczy nabrał wzorców, które można przekazywać innym nacjom. Można uczyć, w tym wypadku, Polaków rugby, według szkoły zaczerpniętej w RPA.
I Blikkies zaczął pewne sprawy układać po swojemu. Co mu się nie podobało – zmieniał, co działało źle – naprawiał. Dostał wolną rękę i ciche przyzwolenie od swoich przełożonych: Blikkies, ty się znasz, więc weź to wszystko jakoś ogarnij – my sobie nie radzimy. Minął rok, zaczął zmieniać, ustawiać, wprowadzać i pokłócił się z ludźmi, którym mimo wszystko nie było na rękę, by ktoś obcy przyszedł i klocki układał po swojemu.
Rozmawiałem z wieloma rugbistami, pytałem ich o Blikkiesa. Byłem ciekawy w jaki sposób wygląda kontakt polskich zawodników z obcokrajowcem. W jaki sposób on ich traktuje. Wiecie co? Każdy był zgodny – to profesjonalista, który zwraca uwagę na czynniki, o których oni nigdy nie pomyśleliby, że można się przyczepić. Ułożenie palców na piłce, długość rozgrzewki, wystarczająca ilość krzeseł w sali podczas odprawy, by każdy mógł usiąść i nie musiał stać – interesowało go wszystko. Miał obsesję na punkcie detali, które jego zdaniem składały się na sukces sportowy. Lubił, gdy rugbiści dobrze się odżywiali, spali pomiędzy posiłkami, chodzili wieczorami na odnowę biologiczną i wiele innych spraw. Chciał mieć kontrolę nad wszystkim, lubił, gdy wszystko przechodziło przez jego ręce. Nie wyobrażał sobie zaniedbać żadnego elementu, który choćby w 1% mógł mieć wpływ na to, że jeden z piętnastu zawodników zagra o kilka centymetrów dokładniej piłkę do kolegi, który znajduje się tuż obok.
I skonfrontował się ze światem, który jego zdania nie podziela. Który – to nasza narodowa cecha – ma dystans do wielu spraw, nie zaśmieca sobie głowy „głupotami” i który bardzo często liczy na to, że „jakoś to będzie”. Skonfrontowały się ze sobą dwa światy, w którym jeden był obsesyjnie sfokusowany na dbanie o wszystkie szczegóły i drugi, który przywykł do swojego miejsca w światowej hierarchii i nie przeżywa trzy dni po meczu porażki w spotkaniu na styku. Światem, który utknął w pewnym miejscu, zakorzenił się w swoim położeniu i uważa, że skok jakościowy nie tylko nie jest możliwy, ale i… niepotrzebny.
Blikkies stwierdził, że to nie jego świat i nie chce dłużej marnować się w miejscu, w którym sufit znajduje się tuż nad jego głową. W którym zdaje sobie sprawę już na samym początku swojej przygody z polskim rugby, że wyżej podskoczyć po prostu się nie da.
Ciekawy jestem, czy i kiedy Polski Związek Rugby odniesie się w końcu do tych informacji. Bądź co bądź news został opublikowany na stronie www.polsatsport.pl, czyli jednym z największych portali sportowych w naszym kraju. Przeczytało go kilkanaście/ kilkadziesiąt tysięcy osób, które wiedzą, że PRAWIE NA PEWNO Blikkies Groenewald nie będzie już trenerem obu reprezentacji Polski w rugby. Naturalnym odruchem w takiej sytuacji każdego czytelnika jest, aby wejść na stronę związku i przeczytać coś więcej na ten temat.
a) Polsat Sport wygaduje głupoty, Blikkies dalej jest trenerem
b) Coś jest na rzeczy, ale w sumie nic nie wiadomo
c) Prawda, Blikkiesa już z nami nie ma – czekaliśmy z opublikowaniem komunikatu do poniedziałku/wtorku/środy, ale ktoś nas uprzedził
Tymczasem news ukazał się w sobotę (29.07) chwilę po godzinie 17, a w poniedziałek (31.07) w dalszym ciągu nie ma żadnego odniesienia do tej informacji. Profile na Facebooku przekleiły ten post, rozpoczęła się dyskusja, zawrzało w mediach społecznościowych, a PZR milczy.
Ciekawe, na czym stanie i jaka będzie oficjalna wersja w tej sprawie. Konflikt, różnica zdań czy może po prostu rozwiązanie współpracy za porozumieniem stron?
Odnoszę wrażenie, że zwolnienie Blikkiesa nie będzie krokiem do przodu dla polskiego rugby.