Klasyczny falstart zaliczyła w pierwszym spotkaniu nowego sezonu Ekstraklasy (przepraszam, Lotto Ekstraklasy) Lechia Gdańsk. Na boisku w Płocku nie widzieliśmy drużyny która szumnie zapowiadała walkę o Mistrzostwo Polski. No może przez kwadrans. Potem było już tylko źle albo bardzo źle. Oto kilka wniosków po tym meczu a przed spotkaniem kolejnym, w którym Biało-zieloni zmierzą się z Górnikiem w Lublinie.

1/ Jak to ktoś celnie podsumował, parafrazuję: w Lechii za dużo jest obecnie artystów, a za mało ludzi do zapierdalania. Gdy Wisła Płock zaostrzyła nieco grę w pomocy, nie było komu walczyć o piłkę. Ani Krasić, ani tym bardziej Wolski, ani nawet Chrapek nie są specjalistami od destrukcji, rozpychania się łokciami i walki wręcz, a w naszej lidze te walory nierzadko znaczą więcej, niż umiejętność perfekcyjnego sklejenia piłki, zagrania klepki czy nawet prostopadłego podania między obrońców. Jeśli skorzystać z kolejnego, popularnego ostatnio porównania: drużyna piłkarska to orkiestra, w której kilku muzyków gra na fortepianie, a reszta go jedynie nosi. W pomocy Lechii nie ma kto zapierdalać z fortepianem, a gra wirtuozów póki co brzmi raczej mizernie. W konsekwencji zostali nakryci czapką przez Furmana…

 

2/ Rozwiązaniem mógłby być Kovacević, tylko… No właśnie. Aleksandar jest Serbem. Podobnie jak Krasić i Milinković Savić. I jako że nie mamy nic do tej bardzo utalentowanej piłkarsko nacji, z Serbią jest jeszcze jeden problem. Nie leży w Unii Europejskiej, a od tego sezonu takich zawodników może na murawie jednocześnie przebywać jedynie dwóch. Krasić to gwiazda zespołu (na pewno pod względem zarobków), a Milinković Savić, mimo że słaby (w meczu z Wisłą zawalił pierwszą bramkę), nie ma za bardzo konkurencji do miejsca w bramce. Na ławie siedzi więc Kovacević. Kolejny ból głowy Nowaka…

3/ Jakub Wawrzyniak. Zdawałoby się, że napisano już o nim wszystko, ale on swoimi interwencjami wciąż przysparza pożywki dla entuzjastów jego talentu (w drugiej części tego zdania trzykrotnie powinienem użyć cudzysłowu – zgadnijcie w których miejscach…).Po meczu z płocką Wisłą chyba już nikt nie ma wątpliwości, czemu lewy obrońca Lechii nie zaliczył na Euro ani minuty. Wawrzyniak nawet w życiowym szczycie swojej formy (zastanawiam się kiedy to tak naprawdę było i nie wiem…) był znacznie bardziej chwalony za grę do przodu niż bronienie, a upływający wiek i kolejne siwe włosy na skroniach raczej nie sugerują, że w najbliższych sezonach będzie lepiej. W meczu z Wisłą Kubuś maczał palce przy stracie pierwszej bramki (krycie na radar) i niemalże dosłownie maczał palce przy drugim trafieniu dla rywali (ręka w polu karnym). Kadra Lechii wygląda na bardzo silną, ale głównie na papierze, ponieważ znajdują się tam nazwiska, które kiedyś znaczyły więcej niż obecnie. Szczególnie w obronie. Tam przydałoby się zwiększenie rywalizacji i świeża krew.

 

4/ Znowu początek sezonu. Znowu wyjazdy. Znowu wpierdol. Pisałem o tym ostatnio. Chciałem się pomylić, zapeszyć, ale niestety miałem rację…

 

5/ W drugiej kolejce Lechia zmierzy się na wyjeździe z Górnikiem Łęczna. Niech nikogo jednak nie zwiedzie ani niegroźnie brzmiąca nazwa rywala, ani sympatyczne nazwiska zawodników tego klubu ( Drewniak, Piesio, Śpiączka itd). Wciąż twierdzę, że gdańszczan w tym sezonie stać na rzeczy wielkie, ale biorąc pod uwagę wszystkie wymienione powyżej punkty, wcale nie jedziemy na ten mecz jak po swoje. Tu trzeba zacisnąć zęby i zacząć zapierdalać. ZAPIERDALAĆ! W tej lidze nikt przed Biało-zielonymi na murawie kłaść się nie zamierza, co najwyraźniej zdziwiło ich w Płocku. Z szoku po utracie wyrównującej bramki nie potrafili wyjść aż do końca spotkania. Oby przebudzili się w najbliższy poniedziałek…

 

 

 

 

FOTO: Przegląd Sportowy

KOMENTARZE