Piotr Lisek to aktualny rekordzista Polski w skoku o tyczce i pierwszy Polak, który pokonał poprzeczkę zawieszoną na wysokości 6 metrów. Po znakomitym 4. miejscu podczas igrzysk olimpijskich wziął się jeszcze mocniej do pracy, czego efektem był wspomniany przed sekundą wynik, ale i tytuł halowego mistrza Europy z Belgradu. Do stolicy Serbii pojechał w roli faworyta, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło. Przed dwoma laty z Pekinu przywiózł brązowy krążek ze światowego czempionatu, ale teraz o swoich medalowych aspiracjach woli się nie wypowiadać. Póki co ustabilizował formę na poziomie, który dla wielu jest nieosiągalny. Rzadko kiedy jest z siebie w pełni zadowolony, a kolejne cele napędzają go do dalszej pracy. Zapraszam!
Aktualny rekordzista świata w skoku o tyczce chyba ma się dobrze, prawda?
Piotr Lisek: Tak, dziękuję, u mnie wszystko dobrze. Nie mam powodów do żadnych zmartwień w ostatnim czasie.
Napisałem ostatnio artykuł, w którym stwierdziłem, że wielu sportowców mogłoby się załamać po czwartym miejscu wywalczonym na igrzyskach olimpijskich. U ciebie momentu zwątpienia nie było, a lokata tuż za podium na igrzyskach była zwiastunem udanych kolejnych miesięcy.
PL: Dokładnie. Nawet przez sekundę nie przeszło mi przez myśl, że odpuścić treningi i przestać skakać. Uważałem wynik osiągnięty w Rio za spore osiągnięcie. W sporcie chodzi o to, by umieć wstawać po niepowodzeniach. Ja nie byłem zły na siebie po igrzyskach.
Z jakim nastawieniem jedzie na igrzyska olimpijskie brązowy medalista mistrzostw świata? Po medal czy po to, żeby pokazać się z jak najlepszej strony?
PL: Po jedno i po drugie. Nie ukrywam, że na treningach przed igrzyskami skakałem wyżej, niż miało to miejsce podczas konkursu olimpijskiego. Nie wszystko poszło tak, jakbym sobie tego życzył. Wiedziałem, że jestem w stanie skoczyć lepiej i zająć miejsce na podium. Nie udało się jednak, choć czasami myślę, że może ten kubeł zimnej wody był mi potrzebny.
Robert Urbanek też jechał do Rio jako brązowy medalista mistrzostw świata i do finału olimpijskiego nawet się nie zakwalifikował. Był na siebie zły, a cały poprzedni sezon chciał oddzielić grubą kreską. U ciebie też tak było?
PL: Ja do siebie pretensji o nic nie mam i też nie chcę odcinać się od tego, co miało miejsce w Rio. Dałem z siebie wszystko, pokazałem to, na co aktualnie było mnie stać. Zabrakło do medalu, co samo w sobie boli, bo było blisko, ale nie rozpaczałem nad tym faktem. Przeszedłem z tym do normalności praktycznie z dnia na dzień.
Co miałeś w głowie idąc na pierwszy trening po roztrenowaniu? Pamiętasz, jak wtedy sobie to układałeś i z jakim nastawieniem rozpoczynałeś przygotowania do nowego sezonu?
PL: Ja po prostu robiłem swoje. Poszedłem na trening tak jak zawsze i chciałem dać z siebie wszystko. Robić progres z dnia na dzień, rozwinąć się pod każdym względem.
Czy przed sezonem halowym czułeś, że to będzie wyglądało aż tak spektakularnie?
PL: Tak, wiedziałem, że tak będzie. Zabrzmi to bardzo nieskromnie, ale czułem się w formie, wiedziałem, co robię na treningach i w którą stronę to zmierza. Wysokości, które pokonywałem zimą, były naprawdę dobre. Świadomość przełożenia ich na zawody plus dorzucenie kilku centymetrów podczas zawodów kazały myśleć, że w hali będe zadowolony.
Skoczyłeś w zimę na treningu 6 metrów?
PL: Nie, nigdy na treningu tak wysoko nie skoczyłem. Mój rekord to 5,90.
Czyli najwyżej skaczesz podczas konkursów.
PL: Dokładnie, wtedy dochodzi presja, rywalizacja, pojawia się adrenalina, co mnie dodatkowo motywuje i wtedy jestem w stanie wykrzesać z siebie dodatkowe centymetry. Około 10 cm jestem w stanie skoczyć wyżej w konkursie.
Czyli presja ci nie przeszkadza.
PL: Myślę, że sportowcy na najwyższym poziomie potrafią sobie z nią radzić i presja może im tylko pomóc. W mojej konkurencji zawodnicy przeważnie lepiej wypadają podczas zawodów. Wtedy pokazują maksimum swoich możliwości.
Zmieniłeś się po skoczeniu 6 metrów?
PL: Nie wiem, musiałbyś spytać trenera lub żony. Zostałem taki sam, chyba nic się nie zmieniło. Siedzi obok mnie trener, który śmieje się, ale to musiałbyś z nim porozmawiać albo zadzwonić do mojej żony. Nawet gdybym miał taki plan, żeby odlecieć, to moja żona na pewno bardzo szybko sprawdziłaby mnie na ziemię. O to się nie boję.
Żona sprowadza na ziemię, ale wspiera jak rozumiem.
PL: Jasne, że wspiera. Pomaga, jest ze mną – to bardzo ważne.
Czy twoje oczekiwania są obecnie większe? Rok temu leciałeś do Rio pokazać się z dobrej strony, a teraz legitymujesz się życiówką, która każe myśleć już tylko o największych celach. Tak jest?
PL: Oczekiwania są większe, ale plan cały czas ten sam – dać z siebie 100%. Najczęściej podczas zawodów daje z siebie wszystko i u daje mi się skoczyć tyle, na ile danego dnia jestem w stanie skoczyć. Jeżeli w Londynie będzie podobnie, to będę z siebie zadowolony. Mam przynajmniej taką nadzieję.
Czułeś presję przed Belgardem?
PL: Przed Belgradem była największa presja w mojej karierze sportowej. Po pierwsze, jechałem na imprezę mistrzowską w roli faworyta do zwycięstwa, co wcześniej się nie zdarzało. Po drugie, złamałem przed Belgradem tyczkę, a dla wielu skoczków to tak, jakbyś złamał się psychicznie. Po takim wypadku są w głowie różne problemy, różne zawahania. To były dwa czynniki, które mnie przytłaczały, ale wygrałem z nimi i dałem z siebie wszystko. Udało się wygrać, co bardzo mnie cieszy.
Jak ty się czułeś w roli faworyta do złota? Dużo osób na ciebie liczyło i tylko złoty medal spełniałby ich oczekiwania.
PL: Ciężko, bardzo ciężko, ale już o tym nie myślę – było, minęło. Zostawiam to w tyle. Zobaczymy, jak to będzie wyglądało przed Londynem. Czy pojadę tam z 5. wynikiem na świecie, czy z lepszym miejscem i będę znowu stawiany w roli faworyta do medalu.
Przeanalizowałem twoje starty w 2015 roku przed mistrzostwami świata w Pekinie i nie wyglądało to tak znakomicie, jak wygląda teraz. Cieszy to, że od początku sezonu ustabilizowałeś się na bardzo wysokim poziomie w każdym konkursie i skaczesz 5,70 albo wyżej.
PL: Cieszy i nie planuję skakać już w tym sezonie niżej (śmiech). Przed Pekinem było dużo innych zawirowań. Zmiana trenerów, sporo problemów ze zdrowiem – generalnie nie wyglądało to tak, jakbym sobie wymarzył. Myślę, że te wyniki były spowodowane różnymi problemami, a nie tym, że nie robiłem czegoś na 100% i nie przykładałem się do swoich obowiązków na treningach.
Nie wszystko wyglądało tak, jak powinno, a mimo wszystko zdobyłeś brąz. Teraz powinno być tylko lepiej zatem.
PL: Nie chcę być za bardzo pewny siebie. Wcale nie musi tak być, że teraz będzie już tylko lepiej. Żaden ze skoczków nie będzie chciał dać ciała na najważniejszej imprezie i z pewnością nikt nie odpuści. Boje się zapeszyć.
Za pewny siebie nie chcesz być, ale pewny i świadomy swoich umiejętności jesteś, prawda?
PL: Tak, zdecydowanie. Wiesz, nie jestem cichym chłopcem, który ma ciągle nos spuszczony i patrzy w ziemię, ale nie chcę nastawiać się, że wszystko będzie bardzo dobrze, bo wolę się pozytywnie zaskoczyć. Gdybym z resztą zaczął myśleć już o tym, że wszystko jest znakomicie i niczego nie można poprawić, to zaraz pojawiłaby się moja żona, które wybiłaby mi te głupoty z głowy.
To chyba dobrze, prawda?
PL: Bardzo dobrze. Żona i trener to osoby, które nie boją się mówić mi prawdy prosto w oczy. Ola nie ma problemu z tym, żeby wyrazić swoje zdanie. Raczej nie zastanawia się, czy coś powiedzieć, czy też nie. Wali prosto z mostu i ja przyjmuję to na siebie. Ale to dobrze, cieszę się, że mam obok siebie taką osobę. Bez tego profesjonalny sport nie miałby racji bytu. To jest brutalna prawda, a oszukiwanie samego siebie czy droga na skróty niczego dobrego nie przyniosą. Albo znosisz krytykę i osiągasz dobre wyniki, albo wszyscy cię głaszczą i chodzisz z głową w chmurach.
Czy po sezonie halowym czułeś satysfakcję? Usiadłeś przed telewizorem i stwierdziłeś, że zrobiłeś kawał dobrej roboty?
PL: Na pewno nie osiadłem na laurach, bo od razu wybiegałem w przyszłość i wiedziałem, że są kolejne wyzwania, którym trzeba podołać. Na pewno spełniło się jedno z moich marzeń. Skoczyłem 6 metrów, ale automatycznie pojawiło się nowe, które zaczęło wyznaczać cel na przyszłość. Póki co, skupiam się na tym, żeby powtórzyć wynik osiągnięty w hali. Skoczyć ponowie 6 metrów i dojść do optymalnej formy. To tak na teraz.
„Racjonalnie myślący sportowiec zawsze szuka dziury w całym” – tak ostatnio przeczytałem. Ty też tak masz?
PL: Chyba trochę tak jest. Często pojawia się niedosyt po zawodach. Mimo że często jest dobrze i mam się z czego cieszyć, to coś mi nie odpowiada i widzę swoje niedociągnięcia, braki. Pełnej satysfakcji nie ma albo jest rzadko. Bardzo rzadko.
Czy nazwisko „Lisek” więcej waży teraz, niż miało to miejsce jeszcze rok temu? Inaczej patrzą na ciebie zawodnicy?
PL: Nie wiem, trudno jest mi powiedzieć. Musiałbyś ich zapytać. Nie wiem co siedzi w głowach innych zawodników i prawdę mówiąc mało mnie to obchodzi. Ja zawsze skupiam się na sobie, a nie na tym, co kto myśli i jakie ma zdanie na mój temat. Umówmy się – zawsze jest tak, że jeden zawodnik próbuje podejść drugiego, ale ja się od tego odcinam i nie poświęcam temu swojej uwagi.
A w jaki sposób ty podchodzisz innych zawodników?
PL: Podchodzę, pewnie, mam swoje sposoby. Generalnie wszyscy zawodnicy lubią się, nie ma między nami złej atmosfery. Nie wiem jak to wygląda w innych sportach, ale u nas liczy się tylko rywalizacja sportowa. Nie ma dogryzania sobie, prowokacji ani nic z tych rzeczy.
Czy ty cieszysz się w ogóle po konkurach, w których pokonujesz wysokość 5,70? Czy ciebie już nie satysfakcjonuje pokonywanie takich wysokości?
PL: Może nie jestem na siebie bardzo zły, ale tylko trochę. 5,70 to jest minimum, które trzeba wypełnić jeżeli chce się jechać na mistrzostwa świata. Niektórzy cały sezon walczą, by je osiągnąć i nie wszystkim się to udaje. Nie cieszę się jednak, że kończę konkurs z tym wynikiem, bo wiem, że stać mnie w tym roku na wyższe skakanie. Nawet 5,80 nie powoduje uśmiechu na mojej twarzy, choć to oczywiście bardzo dobry rezultat.
Jakie wyniki ciebie zadowalają?
PL: 5,90 to jest taki rezultat, po którym bym na pewno nie rozpoczał. Wiem, że jestem w stanie skakać wyżej, ale przy takim wyniku czułbym się zadowolony.
Piotr, powiedziałeś o tym, że nie chcesz zapeszać, ale rozmawiając z tobą chyba nie na miejscu byłoby stwierdzenie, że ty do Londynu lecisz po brąz, prawda? W grę wchodzi chyba tylko mistrzowski tytuł – tak mi się przynajmniej wydaje.
PL: Już raz popełniłem ten błąd i powiedziałem, że brązu nie chcę, bo mam brązowych medali za dużo. Później na mistrzostwach Europy byłem czwarty i igrzyska olimpijskie też skończyłem tuż za podium. Więc tego błędu już nie popełnię i nic nie powiem. Mam nadzieję, że pokaże się z jak najlepszej strony i zamiast swoją wartość podnosić w wywiadach po prostu pokażę ją podczas konkursu w Londynie.
Krótkie pytanie: Czy po tym sezonie twój rekord życiowy w dalszym ciągu będzie wynosił 6 metrów, czy będzie to – przykładowo 6,02?
PL: Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie chcę sobie pluć w brodę na koniec sezonu. Nie powiem ci, ile uda mi się w tym sezonie skoczyć, ale rzecz jasna bardzo chciałbym poprawić swoją życiówkę.
Dobrze, dziękując za rozmowę chciałem życzyć złotego medalu w Londynie. Ty nie chcesz o tym mówić, ale ja trzymam kciuki, żebyś został mistrzem świata.
PL: Dziękuję bardzo.