Czas szybko leci. Dziś mija dokładnie dziesięć lat od momentu, kiedy Ronaldinho w pojedynkę pokonał Real Madryt. Pokonał? Brazylijczyk rozstrzelał Królewskich, upokorzył, zeszmacił i wytarł nimi glebę. Pozostałości piłkarzy pozostawił bezczynnie na zielonej murawie i kazał im cierpieć na oczach własnych kibiców. Dodatkową frustrację wszystkich wywoływało to, że robił wszystko z nieprawdopodobną lekkością i uśmiechem na ustach. Tak, to dziś mija dziesięć lat od tego spektakularnego meczu w wykonaniu cracka Barcelony. Chyba śmiało można powiedzieć, że to właśnie wtedy powrócił dawny błysk wielkiej Barcelony, którego zwieńczeniem był wygrany finał Ligi Mistrzów pół roku później.
Po pierwszej połowie meczu wynik pozostawał wciąż sprawą otwartą. To Barca dominowała na terenie wroga i ona prowadziła 1:0 po sprytnym strzale Samuela Eto. Obrońcy Blaugrany nie byli jednak w wybornej formie w tym spotkaniu, więc teoretycznie wciąż wszystko było możliwe. Kilka dogodnych sytuacji zmarnował Robinho, w pojedynkę ofensywą Królewskich próbował dyrygować Ronaldo. Pomimo tego, że w środku pola piłkarzy z Madrytu występował sam Zidane, który obok siebie miał Beckhama, a przed sobą Raula i wspomnianą wcześniej dwójkę napastników z Brazylii Real nie istniał. Barca grała swoje i tylko czekała na wyprowadzenie Realowi decydującego ciosu. Po godzinie gry do roboty wziął się Ronaldinho, który po efektownym rajdzie przez połowę boiska pokonał po raz pierwszy bezczynnie klęczącego w polu karnym Casillasa. Kilkanaście minut później błysnął ponownie. Zabawił się z Helguerą, wrzucił na karuzelę debiutującego w klasyku Ramosa, a z błędnika Michaela Salgado na długie tygodnie zrobił sieczkę. Była 77 minuta, a tablica wyników pokazywała wymowne 0:3. Real był na kolanach, prosił sędziego Iturralde Gonzaleza, by ten skończył już tę męczarnie. W pole karne Ikera rzucono z trybun wymowny biały ręcznik, który jasno dawał do zrozumienia gościom, że ta zabawa przestaje już wszystkich interesować. Kibice zgromadzeni na trybunach Santiago Bernabeu wstali z miejsc i zgotowali owację na stojąco brazylijskiemu piłkarzowi. Owacje, której zaszczytu nie dostąpił nikt na tym stadionie od ponad dwudziestu lat i której pewnie już nikt nigdy nie dostanie. Barca upokorzyła Real na jego ziemi i pewnym krokiem zmierzała po francuski Puchar Mistrzów.