Teoretycznie – mecz do jednej bramki. Pięściarz X był od pięściarza Y o trzy klasy lepszy. W praktyce – bardzo wyrównany pojedynek. Kto wie, być może nawet na remis. Analizując rundę po rundzie i przyznając obu bokserom punkty za każde starcie obsawiałem 115:115. Sędziowie widzieli to jednak zupełnie inaczej. NEW. 119:109, 117:111, 117:111. Komedia.

Oglądaliśmy inne starcie. Tak, widzieliśmy zupełnie inną walkę. Ja oglądałem obronę mistrzowskiego pasa w kategorii curiser organizacji WBO przez Krzysztofa Głowackiego, a sędziowe oglądali mistrzostwa szkoły podstawowej w dwa ognie, gdzie szóstoklasiści niemiłosiernie zlali swoich o dwa lata młodszych kolegów. Pojedynek wyrównany, pojedynek dobry technicznie, dynamiczny, oparty na ralizowaniu założen taktycznych. Pojedynek, który nie zapowiadał się na 12-rundowe starcie, a który jest przykładem dla bokserskich adeptów, jak należy walczyć. W końcu mądry, wyrachowany boks, którego piękno dostrzegli nawet najwybitniejsi eksperci szermieki na pięści. Walka, w której do końca nie było wiadomo, kto zwycięży.

Zasady punktowania pojedynku bokserskiego są niezwykle proste. 10 punktów dostaje pięściarz, który wygrał rundę, oczko mniej pięściarz, który rundę przegrał. To, czy zwycięzca był zdecydowanie lepszy, trochę lepszy, czy tylko o odrobinę lepszy, nie ma tutaj żadnego znaczenia. Każde strarcie ktoś musi wygrać i – co oczywiste – ktoś musi przegrać. Czyli jeżeli Główka jest od swojego rywala wyraźnie gorszy i nie wyprowadził żadnego celnego ciosu, to zgarnia tyle samo punktów, co jego rywal, który w kolejnej rundzie był tylko minimalnie słabszy . 10 to 10, 9 to 9. Proste, prawda?

Do czego zmierzam? Do tego, że w moim odczuciu większość z rund była bardzo wyrównana. W trzech odsłonach wyraźnie lepszy był Usyk, który na 10 punktów wyraźnie zasłużył. Główka natomiast starć, w których wyraźnie dominował, miał zdecydowanie mniej. Może inaczej – nie było ani razu widać, że Krzysiu jest dużo lepszy i może zaraz  posłać Ukraińca na deski. Ani razu go nie zamroczył, nie bił seriami. Gdy jednak „w boksie jest mniej boksu” to I TAK KTOŚ MUSI RUNDĘ WYGRAĆ. Nie ma miejsca na sytuację, w której nie padł ani jeden cios podczas rundy i sędziowie dają dwie dziesiatki albo dwie dziewiątki. Tak samo jak podczas kompletnej dominacji jeden ze stron, gdzie w ciagu 3 minut pięściarz zada 32892794 ciosów, a jego rywal żadnego, to różnica punktowa wynosi TYLKO 1 punkt.

Osobiście uważam, że w tych „biernych” rundach, w której boksu jest mniej, punkty powinny być przyznawane mistrzowi. Tak po prostu. Bo jest mistrzem i broni tytułu. Bo do tego, żeby nim zostać, musiał przejść długą drogę pełną wyrzeczeń. To trochę jak jak ze stażystą w wielkiej korporacji. To on musi zabiegać o dobre relacje z innymi pracownikami i z uśmiechem na ustach witać starszych pracowników. Oni nie muszą, choć kiedyś też tak robili.

Sam przebieg walki nie był taki, jakbyśmy sobie życzyli. Widać było gołym okiem, że Ukrainiec to chłop nie z pierwszej łapanki. Zna się na boksie i do największych ringowych wojen wchodzi z odpowiednim bagażem doświadczeń. Jest szybki, silny, dynamiczny i znakomicie porusza się w ringu. Głowacki natomiast zdaje sobie sprawę z tego, że nie zawalczył tak, jak chciał zawalczyć. Krzysiu wyglądał trochę tak, jak podczas kariery amatorskiej. Czekał na jeden mocny cios. Nie – tak jak w pojedynku z Huckiem – kombinacyjne wyprowadzanie ciosów, a mocne uderzenie, które ma rozstrzygnąć walkę. Jak trafię, to zabiję. Jak nie trafię, to przegram, bo zadaje mniej ciosów.

Przytoczę teraz fragment mojej rozmowy z Krzysiem z lutego tego roku. O karierze amatorskiej:

-” Byłem młody i głupi. Za wszelką cenę chciałem wygrać przed czasem. Szedłem mocno do przodu, waliłem cepami gdzie popadnie. Zero taktyki, żadnego planu na walkę. Dwie rundy strzelałem, straciłem mnóstwo sił, a on dalej stał o własnych siłach. Człowiek dopiero po czasie rozumie pewne rzeczy, potrafi je właściwie ocenić.”

Nie można powiedzieć, że Główka nie miał planu na sobotnią walkę. Po powtórnym obejrzeniu pojedynku i mając w pamięci te słowa wiem, że pewne stare nawyki w walce z Usykiem powielał. Odsłaniał się, chciał wciągnąć rywala w półdystans i mocnym uderzeniem powalić go na deski. Taka była strategia nie na ostatnie dwie rundy, a na cały pojedynek (no może poza pierwszymi trzema rundami) Ukrainiec był jednak szybki, schodził z lini ciosu i nie słabł. A to miał być as w rękawie naszego mistrza z Wałcza – kondycja. Kondycja, którą Usyk miał na 15 albo i 20 rund.

Co teraz? Odpoczynek i trzeba pomyśleć o rewanżu. Znacznie innym pojedynku, bo już pewnie nie w Polsce i tylko jako challenger. Problem jest tym większy, że biernej rundy na Ukrainie nikt nie zapisze Głowackiemu. Tam pretendent będzie musiał być wyraźnie lepszy od mistrza, jeżeli będzie chciał wygrać. W innym wypadku pojedzie w gości na wycieczkę krajoznawczą.

119:109. Świat boksu jeszcze czegoś takiego nie widział.

 

FOTO: polskieradio.pl

KOMENTARZE