Teoretycznie, na przestrzeni czterech i pół miesiąca niewiele się zmieniło w obu zespołach. Jedni w dalszym ciągu są w grze o mistrza, drudzy przede wszystkim chcą się w lidze utrzymać. – Jeżeli uda się zawędrować wyżej, a może nawet zakręcić jakoś w połowie stawki, to będzie to nasz wielki sukces – jakoś w ten deseń w lipcu grzmiał Grzegorz Niciński. Problem w tym, że dziś Nitek od swojej pracy już odpoczywa. Warto w tej sytuacji dodać, że jeszcze kilka miesięcy temu nie planował urlopu na początku kwietnia.

A nie, jednak trochę się pozmieniało. Z resztą, zobaczcie sami. Poniżej tabela przed pierwszymi derbami w tym sezonie.

tabela13kolejka

Lechia przewodziła w stawce i miała bardzo komfortową sytuację w wyścigu po tytuł. Najgroźniejsi rywale, czyli mimo wszystko Legia i Lech, błąkali się gdzieś w środku stawki, a tuż za plecami drużyny Piotra Nowaka plasowała się Jagiellonia, Termalica i Zagłębie, których nikt jednak poważnie nie traktował w kontekście mistrzostwa kraju.

Minęło trochę czasu, piłkarze zdążyli odpocząć w zimę, naładować akumulatury, rozegrać łącznie 15 spotkań ligowych i dziś wygląda to tak:

tabelaobecna

Pal licho Lechia. Można było się tego spodziewać, że Legia w końcu zacznie grać na miarę swojego potencjału i wspinać się w tabeli coraz wyżej i wyżej. Co prawda zaskakuje drugie miejsce Jagiellonii, a nie na przykład Lecha, ale to jest akurat najmniej istotne. Spójrzcie na Arkę. Matko jedyna, co za zjazd. Równia pochyła w tym wypadku wydaje się nie mieć końca. Z 5. miejsca na 13. po rozegraniu 15 spotkań. Jeżeli tendencja zostanie podtrzymana, to Żółto-niebiescy niedługo będą grali w niezwykle prestiżowym spotkaniu międzypowiatowym z Gryfem Wejherowo.

Jeszcze w połowie października pisałem o beniaminkach i ich dobrej grze, która zaskoczyła wszystkich kibiców w naszym kraju. Oto fragment tamtego tekstu:

„Co by jednak nie mówić o tegorocznych beniaminkach, wiedzie im się jak do tej pory nie najgorzej. Arka po dwunastu rozegranych kolejkach jest na piątym miejscu w tabeli z aż osiemnastoma punktami na koncie. Nafciarze plasują się trzy lokaty niżej  z dorobkiem punktowym również o trzy oczka gorszym od swoich rywali z poprzedniej kampanii. Wiele osób już teraz zastanawia się, jak długo beniaminkowie będą w stanie dotrzymać kroku najlepszym w kraju. Odpowiadam – do końca sezonu. Dobra dyspozycja obu ekip, to nie zasługa rewelacyjnej formy i znakomitego przygotowania na początku sezonu, a rzeczywistego poziomu, jakie obie ekipy prezentują.”

I o ile w przypadku Wisły Płock jeszcze jakoś mogę się wybronić, o tyle z Arką nie trafiłem kompletnie. Dałem się ponieść emocjom, zajanuszowałem i po kilku dobrych meczach wpadłem na genialny pomysł, by napisać, że w tej Gdyni jednak w miarę dobrze kopią piłkę. Żeby było jasne – nie, nie kopią.

 

Jak obie ekipy radziły sobie w międzyczasie?

No właśnie, 15 spotkań to już spory okres do analizy i wyciągania wniosków. Do zdobycia było w tym czasie aż 45 punktów.

Lechia zdobyła ich 22 (44%) – 6 zwycięstw, 4 remisy i 5 porażek.

Arka zdobyła ich 12 (26%) – 3 zwycięstwa, 3 remisy i 9 porażek.

 

Atut własnego boiska.

Coś oklepanego i powtarzanego przez piłkarskich ekspertów za każdym razem. Wiadomo – lepiej mieć publiczność po swojej stronie, a nie przeciwko. W tym przypadku jednak to właśnie ten element może być decydujący. Lechia u siebie gra jak z nut (11 zwycięstw, 1 remis, 2 porażki). Te statystyki gwarantują jej tytuł najmniej gościnnego gospodarza spośród wszystkich drużyn w Ekstraklasie. Arka natomiast na wyjazdach zdobyła tylko 13 z 42 możliwych punktów (30%). Od ostatnich derbów poza domem grała ośmiokrotnie. Zdobyła w tych spotkaniach 8 punktów (2/3 całości w tym czasie).

Cele na ten sezon.

Tak jak już powiedziałem – z jednej strony zdobyć tytuł, z drugiej nie spaść. I o ile jeszcze pod koniec października ta druga deklaracja brzmiała jak wyznaczanie planu minimum, który jest zupełnie oderwany od rzeczywistości, o tyle teraz strach coraz częściej zagląda gdynianom w oczy. Kilka dni temu z Arki poleciał Niciński i wiele wskazuje na to, że projekt pod tytułem „wielka Arka” trzeba będzie latem przebudować. Pytanie, czy z myślą o graniu w elicie czy w rywalizacji w rozgrywkach I ligi.

Nieobecni.

Mateusz Szwoch i Milos Krasic. Z pewnością najgłośniejsze nazwiska w obu zespołach. Która drużyna więcej straci przez braku swojego lidera? Najpierw sprawdźmy na ich liczby z tego sezonu.

Milos Krasic – 27 meczów, 2264 minut, 1 gol, 5 asyst

Mateusz Szwoch – 34 mecze, 2363 minuty, 4 gole, 7 asyst

Moim zdaniem nieobecność Krasica nie jest dla Lechii wcale aż taką stratą, jak się wszystkim wydaje. Obecnie Serb niewiele wnosi do gry Lechii, praktycznie w ogóle nie zagraża bramce rywali. Przy dobrej ostatnio formie Rafała Wolskiego i kłopocie bogactwa w środku pola (Borysiuk, Nunes, Slavczev, Chrapek, Mila) Piotr Nowak nie powinien mieć żadnych problemów ze złożeniem optymalnego zestawienia na ten mecz.

Brak Szwocha to już strata jednak ogromna. Gdy patrzę czasami na spotkania Arki to mam wrażenie, że to jeden z dwóch, może trzech piłkarzy (Formella, Marcus da Silva), którym piłka przy nodze nie przeszkadza. Reszta – solidni rzemieślnicy, którzy z grą kombinacyjną mają tyle wspólnego, co Nergal z muzyką klasyczną. flaga

„Podniosłość” derbów.

Dla kibiców i dziennikarzy – oczywiście. Dla piłkarzy – spotkanie jak każde inne. Zaufajcie mi – piłkarze mają w nosie te derby. Ich to interesuje tak samo, jak spotkanie z Gónikiem Łęczna. Może trochę się coniektórzy zdziwią, że trybunach jest nie 12, a 40 tysięcy ludzi i że spotkanie odbywa się w poniedziałek wielkanocny. Reszta nikogo nie wzrusza, a historia derbów, ich klimat i wyniosłość piłkarzy nie obchodzi. Tu fragment tekstu sprzed poprzednich derbów. Lepiej bym tego drugi raz nie napisał.

„U nas niestety tego nie ma. Mówię „niestety”, bo derby to nie powinna być tylko wojenka Mietka z Zaspy z Heniem z Redłowa. To powinien być również psychologiczny pojedynek rozgrywany pomiędzy kapitanami obu zespołów. Bramkarzy, którzy pamiętają poprzednie spotkanie i super strzelców, z których jeden zaliczył dublet, a drugi nie trafił do pustaka z czwartego metra. Trenerów, którzy mają sobie coś do udowodnienia i masażystów, którzy spięli się w tunelu wychodząc na boisko. TO SĄ DERBY. Emocje generują się same na takie spotkania i nie trzeba napisać nic na facebooku ani nucić pod nosem obraźliwych przyśpiewek by wiedzieć, że czeka nas coś wyjątkowego.”

Więc okej – mnie jara, ciebie czytającego ten tekst również. Ale Wawrzyniaka, Flavio, Formellę czy Marciniaka już absolutnie nie.

 

Faworyt.

Jestem pewien jak nigdy, że wygra Lechia. Jakieś 2:0. Dziś, mimo problemów i cieniowania na wyjazdach, są poziom wyżej. Derby dla Arki przyszły w możliwie najgorszym momencie. Dla Lechii mogą stworzyć szansę powrotu na właściwą drogą. Ścieżkę, od której coraz bardziej Krasić i spółka w ostatnich tygodniach się oddalają.

kapitanowie

KOMENTARZE