Dokładnie rok temu, pierwszego listopada 2014 na Camp Nou przyjechała Celta Vigo. Po przegranym El Clasico tydzień wcześniej, drużyna Luisa Enrique po raz pierwszy znalazła się w trudnym położeniu. Gra zespołu nie zachwycała już od dłuższego czasu, jednak trenera broniły osiągane wyniki. Barca zaczęła przegrywać, a niecierpliwi katalońscy fani po mału tracili cierpliwość. Klub nie mógł sobie przecież pozwolić na drugi z rzędu sezon bez żadnego trofeum.
Enrique przegrał spotkanie z Celtą i spadła na niego fala krytyki. Były kapitan Blaugrany tracił szacunek fanów, na który będąc zawodnikiem pracował latami. Socios domagali się zmian. Drużynę miał prowadzić ktoś doświadczony, ktoś kto na wypadek niepowodzeń będzie potrafił wprowadzić inny system gry niż powtarzana do znudzenia tiki – taka. Przygoda Lucho z ukochanym klubem mogła zakończyć się bardzo szybko.
Enrique rotował, zmieniał, kombinował, za co wielokrotnie dostawało mu się po uszach. Porażka na początku stycznia z Realem Sociedad wstrząsnęła klubem na tyle, że mury Camp Nou opuścili Puyol i Zubizarreta. Gra z biegiem czasu zaczynała się układać, choć Barca grała inaczej niż zwykle. Messi wrócił na prawe skrzydło, a Iniesta w najważniejszych meczach sezonu to znowu był ten sam magiczny don Andres. Lucho wygrał wszystko, co było do wygrania i zamknął usta niedowiarkom. 365 dni wystarczyło, żeby trenera o wątpliwych umiejętnościach wykreować na klubową legendę. Tuż obok Cruyffa i Guardioli.